Udało się rozwikłać zagadkę wielkiego skarbu wikingów. Czekaliśmy ponad 10 lat

W 2014 roku w Szkocji odnaleziono depozyt kosztowności – głównie w postaci srebrnych artefaktów – ważący około pięciu kilogramów. Na uzyskanie odpowiedzi na pewne palące pytania dotyczące tego odkrycia trzeba było sporo poczekać, bo do kolejnej dekady. Teraz poznaliśmy jednak nowe informacje, które pozwalają spojrzeć na to znalezisko z nowej perspektywy.
Udało się rozwikłać zagadkę wielkiego skarbu wikingów. Czekaliśmy ponad 10 lat

Określa się je mianem skarbu Galloway, który trafił na wystawę Narodowego Muzeum Szkocji w Edynburgu. Mowa o około 100 przedmiotach wywodzących się z epoki wikingów. Zostały one wykonane między innymi ze srebra, złota, szkła, kamienia czy gliny. Eksperci byli w tym przypadku zgodni, wspólnie twierdząc, iż chodzi o jeden z najważniejszych skarbów łączonych z wikingami, jakie kiedykolwiek odnaleziono na terenie Szkocji.

Czytaj też: Zaginione miasto Królestwa Urartu. Polska ekspedycja odkryła jego mroczne sekrety

Odkrycie to miało miejsce w Balmaghie i nastąpiło dzięki hobbystycznemu poszukiwaczowi skarbów. Ten poinformował o całej sprawie archeologów, którzy zorganizowali na miejscu zakrojone na szeroką skalę wykopaliska. Tym sposobem udało się dotrzeć do różnego rodzaju dowodów na bogatą przeszłość całego stanowiska. Autorzy badań na ten temat uznali, iż tytułowy skarb został zakopany w połowie IX lub X wieku. Nie było natomiast jasne, kto i dlaczego to zrobił.

W ostatnim czasie doszło do istnego przełomu, ponieważ naukowcom udało się zidentyfikować imiona właścicieli kosztowności, a także napisane przez nich wiadomości. Kluczową rolę w zorganizowanych analizach odegrały ekspertyzy poświęcone czterem pierścieniom naramiennym pokrytym pismem runicznym w formie inskrypcji. Poza tym podobne zapisy znajdowały się na piątym, odrębnym przedmiocie.

Naukowcy przeanalizowali pismo runiczne znajdujące się na przedmiotach znalezionych w Szkocji. Tym sposobem próbowali wyjaśnić, kto zostawił tam skarb wikingów pochodzący sprzed ponad tysiąca lat

W toku prowadzonych badań ich autorzy zdali sobie sprawę, iż srebrne kosztowności zawierają inskrypcje oznaczające staroangielskie słowa i imiona. Na przykład na jednym z pierścieni umieszczono słowo, które można przetłumaczyć jako bogactwo. Poza tym ktoś umieścił na nim imię Edgar, na kolejnym Tila, a na jeszcze innym: Bercol, Berwulf lub Berric. Ostatni z artefaktów został natomiast podpisany imieniem znanym jako Egbert.Na największym z pierścieni znalazło się miejsce dla najdłuższego, a zarazem najtrudniejszego do rozszyfrowania napisu.

Czytaj też: Szokujące znalezisko w polskiej jaskini. Kanibalizm pradawnych Europejczyków w Polsce

Analizy tego przedmiotu pod mikroskopem wykazały, że prawdopodobnie autorzy inskrypcji skorzystali ze średniowiecznych skrótów. Mając to na uwadze, członkowie zespołu badawczego ogłosili, iż chodzi o napis: to jest własność społeczności. To dość nieoczekiwany zwrot akcji, bo wskazujący na zaskakujące poczucie wspólnotowości u wikingów – i to dotyczące podziału bogactwa w ówczesnych społecznościach. Wydaje się, iż mowa o zbiorowej kryjówce, choć wciąż nie jest jasne, dlaczego ją utworzono i z jakiej przyczyny nikt nie powrócił po skarby.