Skandal w domu Wieszcza, czyli Mickiewicz w trójkącie

Pierwsza żona miłościwie nam panującego brytyjskiego króla Karola III – księżna Diana, opisując dziennikarzowi swój związek z ówczesnych Księciem Walii, wymykającym się nieustannie do kochanki, bez ogródek powiedziała, iż w małżeństwie trzy osoby, to już tłok. Bez wątpienia zgodziłaby się z nią Celina, niekochana i zaniedbywana przez męża żona Adama Mickiewicza, która z autorem Pana Tadeusza musiała dzielić się z demoniczną Xawerą Deybel.
Skandal w domu Wieszcza, czyli Mickiewicz w trójkącie

Adam Mickiewicz lubił kobiety, co do tego nie ma wątpliwości. Miał też osobliwe szczęście do wpadania przez nie w różne dziwne perypetie, jako młody chłopak kochał Marylę Wereszczakównę i tak rozpaczał, gdy ta wychodziła za mąż, że przyjaciele bali się, iż początkujący poeta sobie coś zrobi, zwłaszcza gdy zaczął im opowiadać o Cierpieniach młodego Wertera, których bohater w analogicznej sytuacji popełniał samobójstwo. Tymczasem w pokazywanej na zewnątrz desperacji więcej było romantycznej pozy niż prawdziwych emocji, bo w czasie gdy Adam wylewał w dzień łzy za Marylką, noce spędzał w buduarze starszej od siebie o blisko dekadę Karoliny Kowalskiej, która mimo posiadania męża oraz dzieci, budziła w swym młodziutkim kochanku tak dziką namiętność, że najchętniej nie wychodziłby z jej łóżka, a gdy na jego drodze stanął konkurent do wdzięków bezpruderyjnej doktorowej, Mickiewicz, nie namyślając się długo, zdzielił go świecznikiem w łeb, co omal nie zakończyło się pojedynkiem z… mężem Karoliny. Jakiś czas potem, gdy przyszły Wieszcz siedział w więzieniu, aresztowany przez władze rosyjskie i czekający na proces, to właśnie pani Kowalska przynosiła biedakowi paczki z jedzeniem, żeby nie schudł za bardzo na więziennym wikcie.

Skazany na przesiedlenie w głąb Rosji poeta również i w kolejnych miejscach pobytu prowadził się „nie po katolicku”. Na Krymie, gdzie pisał rzewne sonety, osładzał sobie gorycz wygnania zażywaniem uciech cielesnych z arystokratką – Karoliną Sobańską, będącą (o czym Mickiewicz nie wiedział) płatną informatorką carskiej bezpieki. Z kolei w Petersburgu przystojny młodzieniec zakręcił się wokół popularnej pianistki Marii Szymanowskiej, prowadzącej w stolicy imperium popularny salon grupujący artystów i literatów. Jak się zdaje, przyszłego autora Pana Tadeusza wyjątkowo kręciły związki ze starszymi odeń kobietami, bo już za jego życia wielu szeptało, iż i ta dama dołączyła do listy jego zdobyczy. A była to kobieta niezwykła, która wbrew panującym w epoce konwenansom, porzuciła niekochanego męża, samodzielnie, własną ciężką pracą utrzymywała trójkę dzieci – dwie córki i syna, a do tego wywalczyła sobie w Petersburgu silną pozycję towarzyską, zostając oficjalną fortepianistką dworu. Czy jednak z młodym adoratorem połączył ją romans o charakterze erotycznym, czy też ich stosunki pozostały czysto platoniczne, niestety, nie wiadomo.

Proroctwo

Odwiedzając swoją nową bogdankę, Mickiewicz siłą rzeczy miał kontakt z jej nastoletnim potomstwem – bliźniakami Heleną i Romualdem – oraz o rok młodszą Celiną. Uważał całą trójkę, za, jak to określał: drobniutkie dziateczki i nawet mu do głowy nie przyszło, że najmłodsza córka adorowanej kobiety, której wpisał się pewnego razu do sztambucha, w przyszłości zostanie jego żoną! Choć sam poeta po latach przekonywał, że jakiś duch opiekuńczy dawał mu już sygnały co do tego, jak potoczą się jego losy – sylwestrowej nocy 1829 roku, śpiąc na petersburskiej stancji dzielonej z przyjacielem Franciszkiem Zalewskim, poeta miał widzenie, w którym elegancko ubrany dżentelmen wręczył mu bilet wizytowy pozbawiony nazwiska, lecz ozdobiony mrożącym krew w żyłach wzorkiem skomponowanym z wizerunków narzędzi tortur. Przerażony Adam obudził się z krzykiem przekonany, iż sen zwiastuje mu rychłą śmierć, a gdy ponowne osunął się w objęcia Morfeusza, przyśniło mu się, że w drodze na mszę wiatr zerwał mu z głowy kapelusz. Mickiewicz popędził za uciekającym nakryciem głowy, które potoczyło się pod nogi dostojnej matrony, której towarzyszyły dwie młode damy – w tym jedna odziana w suknię ślubną z twarzą całkowicie zakwefioną. Gdy zdyszany poeta do nich podbiegł, najstarsza z niewiast oświadczyła:

– Cóż to panie Mickiewicz, spóźniasz się na własny ślub? – a wówczas przyszły Wieszcz dostrzegł, że makabryczna karta wizytowa, którą podarował mu poprzedni majak senny, idealnie pasuje do sukni panny młodej, z którą już po chwili stał przed ołtarzem. Drżącą ręką Adam sięgnął ku welonowi oblubienicy, by go podnieść i ujrzeć jej twarz, lecz w tym momencie się obudził.

Sen, mara, Bóg, wiara głosi stare polskie przysłowie. Wampir pogrzebany w tym, że gdy w Nowy Rok poeta z przyjacielem poszli do kościoła, wiatr rzeczywiście zerwał naszemu bohaterowi z głowy kapelusz, który potoczył się ku nadchodzącej rodzinie Szymanowskich i zatrzymał u stóp młodszej z sióstr.

– Cóż to panie Adamie, porywasz mi Celinę? – zapytała ze śmiechem pianistka, a Mickiewiczowi zrobiło się zimno ze strachu.

Wybitna pianistka Maria Szymanowska, obiekt westchnień Adama Mickiewicza w czasie jego pobytu w Petersburgu. Poeta nawet nie przypuszczał, że bogdanka ta zostanie (co prawda pośmiertnie) jego… teściową/ Źródło: Wikimedia Commons, domena publiczna

Czy powyższa anegdota jest prawdziwa? Tot egipski raczy wiedzieć, pamiętajmy, że autor Dziadów był do szpiku kości romantykiem i już za życia pielęgnował własną legendę, a gdy zmarł, dzieło to kontynuował jego najstarszy syn – Władysław. Możliwe, że całą tę historię Wieszcz wymyślił po latach, chcąc nadać katastrofie, jaką okazał się jego związek z Celiną Szymanowską, mistyczną otoczkę.

W moim szalonym domu

Lata płynęły. Mickiewicz znalazł się na emigracji w Paryżu, a jego dawna bogdanka z petersburskich czasów 25 lipca 1831 zmarła na cholerę. Obracające się dotychczas w kręgu rosyjskich elit rodzeństwo nagle znalazło się prawie bez środków do życia. Helenę przed nędzą uratował Franciszek Zalewski, który jeszcze przed śmiercią Marii Szymanowskiej zaręczył się z jej najstarszą córką. O wiele gorzej potoczyły się losy Celiny, która również miała oficjalnego zalotnika – Erazma Puchalskiego, ten jednak okazał się kompletną świnią – po prawdzie panna interesowała go tylko jako córka oficjalnej dworskiej fortepianistki, a więc przepustka na salony i droga do zdobycia koligacji z ludźmi potężnymi i wpływowymi. Gdy wraz ze zgonem matki dziewczyny owe perspektywy rozwiały się niczym fatamorgana, młodzieniec dał nogę. Upokorzona Celina wyjechała do majątku niewidzianego od dawna ojca, ten jednak nie miał głowy do zajmowania się córką wiarołomnej małżonki, bo musiał dbać o czwórkę potomstwa urodzonego przez drugą panią Szymanowską. Zresztą pan Józef zmarł zaledwie po roku i nieszczęsna dziewczyna znów znalazła się bez dachu nad głową. W tej trudnej sytuacji przygarnęli ją szwagier i siostra, ale niestety, już wkrótce okazało się, że Helena była w ciąży i Celina musiała ponownie pójść na poniewierkę, która skończyła się dopiero wówczas, gdy pannę przyjął pod swój dach jej dziadek – Franciszek Wołowski, zamożny browarnik wywodzący się z ochrzczonej żydowskiej rodziny. W jego warszawskim domu osierocona i przerzucana między krewnymi niczym niechciany bagaż sierota znalazła w końcu ukojenie. Poprzednie perypetie odbiły się jednak fatalnie na stanie jej duszy i umysłu. Możliwe, że wtedy właśnie zaczęło w jej mózgu kiełkować zarzewie choroby psychicznej mającej w nieodległej przyszłości ujawnić się z całą mocą i zamienić w piekło małżeństwo Celiny z Adamem Mickiewiczem.

Jak jednak w ogóle doszło do tego, że tych dwoje ludzi stanęło przed ołtarzem? W końcu dzieliło ich od siebie pół Europy i po prawdzie w ogóle się nie znali, w Petersburgu Mickiewicza  bardziej zajmowała Maria Szymanowska niż jej podlotkowata córka. Wieszcz nie miał zapędów upodobniających go do bohatera Lolity Nabokova i za nimfetkami się nie uganiał, więc drobne dziateczki zupełnie go nie interesowały. Skąd nagle wziął się zatem pomysł ślubu z dorosłą już Celiną?

Ożenek poety i wszystkie jego nieprzyjemne konsekwencje łacno służyć mogą za przykład prawdziwości przysłowia mówiącego, iż piekło wybrukowane jest dobrymi chęciami. Tym, kto dołożył kolejną płytę chodnikową do infernalnego chodnika, był w tym przypadku wspólny znajomy rodziny Szymanowskich i Mickiewicza z petersburskiej przeszłości – doktor Stanisław Morawski. Poczciwy lekarzyna wykombinował sobie, że skoro Franciszek Zalewski wziął ślub ze starszą z córek pianistki, to cudownie byłoby, gdyby jego przyjaciel Adam pojął za żonę młodszą z dziewcząt. Z tą ideą de fixe Morawski pojechał do Paryża i zaczął zawracać poecie głowę. Mickiewicza to brzęczenie koło ucha w końcu zirytowało, więc chcąc pozbyć się natręta, rzucił żartem, że może się z tak w kółko zachwalaną panną Szymanowską ożenić. Niedługo potem doktor opuścił stolicę Francji, a mający nareszcie święty spokój poeta mógł wrócić do pracy i wkrótce o całej sprawie zapominał.

Tymczasem Morawski chyżo pomknął do Warszawy, gdzie poinformował osieroconą pannę, iż największy polski literacki geniusz epoki chce wziąć z nią ślub. Rozradowana Celina, słysząc te wieści, wpadła w chorobliwy wręcz entuzjazm, spakowawszy manatki, ucałowała swych dobrych dziadków w oba policzki, po czym wskoczyła do dyliżansu i ruszyła galopem ku nowemu życiu, czekającemu na nią, jak wierzyła, w Paryżu. W całym tym szaleństwie zachowała choć tyle rozsądku, że przodem posłała list adresowany do oblubieńca, donoszący o jej rychłym przybyciu. Gdy Wieszcz otworzył kopertę, zdurniał do reszty i, jak wyznał potem jednemu ze swoich przyjaciół, chciał zamknąć pragnącej zaciągnąć go do ołtarza pannicy drzwi przed nosem, ale w końcu ogarnięty żalem spowodowanym trudnym położeniem dziewczyny uznał, że sam sobie jest winien wkopania się w całą aferę, więc skoro słowo się rzekło, a kobyłka… o przepraszam, Celina Szymanowska, u płota, to trzeba wziąć odpowiedzialność za własne słowa. I tak poeta cokolwiek zdezorientowany przywitał w Paryżu zupełnie obcą sobie dwudziestojednolatkę i zaczął załatwiać formalności wymagane do zawarcia związku małżeńskiego.

Sytuacja nie była komfortowa dla żadnego z nich, narzeczona wyczuwała dystans między nią a oblubieńcem, a Mickiewicz czuł się zażenowany. W końcu, chcąc dowiedzieć się czegoś więcej o przyszłej żonie, zarządził, że oboje się sobie wyspowiadają. Dobiegający czterdziestki Wieszcz opowiedział zatem młodziutkiej dziewczynie o całym swym życiu, nie szczędząc intymnych szczegółów (kto wie, może znalazła się w owej narracji też historia jego relacji z matką siedzącej przed nim dziewczyny). Co powiedziała, Celina nie wiadomo.

W końcu 22 lipca 1834 roku państwo młodzi stanęli przed ołtarzem. I tak dla Mickiewicza skończyło się słodkie kawalerskie życie, wkrótce zaś miało zacząć się piekło. Celina okazała się kobietą rozrzutną i płochą, niegospodarnie zarządzającą wspólnym majątkiem. Miała też tendencję do strojenia się i cierpiała na huśtawki nastrojów. Posiadała jednak ambicje, dla swojego męża chciała być muzą, podczas gdy on pragnął kogoś, kto cerowałby mu skarpetki i gotował rosół. Jeśli córka Marii Szymanowskiej, biorąc ślub, oczekiwała, że czeka ją fascynująca przygoda u boku geniusza, srodze się zawiodła. Nie to, że Mickiewicz nie był genialny, bo był, tyle że jego żona kompletnie doń nie pasowała. Jako jednak, że połączył ich święty węzeł małżeński, poeta jakoś znosił połowicę, a ona przełykała upokorzenie, dbając o sprawy domowe. Znajomi pary zauważyli przy tym dziwną prawidłowość – w czterech ścianach mieszkania Mickiewiczów Adam traktował żonę jak niewolnicę, nieustannie ją krytykował i przesuwał niczym mebel, ale gdy wyszli w gości, role się odwracały – poza własnym salonem Celina zdominowała męża, nie szczędząc mu gorzkich słów i strofowania.

Celina Mickiewiczowa z córkami/ Źródło: Wikimedia Commons, domena publiczna

W roku 1838 Wieszcz wyjechał chwilowo do Lozanny, by starać się o posadę wykładowcy na tamtejszym uniwersytecie. Celina, która była dopiero co po porodzie (wydała na świat drugie dziecko Adama – syna Władysława, wcześniej urodziła mężowi córkę Marię) została w Paryżu pod czułą opieką przyjaciół. A ta szybko się przydała, bo pani Mickiewiczowa jesienią, w trzy miesiące po narodzinach synka zaczęła zachowywać się dziwnie. Pierwszy pojawił się słowotok i chorobliwe pobudzenie, potem doszły do tego stany lękowe, w trakcie których kobieta szalała z rozpaczy, przekonana, że mąż ją porzuci, na koniec zaś do tego wszystkiego dołączyły halucynacje i urojenia. Ku przerażenia znajomych rodziny Celina zaczęła wieszczyć, ogłosiła, że jest reinkarnacją Matki Boskiej Częstochowskiej zesłaną na Ziemię, by nawrócić Żydów i odrodzić Polskę.

Gdy Mickiewicz w końcu wrócił ze Szwajcarii, zastał swój dom w całkowitym chaosie, dzieci były zaniedbane, a ich matka bredziła od rzeczy i rzucała się po mieszkaniu. Przerażony poeta czym prędzej roztoczył opiekę nad chorą żoną, jednak Celinie bynajmniej się nie poprawiało. Ba, jej stan pogarszał się z dnia na dzień i tak dawała mężowi do wiwatu, że w ciągu kilku tygodni zupełnie osiwiał. Pewnego przerażającego dnia małżonka doprowadziła go swymi atakami do załamania i ogarnięty szałem poeta rzucił się z pięściami na chorą. Gdy pojął, co robi, zrozpaczony zupełnie na poważnie chciał ze wstydu skończyć ze sobą, rzucając przez okno na paryski bruk.

W końcu wiosną 1839 roku napięcie w domu osiągnęło punkt krytyczny i Mickiewicz oddał żonę do szpitala psychiatrycznego. Po trzech miesiącach pobytu Celina wróciła do rodziny, z którą jeszcze w tym samym roku przeprowadziła się do Lozanny. Jednak w Szwajcarii nieszczęsna kobieta nie czuła się dobrze, co przyniosło skutek w postaci powrotu Mickiewiczów do Paryża, gdzie Adam podjął się pracy wykładowcy literatury słowiańskiej w Kolegium Francuskim. Niestety, choroba psychiczna nie chciała odpuścić i wkrótce nastąpiła jej reemisja. Żona Wieszcza znów szalała i to tak bardzo, że kolejny raz trzeba ją było oddać do zakładu zamkniętego. Gdy z niego wróciła, przez pewien czas zachowywała się normalnie, ale potem schorzenie znów dało o sobie znać. Życie domowe poety stało się piekłem, z którego nie mógł sam znaleźć wyjścia. I wtedy na drodze Mickiewicza stanął guru. Co prawda nie z Indii, tylko z Wileńszczyzny, ale wyjąwszy ten drobny szczegół, mężczyzna ów spełniał wszystkie kryteria byciu guru. A zwał się Andrzej Towiański.

Pochodzący, jako się rzekło z Litwy, prawnik twierdził, że dostąpił objawienia religijnego, w którym Bóg wyjawił mu szczególną rolę, jaką do odegrania mają w dziele zbawienia ludzkości narody słowiańskie. Do Paryża Towiański przyjechał, by w polskich kręgach Wielkiej Emigracji werbować członków do założonej przez siebie sekty Koła Sprawy Bożej. Szczególnie zależało mu na pozyskaniu cieszącego się wielkim społecznym autorytetem Mickiewicza. Towiański od wspólnych znajomych wiedział już co nieco o katastrofie, jaką było małżeństwo Wieszcza, a że był diabelnie sprytny i charyzmatyczny, postanowił wykorzystać najsłabszy punkt poety celem przyciągnięcia go do swej sprawy. Odwiedził zatem Mickiewiczów kilkakrotnie i w trakcie owych wizyt długo rozmawiał z Celiną, urządzając coś pomiędzy psychoterapią, a chytrym manipulowaniem umysłem chorej kobiety. Efekty owych seansów były piorunujące, żona Adam zaczęła wracać do równowagi psychicznej! Nieszczęśliwy mąż uznał wileńskiego guru za cudotwórcę i od tej pory poświecił się promowaniu towianizmu, jak zwano system filozoficzno-religijny wypracowany przez rejenta z Wilna. Poeta stał się łowcą dusz, który wykorzystując poważanie, jakim się cieszył, pozyskiwał nowych wyznawców do Koła Sprawy Bożej, a że ludzie zdesperowani (z takich zaś składała się Wielka Emigracja) gotowi są uwierzyć w każdą bzdurę, byleby tylko dawała im on iskierkę nadziei, połowy wiernych były obfite. W tym samym czasie Celina również stała się gorliwą apostołką i czcicielką Towiańskiego.

Księżniczka Izraelska

Członkowie sekty spotykali się odtąd regularnie, dyskutowali nad metafizyką, wpadali w ekstazy, doznawali wizji i wyprawiali cuda niewidy niczym członkowie zboru zielonoświątkowców. Brat Adam ujrzał nawet pewnego dnia nad głową Mistrza, tj. Towiańskiego, koronę z trzech gwiazd.

Jeśli jednak chodzi o uniesienia duchowe, nikt nie mógł się równać z przybyłą do Paryża  z Niemiec w grudniu roku 1841 Anną Marią Józefą Deybel, zwaną Xawerą. Obdarzona demonicznym magnetyzmem bijącym z jej niezwykłych oczu dziewczyna została przyjęta do Koła Sprawy Bożej na Wielkanoc Anno Domini 1842. Wkrótce dała się poznać jako egzaltowana mistyczka, która w trakcie ekstazy ujrzała wokół skroni Towiańskiego wieniec z gwiazd dwunastu. Jej niezwykłe umiejętności (nie wnikajmy, czy wynikające z autentycznego mistycyzmu, czy raczej będące przejawem świetnej gry aktorskiej) sprawiły, że wkrótce znaczny odsetek sekciarzy płci męskiej marzył już tylko o tym, by „siostra Xawera” doznawała ekstazy (niekoniecznie duchowej) w ich ramionach, co doprowadziło do wielu animozji, jakie zaczęły drążyć owczarnię Towiańskiego. Sam prorok musiał zresztą wkrótce opuścić Paryż i wyjechać do Szwajcarii, francuskim władzom niezbyt podobała się działalność samozwańczego guru i wręczyły mu wilczy bilet. Zanim jednak żegnany ze łzami w oczach przez swoich uczniów Mistrz wyjechał, zdążył nadać pannie Deybel miano Księżniczki Izraelskiej. W oczach rejenta z Wilna Izrael był synonimem oświecenia duchowego (Słowian porównywał do Izraelitów), więc obdarzenie Xawery tym tytułem jasno świadczy, że naczelny sekciarz wysoko ją cenił. Adam Mickiewicz szybko znalazł się pod urokiem „siostry Xawery”. Jej magnetyczne oczy nieodmiennie go pociągały, a i pannie Deybel zainteresowanie najwybitniejszego z uczniów Mistrza bardzo schlebiało. Towiański, który później przelać miał morze atramentu, pisząc ze Szwajcarii listy wzywające pozostawionych sobie samym w Paryżu wyznawców do opamiętania, chyba nawet nie zauważył, że mistyczne uniesienia tej dwójki zaczynają mieć charakter coraz mniej duchowy, a bardziej romansowy. Wiosną 1842 roku, prawdopodobnie za poleceniem przywódcy sekty, Xawera zamieszkała z Mickiewiczami, u których miała pracować jako guwernantka. Przygotowanie do zawodu miała świetne, bo jej rodzice prowadzili w Wilnie pensję dla panien z dobrych domów, a i ona sama była gruntownie wykształcona, jednak szybko okazało się, że nowa nauczycielka nie może znaleźć języka wspólnego z podopiecznymi, a zwłaszcza z Marysią, która gdy dorosła i stała się panią Marią Gorecką, wraz z bratem Władysławem dołożyła wszelkich starań, by wymazać Xawerę z historii swojej rodziny, a jeśli już ją wspominała, to nazywała postrachem swego dzieciństwa.

Andrzej Towiański prawnik z Litwy i przywódca Koła Sprawy Bożej, lub używając współczesnej nomenklatury guru sekty do której przystał Adam Mickiewicz/ Źródło: Wikimedia Commons, domena publiczna

W pierwszych miesiącach wspólnego mieszkania Celina cieszyła się, że jest przy niej ktoś, kto odciąża ją w obowiązkach domowych. Szybko jednak sytuacja w domu Mickiewiczów zaczęła robić się chora, poeta coraz więcej czasu spędzał z panną Deybel, która urosła do roli jego sekretarki. To ona, a nie marząca o tej roli żona, stała się jego muzą. To Xawerze Wieszcz wręczał rękopisy swoich wykładów i przedyskutowywał z nią treść odczytów, jakie miał wygłosić. Z czasem ta para robiła rzeczy coraz bardziej podejrzane, zamykali się na długie godziny w gabinecie Mickiewicza, by tam, jak twierdził Adam, „oddawać się ruchom duchowym”. Z seansów tych guwernantka wracała zapewne zdyszana i zarumieniona, co pobudzało nieufność pani domu. Co gorsza, mąż Celiny w kółko opowiadał o swojej „spółce duchowej” z panną Deybel i tym, że ich dusze były sobie przeznaczone od początków świata. Żona poety nadal mogła liczyć z jego strony na czułą opiekę i nic nie wskazywało na to, że chciałby ją porzucić, zbyt cenił sobie wagę przysięgi małżeńskiej, ale ona pragnęła namiętności, miłości… tymczasem Adam tymi darami obdarzał nie ją, lecz rywalkę.

Xawera pewna swojej pozycji zaczęła się rządzić. Gdy Mickiewicz wychodził na miasto, ona zarzucała na szyję szal i na oczach zdradzanej żony brała niewiernego męża pod rękę i szła razem z nim na spacer! Zrozpaczona kobieta szukała pomocy u Towiańskiego, do którego napisała list. W odpowiedzi ze Szwajcarii zaczęły przychodzić adresowane do panny Deybel koperty zawierające kazania wileńskiego guru, grzmiącego na grzechy „siostry Xawery”. Niewiele to dawało, romans Adama i jego muzy kwitł w najlepsze, aż do roku 1849 kiedy uwodzicielska guwernantka porzuciła mieszkanie Mickiewiczów.

Kiedy rok później do Paryża zajechała przyrodnia siostra Celiny – Zofia Szymanowska, to, co zastała w domu szwagra, wzbudziło w niej przerażenie, panować miały tu totalny rozkład moralny, zaś przebywająca w gościach dama natknęła się w pokojach mieszkania na tulącą w ramiona małe dziecko kochankę Mickiewicza, która chwilowo wróciła pod dach poety. Całą scenę opisała później w pamiętniku, gdzie zawarła jeszcze wiele innych pikantnych szczegółów. Niestety, mąż Zofii – Teofil Lenartowicz, zapoznawszy się z diariuszem połowicy, nierozważnie pożyczył go synowi Wieszcza – Władysławowi, ten zaś, jak to miał w zwyczaju robić z materiałami mogącymi pozostawić rysy na wizerunku ojca, od którego sławy przez całe życie odcinał kupony, wrzucił pamiętnik do kominka. Jedynym, co przetrwało do naszych czasów, jest pojedyncza strona, która i tak pozostaje wymowna – zawiera opis bałaganu, jaki zastała u szwagra Zofia Szymańska.

Owoce grzechu

Tymczasem w Kole Sprawy Bożej zaczęło dochodzić do niesnasek. Mickiewicz oburzony pacyfistycznym podejściem Towiańskiego do odzyskania niepodległości ostatecznie zerwał z dawnym guru i założył własny odłam sekty. Xawera i stojący do niej w kolejce wielbiciele również mącili. Zapanował totalny chaos, a do tego wszystkiego panna Deybel z tego, co nam wiadomo, dwukrotnie zaszła w ciążę.

Rodzina Mickiewiczów: obrazek piękny, szczęśliwy i… zupełnie fałszywy. Familię Wieszcza określić można mianem co najmniej dysfunkcyjnej a na powyższym drzewie genealogicznym nie uwzględniono nieślubnej córki poety spłodzonej z Xawerą/ Źródło: Wikimedia Commons, domena publiczna

Za spłodzenie przynajmniej jednego z narodzonych z pozamałżeńskich figli dzieci, dokładnie rudowłosej dziewczynki, odpowiedzialny był Adam. O tym, że doczekał się z kochanką potomstwa, wiemy dzięki relacji Walerii – córki Towiańskiego, która w roku 1861 odwiedziła Xawerę i jej ówczesnego męża – francuskiego komisarza policji Edmonda Mainarda. W trakcie wspólnego obiadu zasiadająca w jadalni rudowłosa nastolatka zszokowała kobietę, oświadczając bez ogródek, że jest córką Wieszcza. O nieślubnym dziecku słychać było już zresztą wcześniej, gdy w roku 1856 po śmierci poety zorganizowano społeczną składkę na utrzymanie sierot po nim (a zostawił po sobie Mickiewicz szóstkę potomków spłodzonych z legalną żoną), dawna kochanka geniusza zgłosiła się do jego najstarszego syna – Władysława, żądając wypłacenie 2 000 franków celem zapewnienia utrzymania bastardowi. Nienawidzący swojej byłej guwernantki młodzieniec odpowiedział hardym listem do jej męża, ale jeszcze przynajmniej raz Xawera próbowała szantażować Mickiewiczów, grożąc ujawnieniem niewygodnych faktów dotyczących jej i narodowego idola. Z biegiem lat wrogość, jaką czuli do tej kobiety Władysław i jego siostra Maria, rosła coraz bardziej, aż w końcu para ta poświęciła życie zadaniu usunięcia panny Deybel z oficjalnej biografii ich ojca. Syn Wieszcza pożyczał od przyjaciół rodziny wszelkie materiały pisane: listy, dzienniki, pamiętniki, w których pojawiały się zapiski o kochance poety, po czym czynił z nimi to samo, co z diariuszem ciotki – palił nimi w kominku lub niszczył w inny sposób. Do dziś historycy literatury dostają białej gorączki na myśl o bogactwie informacji na temat prywatnego życia Adama Mickiewicza, które zupełnie dosłownie poszły z dymem.

Celina Mickiewiczowa zmarła 5 marca 1855 roku na chorobę nowotworową. Pod koniec życia pogodziła się z niewiernym mężem. Małżonkowie czuwali razem, ona w łóżku, on na krześle obok niej, czekając na nadejście śmierci i żałując zmarnowanych lat. Gdy kobieta, której nie dane było zostać muzą Wieszcza odeszła, Adam wyjechał na wschód, by formować legion polski mogący wziąć udział w wojnie-krymskiej. Żonę przeżył zaledwie o kilka miesięcy, zmarł 26 listopada 1855 roku.

Władysław Mickiewicz syn poety poświęcił życie wymazaniu z historii rodziny kochanki ojca tak jak i wszystkich wątków biografii Mickiewicza, które mogłyby zostawić rys na legendzie Narodowego Wieszcza/ Źródło: Wikimedia Commons, domena publiczna

Życie Xawery Deybel po jej ślubie z Edmondem Mainardem potoczyło się tragicznie. Choć w chwili, gdy stawali przed ołtarzem, mogło się wydawać, iż Księżniczka Izraelska chwyciła Boga za nogi (miała już trzydzieści siedem lat, co w ówczesnym odczuciu czyniło ją starą, oblubieniec zaś był o pięć lat młodszy), to jej mąż okazał się ofermą i alkoholikiem. Kariera zafascynowanego towianizmem Francuza załamała się, gdy wysłał napisany pod wpływem Mistrza list z pouczeniami do… cesarza Napoleona III. Wybuchł skandal, a komisarz został zdegradowany i obcięto mu pensję, rodzina, na którą prócz małżonków składała się trójka ich dzieci, nieślubna córka Mickiewicza i jeszcze jedno przedmałżeńskie dziecko Xawery, dosłownie klepała biedę, staczając się na coraz niższe szczeble drabiny społecznej. W roku 1874 pijaczyna Mainard zmarł, pozostawiając wdowę prawie bez grosza, następne dwa lata dawna kochanka Mickiewicza spędziła, walcząc o rentę po mężu. W roku 1879 złożyła jeszcze do władz francuskich podanie o koncesję na handel tytoniem. I tak Księżniczka Izraelska, która za młodu przeżywała duchowe ekstazy, wieszczyła oraz niosła posłanie o roli Słowian w zbawieniu ludzkości, spadła ze szczytów niebiańskich i rozbiwszy się o ziemię, skończyła jako babina sprzedająca papierosy…