Pomimo przewidywań sugerujących, że tegoroczny sezon huraganów – który trwa od 1 czerwca do 30 listopada – będzie cechował się ponadprzeciętną aktywnością, sytuacja okazała się zgoła odmienna. Za niekorzystnymi zmianami miała stać anomalia pogodowa znana jako La Niña, lecz na szczęście jest lepiej niż sądzono. Jak do tej pory na Oceanie Atlantyckim wystąpiło zaledwie 6 huraganów.
Czytaj też: Największy organizm na świecie czeka zagłada? Olbrzym zmaga się z problemami
Dla porównania, w ubiegłym roku było ich 21, a rok wcześniej – 30. Problem jednak całkowicie nie zniknął, o czym najlepiej świadczy fakt, że w ostatnich dniach figle płata huragan Fiona – pierwszy w tym sezonie zaliczający się do czwartej kategorii. Niedawno siał on spustoszenie nad Portoryko i Dominikaną, by później skierować się w stronę wschodniego wybrzeża Kanady.
Dzięki nagraniom wykonanym z użyciem bezzałogowego drona zwanego Saildrone Explorer SD 1078 możemy przekonać się, jak to jest przebywać w samym sercu huraganu. Kiedy już zdalnie sterowany pojazd trafił w to miejsce, musiał zmagać się z 15-metrowymi falami i wiatrem o prędkości 160 kilometrów na godzinę. Tego typu urządzenia mają za zadanie zbierać dane i zapewniać nowe spojrzenie na tę potężną siłę natury. Dzięki dostarczonym informacjom naukowcy są w stanie jeszcze skuteczniej przewidywać rozwój burz i ograniczać związane z nimi straty.
Czytaj też: Naukowcy mają w planach zamrożenie biegunów. Jak i po co chcą tego dokonać?
Jak w ogóle powstają huragany? Kiedy wilgotne powietrze unosi się nad ciepłymi wodami oceanicznymi, tworzy się pod nim obszar niższego ciśnienia. Z kolei powietrze wokół, mając wyższe ciśnienie, zaczyna “wskakiwać” do środka, ogrzewając i unosząc pozostałe jego pokłady. W efekcie coraz więcej powietrza unosi się i wiruje, podczas gdy to znajdujące się u góry zaczyna się ochładzać. Powstają chmury i burze, a kiedy wiatr osiąga prędkość co najmniej 120 kilometrów na godzinę, taka burza oficjalnie staje się huraganem.