Amerykańscy kryminolodzy komputerowo zrekonstruowali wygląd kobiety, której zmasakrowane ciało policja wyłowiła z Wisconsin River. Zabójca pozbawił ofiarę nosa, uszu i zdarł z niej niemal całą skórę. „Opierając się na obrazach z tomografii komputerowej, odtworzyliśmy jej czaszkę, a potem rysy twarzy” – opowiada Leslie Eisenberg, antropolog kryminalny z Wisconsin Historical Society. Dzięki temu ustalono, że ofiarą była Mwivano Kupaza z Tanzanii, a mordercą okazał się jej kuzyn. Ale komputerowe rekonstrukcje to zaledwie początek nowego trendu, w którym „fizyczne” badanie zwłok coraz częściej zastępują metody wirtualne.
Choć sekcje nie cieszą się już dziś tak złą sławą, jak w XVIII i XIX w. (pokrojenie ciała straconego przestępcy było wówczas dodatkową karą wyznaczaną przez sądy!), nadal wielu ludzi nie zgadza się na to, by ich bliskich po śmierci poddawano takim zabiegom. Powodem może być religia – choćby w przypadku ortodoksyjnych wyznawców judaizmu i islamu. Dlatego w Wielkiej Brytanii społeczność żydowska zakupiła aparat do rezonansu magnetycznego i przekazała go patologom, specjalizującym się w nowej dziedzinie zwanej wirtopsją, czyli wirtualną sekcją zwłok.
Lekarz niszczy dowody
Choć na pomysł prześwietlania martwego ciała lekarze wpadli już ponad sto lat temu, nie zyskał dotąd większej popularności. Badanie zmarłej osoby do dziś polega głównie na rozcinaniu jej ciała i poszczególnych narządów, które są następnie oglądane i opisywane przez specjalistę od patologii. Metoda ta ma jednak dwie poważne wady. „Po pierwsze, opis wykonany przez lekarza jest subiektywny. Mniej wprawny specjalista może coś przeoczyć. Po drugie, sekcja oznacza uszkodzenie ciała. W ten sposób można bezpowrotnie zniszczyć ważny materiał, który mógłby wyjaśnić np. tajemnicę morderstwa” – wyjaśnia prof. Michael Thali, patolog z Universität Bern, jeden z pionierów wirtopsji.
Przykładem mogą być zmiany w obrębie klatki piersiowej, które powstają po jej zgnieceniu w wypadku drogowym. Nie są one widoczne, gdy do wnętrza ciała po nacięciu dostanie się powietrze. Jeśli jednak patolog wykona tomografię komputerową, zobaczy bardzo wyraźnie przemieszczenie narządów wewnętrznych. Wirtopsja pozwala również na szybkie wykrycie zmian, których nie da się dostrzec podczas zwykłej sekcji. „Stosuję tę metodę podczas badania dzieci, które zostały zabite przez gwałtowne potrząsanie” – mówi dr William Olivier z Armed Forces Institute of Pathology w Waszyngtonie. Objawem wskazującym na taki rodzaj śmierci są niewielkie krwotoki w tylnej części oka. Ich zbadanie metodami klasycznymi wymaga miesięcy żmudnej pracy. Rezonans magnetyczny pozwala wykryć je w ciągu kilkunastu minut.
Śmierć jak na dłoni
Martwego człowieka prześwietla się znacznie łatwiej niż żywego. Nie ma obawy, że zaszkodzi mu promieniowanie, nie trzeba też przypominać o nieruchomym leżeniu w czasie badania. „Dlatego obrazy uzyskane podczas badania martwych często mają lepszą jakość niż w przypadku żywych osób. Dzięki wirtualnej sekcji zwłok możemy »zamrozić« stan, w jakim się znajdują, a potem do woli go analizować, porównywać, a nawet przesłać zdjęcia przez internet do innego ośrodka!” – mówi prof. Thali. Najnowsze metody prześwietleń, takie jak mikrotomografia, pozwalają na uzyskanie obrazów tak dokładnych, jak spod mikroskopu. Widoczne są na nich szczegóły o wielkości jednej tysięcznej milimetra! Z kolei stosowana dotąd przez chemików spektroskopia rezonansowa pozwala na zmierzenie stężenia produktów przemiany materii w mózgu. W ten sposób lekarze mogą bardzo precyzyjnie ustalić, kiedy nastąpił zgon.
Największe możliwości daje technika komputerowa. Dzięki niej można oglądać na ekranie przekroje zwłok wykonane pod dowolnym kątem, a także trójwymiarowe rekonstrukcje narządów i ich uszkodzeń. Na przykład na podstawie ułożenia odłamków kości specjaliści szacują siłę i kierunek urazu.
W przypadku ran postrzałowych dochodzi do tego trójwymiarowe skanowanie powierzchni ciała – technika, która do niedawna służyła głównie projektantom samochodów. Dzięki niej lekarze potrafią nawet określić, z jakiej odległości i z jakiego rodzaju broni padł śmiertelny strzał.
Dla zwykłych ludzi najważniejsze jest to, że dzięki wirtualnej sekcji ciało zmarłej osoby zostaje praktycznie nienaruszone. „Czasem może być konieczna biopsja głębiej położonych tkanek, ale do tego wystarczy nakłucie igłą, którego potem nie widać” – opowiada prof. Thali. Możliwość wykonania badania bez dotykania zwłok ma też duże znaczenie dla lekarzy. W przypadku nowej, nieznanej choroby zakaźnej nie musieliby mieć kontaktu z zakażonymi tkankami. Z kolei „bezkrwawe”, cyfrowo przetworzone obrazy z wirtopsji można zaprezentować w sądzie jako materiał dowodowy, nie narażając świadków czy obserwatorów procesu na szok.
Arsenał wirtualnej patologii
TOMOGRAFIA KOMPUTEROWA (CT) – prześwietlanie ciała promieniami rentgenowskimi pod różnymi kątami. Dane są obrabiane przez komputer i prezentowane w formie poprzecznych przekrojów. Jakość obrazu jest bardzo dobra. Doskonała metoda do diagnozowania narządów wewnętrznych i kości. Niezbyt dobrze radzi sobie z miejscami otoczonymi kością, nie zawsze pozwala zauważyć różnice między zdrowymi a chorymi tkankami miękkimi.
MAGNETYCZNY REZONANS JĄDROWY (NMR) – rejestrowanie fal radiowych, emitowanych przez pobudzone atomy wodoru wchodzące w skład tkanek i płynów ustrojowych. Można oglądać przekroje ciała w dowolnej płaszczyźnie. Bardzo dobrze pokazuje wnętrza stawów, kręgosłupa oraz różnice między tkankami miękkimi (np. guzy nowotworowe). Słabo radzi sobie z diagnostyką kości.
SPEKTROSKOPIA REZONANSOWA – wykorzystuje zjawisko podobne jak NMR , ale może badać stężenie różnych substancji chemicznych w wybranym miejscu ciała.
Żywi mają pierwszeństwo
Technika ta ma jednak wady. „Rezonans magnetyczny jest doskonały do badania serca, ale zmiany chorobowe w małych naczyniach nie są w nim widoczne” – mówi Bob Bisset, radiolog z angielskiego North Manchester General Hospital. „Wirtopsja nie sprawdza się, gdy przyczyną zgonu były narkotyki lub choroby metaboliczne. Wykrywanie niewielkich zmian wewnątrz narządów też bywa kłopotliwe” – przyznaje prof. Thali.
Jednak największą barierą są koszty. Sprzęt taki jak rezonans magnetyczny kosztuje miliony złotych i w pierwszej kolejności udostępniany jest osobom żywym, które dzięki badaniu mogą odzyskać zdrowie. Kolejny problem to przeszkolenie personelu. Dziś patolodzy najczęściej nie znają się na diagnostyce obrazowej i vice versa – radiolodzy nie dysponują wystarczającą wiedzą, by ocenić wyniki badania martwego ciała.
Sytuacja jednak szybko się zmienia. Lekarze mają do dyspozycji „pomoce naukowe”, takie jak Visible Human – bardzo dokładny komputerowy model ludzkiego organizmu. Powstał on na bazie danych uzyskanych z prześwietlenia i pokrojenia na cienkie plasterki ciał mężczyzny i kobiety. Początkowo wirtualna para była zupełnie zdrowa, potem jednak lekarze zaczęli wzbogacać model o zjawiska chorobowe. Swój udział w tym mieli też specjaliści od wirtualnej sekcji zwłok. „Odkrywamy nieznane dotąd nauce tereny i samo to jest już bardzo ekscytujące. Po raz kolejny w historii medycyny badania nad martwymi posłużą do ratowania żywych” – mówi prof. Thali.
Nawet ludzi nie potrzeba
Jego ekipa poszła niedawno o krok dalej. Zadanie wykonania wirtualnej sekcji zwłok uczeni powierzyli maszynie, którą nazwali Virtobot. To przerobiony robot przemysłowy, podobny do tych, które pracują np. w fabrykach samochodów. Zajmuje się on całym procesem wirtopsji – od bardzo dokładnego (rozdzielczość rzędu 0,02 mm!) sfotografowania całego ciała przez tomografię komputerową po pobranie próbek z wnętrza ciała igłą biopsyjną. W rezultacie w komputerze powstaje dokładny trójwymiarowy model badanych zwłok. Virtobotowi nie szkodzi promieniowanie rentgenowskie tomografu, a jego ruchy są precyzyjniejsze niż niejednego człowieka. Co więcej, w odróżnieniu od robotów chirurgicznych maszyna praktycznie nie wymaga nadzoru. „Martwym nie możemy już bardziej zaszkodzić” – wyjaśniają uczeni.
Żywi nadal mają jednak wątpliwości, czy wirtualna sekcja zwłok jest równie miarodajna, jak klasyczna. Aby przekonać sceptyków, potrzebne będą zapewne jeszcze lata badań. Ale wygląda na to, że właśnie tak przedstawia się przyszłość medycyny sądowej. Skoro roboty coraz częściej zajmują się żywymi ludźmi, od dzieci po emerytów, to czemu nie miałyby wyręczyć nas także przy badaniu zmarłych?