Seat Arona Marina to jedna z wielu stylizacji serii Arona i nie jest to najmocniejszy wariant. W tym przypadku mowa o środkowym wariancie serii z silnikiem benzynowym, w którym dokonano kilku zmian stylistycznych względem najtańszej opcji Style, ale nie postawiono na mocniejszy silnik jak w odczuwalnie droższej wersji FR. W efekcie powstał samochód poniżej 100000 złotych w podstawowej wersji, który w zasadzie to jest specjalną wersją, ale tak nie do końca.
Seat Arona Marina był weekendowym samochodem, nie spodziewajcie się więc, że wejdę głębiej w temat spalania czy elementów eksploatacyjnych. Skupię się przede wszystkim na wrażeniach z jazdy, a tych na odcinku ponad 1200 kilometrów nie brakowało. Zwłaszcza, że na drodze trafiłem na miejsca, w których niejednokrotnie spuściłem nogę z gazu.
Seat Arona Marina na żywo wygląda lepiej, niż na wizualizacjach
Kiedy polscy przedstawiciele Seata wysłali mi portfolio produktowe samochodu, miałem przed oczami dość mało intrygującą konstrukcję, o której ciężko było powiedzieć, by miała jakiś charakter. Na żywo pojazd robi jednak znacznie lepsze wrażenie, choć w dalszym ciągu mówimy o dość kompaktowym crossoverze, któremu moim zdaniem nieco brakuje pociągnięcia kilku linii (od tego jest Leon) czy dołożeniu nieco ostrzejszych konturów (to domena Tarraco). Seat Arona Marina to nie samochód, za którym będziesz wodzić wzrokiem, gdy zobaczysz jego tylne światła w korku, a na parkingu przed marketem istnieje szansa, że idealnie wtopi się w otoczenie.
Jednocześnie jest pewien urok w wersji Nuclear Grey. W tej wersji lakieru światła zyskują większą ekspozycję, a gdzieniegdzie da się zauważyć pewne bardziej wyraziste elementy designu. Składane lusterka wyglądają wręcz jak ze znacznie bardziej usportowionego pojazdu, a przednie światła LED zdecydowanie mogą się podobać. Widać przy tym, że znaczna część tej bryły została w przeszłości, z korzeniami sięgającymi 2017 roku. Auto ma 4153 mm długości, 1780 mm szerokości i 1537 mm wysokości przy rozstawie osi 2566 mm. Wygląda na dość zwarte z zewnątrz, a wrażenie to utrzymuje się po wejściu do środka.
O dziwo przy tak zwartej bryle Seat Arona Marina ma sporo miejsca z tyłu. Osoba mająca 178 cm i długie nogi bez problemu mogła usiąść za całkiem znacząco odsuniętym fotelem. Sprawę ułatwia niewysoki próg, ale utrudniają nieco drzwi, które nie otwierają się nawet do kąta 90 stopni. Jak na mały samochód pięcioosobowy mam sporo wiary w to, że zmieszczą się w nim osoby niższe i wyższe, niezależnie od wybranego miejsca. W końcu otrzymujemy też dwustopniową regulację kierownicy.
Czytaj też: Używane i małe samochody z LPG to faworyci Polaków. Jak jeszcze wyglądał rynek motoryzacyjny w lipcu?
Niestety, kompaktowa forma przy zachowaniu sensownej ilości miejsca dla pasażerów oznacza kompromis w pojemności bagażnika. 400 litrów nie imponuje po włożeniu dwóch walizek kabinowych, dwóch plecaków i kilku toreb z zakupami i domowymi smakołykami. Po złożeniu tylnej kanapy pojemność wzrasta do 1280 litrów. Na szczęście sam bagażnik jest jak najmniej kanciasty, przez co udaje się do niego poupychać sporo rzeczy. Nie będzie zatem potrzebny magister z Tetrisa, ale tetrisową maturę wypadałoby już dać.
Siadamy za kółkiem Seata Arona Marina – jest dobrze?
Siadając z przodu dość mocno daje się we znaki to, że Seat Arona Marina nie będzie porywającym samochodem. Cieszy, że producent nie odrzucił całkowicie przycisków i postawił na atmosferyczne podświetlenie dookoła części elementów, ale w tym miejscu kończy się magia, a zaczyna inżynieria. Uczciwie muszę przyznać, że jest to solidna inżynieria w większości przypadków.
Kierownicę przyjemnie się trzyma dzięki jej wyprofilowaniu i jej rozmiar określiłbym jako “w sam raz”. Pracuje ona gładko i nie wymaga nakładu sił, aby skręcać. Zastosowany materiał daje poczucie pewnego chwytu i nie generuje nadmiernego spocenia na dłoniach. Komfort wydaje się być tu tematem przewodnim, bo przyciski także wygodnie sięga się kciukiem, a do tego mają przyjemny klik. W ten sposób szybko wyregulujecie głośność lub wyciszycie muzykę, ale są tu także mniej oczywiste opcje, jak chociażby zmiana widoku kokpitu czy szybki wyłącznik asyst i ostrzeżeń. Mnie cieszy łatwy dostęp do tempomatu.
Komfort siedzeń jest odpowiedni. Nie miałem poczucia, że ich wyprofilowanie z perspektywy kierowcy jest zbyt agresywne – raczej wygodnie się w nich umieścicie. Nie są to co prawda siedzenia na bardzo długie trasy i przerwy się przydają, ale tapicerka z upcyklingowanych materiałów z mórz i oceanów wypada dość wygodnie i nie przyczynia się do większej potliwości. Fotel dopasujemy standardowo – przesuniemy go do przodu i do tyłu, podpompujemy oraz odchylimy. Oczywiście wszystko to odbędzie się ręcznie, bo elektryczne jest tu tylko podgrzewanie fotela.
Jak przystało na 2024 rok, zegary nie są zegarami, a ekranem. Konkretnie to 8-calowym panelem TFT. Daje to dostęp do opcji personalizacji i łatwiejszego podglądu stanu samochodu. Sam ekran jest bardzo czytelny i przez zagłębienie w kokpicie nie doskwierają mu promienie słoneczne, a nawet wtedy utrzymuje wysoką jasność. Drugi ekran to Media System Colour, czyli 8,25-calowy panel dotykowy (także TFT) i ten znajduje się w centralnej części kokpitu. Nie jest specjalnie imponujący jakością ani też jasnością, a do tego potężnie się palcuje w zestawie z połyskującą i rysującą się plastikową ramką. Mogło to wyglądać lepiej.
Pod ekranem znajduje się standardowy, europejski kokpit. Najważniejsze ustawienia klimatyzacji w samochodzie przełączymy ręcznie, za pomocą przycisków oraz pokręteł, co osobiście mnie cieszy. Pod nimi dość standardowy schowek na telefon, gdzie opcjonalnie może znaleźć się też ładowarka Qi. Poza nią umieszczono tam także dwa porty ładowania za pomocą USB-C.
Między fotelami, niczym w większości aut, mieści się drążek skrzyni biegów oraz przycisk do odpalenia samochodu. Za nimi hamulec ręczny, który wchodzi w konflikt z uchwytem na napoje, gdy chcemy je wyjąć. Mamy do dyspozycji także drugi schowek, umieszczony w podparciu oraz gniazdo 12V. Z tyłu pasażerowie znajdą jedynie nawiew.
Pora odpalić samochód i przejść do wrażeń z jazdy.
Seat Arona Marina może sprawdzić się w trasie, ale ma mankamenty
Jak dużo sensu ma samochód z bakiem o pojemności 40 litrów i z silnikiem 1.0, gdy jedziemy w kilkusetkilometrową trasę? Seat Arona Marina nie jest elektryczny, ale nie poczułem pełnej swobody. Przeszkodą na dłuższej trasie może okazać się bak. 40 litrów wystarczy na 500 kilometrów trasy i to raczej przez drogi krajowe, a nie autostrady, ale po samochodzie benzynowym oczekiwałbym nieco więcej. Możliwe, że dodanie silnika hybrydowego pomogłoby wydłużyć ten dystans, a z pewnością zmniejszyć spalanie w mieście, ale jednocześnie jest to koszt, na który nie pozwolono przy produkcji tego kilkuletniego modelu.
Jednak paliwo to nie wszystko, co liczy się w wrażeniach z jazdy. Są aspekty, w których Seat Arona Marina wywiązywał się wzorowo ze swoich zadań. Przede wszystkim to auto dobrze reagujące na nasze ruchy kierownicy i ich przełożenie na drogę jest błyskawiczne oraz precyzyjne. Czułem się pewnie, czy to wykonując nawrót, czy też zmieniając pasy przy dużej prędkości. W tym miejscu zaznaczę, że całkiem pozytywnie wygląda promień skrętu, dzięki czemu jest szansa, że zmieścicie się przy zawracaniu bez zbędnego kombinowania.
Dobrze sprawuje się także automatyczna, 7-biegowa skrzynia DSG. Przełączanie się między konkretnymi biegami wypada tu gładko i w zasadzie w wielu momentach jest nieodczuwalne. Przełączanie się przy niskich prędkościach jest dość gładkie, szybko wykrywane są też wyższe tryby. Skrzynia biegów w Seacie Arona Marina nie skrzywi się, gdy zahamujecie w ostatniej chwili lub gdy zaczniecie nabierać prędkości.
Czytaj też: Elektryczne samochody z imponującym zasięgiem. Wystarczyła jedna zmiana
Jeśli chodzi o przyspieszanie, Seat Arona Marina ma dwie twarze. Start od zera i zmiana prędkości w mieście nie są dla niego problemem. Oczywiście w wybranych chwilach uaktywnia się system start-stop, natomiast nawet wtedy samochód potrafi wygrzebać się z zastoju dość szybko. Nie ma zrywności hybrydy, ale po zapaleniu się zielonego światła nie zostaniecie w tyle za samochodami obok was. Drugie oblicze poczujecie na trasie. Przyspieszanie przy większych prędkościach jest procesem żmudnym, przynajmniej wtedy, gdy chcemy wykorzystać pełną moc. Jesteśmy raczej skazani na chwilę oczekiwania, aż samochód zacznie przyspieszać na maksimum swoich możliwości. Lepiej radzi sobie przy miarowym wyprzedzaniu i stopniowym zyskiwaniu prędkości.
Może i zatem nie ma bicia rekordów (bo i kto się tego spodziewał przy silniku 1.0), ale jest to auto dość lekkie – waży 1213 kilogramów i z pewnością nie potrzeba tu nie wiadomo jak wielkich pokładów mocy. Na co dzień jeździ się tym samochodem dość wygodnie, choć ma on zawieszenie, które wyłapuje niemal każdą nierówność na drodze. Na szczęście dobrze też amortyzuje takie nierówności, a jako że zjeździłem trochę dróg wojewódzkich to wiem, że mogło się skończyć na większym roztrzęsieniu.
Niestety, pewne rzeczy obniżają komfort jazdy, a konkretnie jest to akustyka. Powyżej 100 kilometrów na godzinę pasażerowie z przodu muszą do siebie dość głośno, a kontakt z tyłem wymaga odwracania głowy, by zostać usłyszanym. Dość wysoki poziom szumu w kabinie może wynikać z dość oszczędnego wytłumienia podwozia. W samochodzie słychać dość wyraźnie, że na zewnątrz wieje mocny wiatr. To największa wada tego pojazdu – przy dłuższych trasach taka niedogodność zwiększa zmęczenie.
Na szczęście są tu systemy przeciwdziałające zmęczeniu na trasie, takie jak chociażby asystent pasa ruchu. Jego działanie oceniam na całkiem wyważone – nie próbuje zabrać nam całkowitej kontroli nad kierownicą, a jedynie stanowczo, acz delikatnie przypomina o tym, że nie powinniśmy zmieniać linii. Jedynie czasem aktywuje się zbyt mocno jeszcze przy wyjściu z zakrętu.
Asystent prędkości działa w 98% przypadków prawidłowo, ale nie zawsze pokazuje dokładną prędkość, jaka obowiązuje na drodze. Przydałaby się aktualizacja oprogramowania. Doceniam też system kontroli ciśnienia w oponach oraz bardzo dobrze działające wykrywanie pojazdów w martwym polu. Nie miałem z kolei do czynienia z systemem wykrywania zmęczenia.
Full Link, czyli multimedia w samochodzie
Seat oferuje pełnoprawny system multimedialny z nawigacją, radiem, własnym narzędziem do obsługi multimediów oraz, co w tych czasach najistotniejsze, połączeniem ze smartfonami. Zarówno za pośrednictwem Android Auto, jak i Apple CarPlay, zyskamy dostęp do paneli multimedialnych z samochodowymi wersjami aplikacji. Wszystko byłoby pięknie, gdyby nie to, jak różna bywa jakość połączenia. Wielokrotnie miałem do czynienia z zacinaniem się, brakiem reakcji systemu na dotyk czy oporem przed połączeniem się ze smartfonem. Mógłbym to zrozumieć, gdyby był to starszy telefon, ale Oppo Find X8 Pro do takich nie należy.
Poruszanie się po systemie Seata bywa nieco konfundujące. Mamy do czynienia z pięcioma przyciskami poza obszarem ekranu, które odpowiadają za włączenie autorskiej nawigacji Seata, połączenie z telefonem, regulację głośności oraz wyłączenie systemu multimediów. Nawigacja odbywa się jedynie za pośrednictwem ekranu, na którym nie zawsze łatwo się zorientować, co jest czym. Dodanie podpisów pod ikonami na pulpicie głównym, przed wejściem we wszystkie opcje, zdecydowanie by pomogło.
Wizualnie system Seat Full Link tkwi w poprzedniej dekadzie. Jest odpowiednio dużo szarości, by nie zestarzało się to nadmiernie, ale nie wygląda to jak narzędzie, z którego chciałbym korzystać poza przełączaniem się między stacjami radia czy uruchamianiem Android Auto. W oprogramowaniu znajdziemy co prawda kilka kart nadających świeżego wyglądu, ale to w zasadzie tyle. Nie ma tu nic, co zapadłoby mi w pamięć, choć jest sporo ustawień. Totalnie nie zaimponował mi asystent głosowy, który niby rozumie język polski i w takim się z nami porozumiewa, ale nie do końca rozumie, co się do niego mówi.
Jedna rzecz związana z multimediami mnie zaskoczyła, a mianowicie – jakość dźwięku. O ile Seat Arona Marina ma sporo głośników i dźwięk jest przestrzenny, tak miks głośników, nawet po zmianach w korektorze graficznym, wydaje się wycofany. Być może prawdziwy potencjał głośników został ograniczony po to, aby nie było słychać przesterów, ale ostatecznie nie udało mi się osiągnąć głębi, jakiej oczekuję od większości rozwiązań w samochodach.
Seat Arona Marina to samochód przyzwoity, co jest pochwałą i obelgą jednocześnie
Być może zabrzmi to tak, jakbym skupiał się na złych aspektach, ale jazda Seatem Arona Marina nie była ekscytująca. Z jednej strony to dobrze, bo samochód po prostu spisywał się solidnie i nie doszło do żadnych nieprzyjemności. Z drugiej strony ten samochód mógł mieć na sobie znaczek Volkswagena albo Dacii, które też nie są złymi markami, ale mi (i części osób) nie kojarzą się z ekscytacją czy piorunującymi wrażeniami z jazdy. Kto wie, być może tak właśnie miałbym się czuć po obcowaniu z Cuprą?
To, co najważniejsze w Seacie Arona Marina, działa. Samochód jest zaskakująco żwawy (poza próbami przejścia z wysokich na najwyższe obroty) i zwrotny, mieści się w ciasnych uliczkach i nie brakuje mu prędkości na autostradach. Jest autem dość funkcjonalnym, nawet jeśli jego bagażnik nie jest za duży, autem dość sprytnym, nawet jeśli nie wszystkie multimedia działają idealnie i po prostu samochodem dobrze wypadającym na co dzień. Brakuje większego blasku, a z rzeczy fundamentalnych czepiać mógłbym się jedynie głośności w środku przy większych prędkościach. Jeżeli nie uważacie tego wszystkiego za większe przeszkody i traficie na Seata Arona Marina w dobrej cenie, to auto zapewne was nie zawiedzie, a może i nawet pozytywnie zaskoczy.