Tak jak kilka innych patogenów, nowy koronawirus potrafi wniknąć do centralnego układu nerwowego przez nos, pokazuje analiza niemieckiego ośrodka badawczego Charité-Universitätsmedizin Berlin. Opis takich przypadków zaobserwowany pośmiertnie u zmarłych na COVID-19 opublikowano w czasopiśmie ”Nature Neorscience”.
Choć nie jest to coś zaskakującego, dowód na naruszenie bariery komórkowej chroniącej nasz mózg przed toksynami i wirusami jest powodem do niepokoju. Tłumaczy też rosnącą liczbę zagadkowych neurologicznych symptomów obserwowanych podczas pandemii, jak choćby utrata smaku czy węchu, bóle głowy, przewlekłe uczucie zmęczenia czy zawroty głowy.
Niemieccy naukowcy przyglądali się tkankom zmarłych przy pomocy mikroskopu elektronowego. W próbkach błony śluzowej nosogardła (nasopharynx) i komórkach śródbłonka (ang. endothelial cells) wykryli nietknięte cząsteczki wirusa SARS-CoV-2 oraz resztki matrycowego RNA (mRNA). Ze wszystkich struktur łączących mózg z oczami, ustami i nosem tam właśnie odnotowano najwyższy poziom wiremii (ang. viral load, to określenie ilości wirusa mierzonych liczbą kopii jego RNA w mililitrze krwi), co wskazuje na nosogardle jako prawdopodobny punkt wnikania wirusa.
Sztucznie barwiony obraz komórki śródbłonka; na czerwono zaznaczone cząsteczki SARS-CoV-2; na żółto kinocylia, rzęski komórek / Michael Laue/RKI & Carsten Dittmayer/Charité
Za przełamaniem bariery krew-mózg właśnie w tej części nosa dodatkowo przemawia odnalezienie we wspomnianych wyżej próbkach błony śluzowej, a także w samym mózgu, aktywowanych komórek układu odpornościowego.
Zważywszy, że ta część nosa znajduje się blisko mózgu, wirus może przechodzić przez błonę śluzową do nerwów transmitujących informacje o zapachach (nerwy węchowe) i nimi docierać do mózgu, tłumaczy prof. Frank Heppner, autor badania i dyrektor wydziału neuropatologii Charité-Universitätsmedizin Berlin.
Niestety, wiele kwestii dotyczących tego procesu pozostaje niejasnych. Naukowcy nie potrafią choćby wyjaśnić, jak wirus wydostaje się z komórek nerwowych. Trzeba też pamiętać, że opisywane tutaj przypadki przekraczania granicy krew-mózg dotyczą zmarłych na COVID-19. Nie wiadomo w jakim stopniu to odkrycie odnosi się do osób o umiarkowanych czy lekkich objawach choroby.
Immunofluorescencyjnie barwiona komórka nerwowa (różowy) w nabłonku węchowym zainfekowana SARS-CoV-2 (żółty); na niebiesko komórki nabłonka / Jonas Franz/Universitätsmedizin Göttingen
Last but not least, niejedna wirusowa infekcja rozwija się w naszym nosie, choćby zwykłe przeziębienie. A jednak stojące za nimi patogeny nie przeskakują na mózg i nie wywołują neurologicznych objawów. Świadczy to o istnieniu w nosie wystarczająco solidnej bariery ochronnej chroniącej przed wrogim najazdem.
Pozostaje ”tylko” ustalić, dlaczego akurat SARS-CoV-2, ale też wirus opryszczki zwykłej czy wirus wścieklizny w tych nielicznych przypadkach dają radę zainfekować mózg właśnie ”ścieżką węchową”. Naukowcy z Charité biorą pod uwagę możliwość, że cząsteczki wirusa są transportowane do mózgu naczyniami krwionośnymi, bo odkryto go także w ściankach naczyń krwionośnych.
Są też dowody, że nos może być tylko jednym z wrót do mózgu. Niemieccy uczeni przeanalizowali bowiem jego obszary ze śladami wirusowego RNA, które nie miały nic wspólnego z funkcją węchową, a raczej z kontrolą układu krążenia czy oddechowego. Chwilowo wiemy jedynie, że SARS-CoV-2 znalazł sposób, by zaatakować nasz centralny układ nerwowy.