Rozgrzany jak kompost

Wydaje się to proste: ku­chenne odpadki czy sko­szoną trawę wyrzucamy na stertę, która potem sama zamienia się w na­wóz. Jednak w rzeczywistości kompostowanie jest wieloetapowym, złożonym procesem. Na­ukowcy cały czas badają go i próbują ulepszyć jego przebieg. W efekcie powstają między in­nymi technologie, które można wykorzystać także w domu.

Sterta rozkładających się odpadków kryje w sobie złożoną społeczność mikrobów, grzybów i drobnych zwierząt. Kompost może być nie tylko źródłem nawozu, ale i ciepła ogrzewającego dom!

Z ziemi do kompostu

Kompostowanie to przede wszystkim dzieło mikroorganizmów. W procesie tym biorą udział bakterie (w tym promieniowce, które potrafią wytwarzać naturalne antybio­tyki) oraz grzyby. Ich naturalnym środowiskiem życia jest gleba, dlatego kompo­stowanie może zacząć się samoistnie, jeśli tylko odpadki leżą na ziemi. Początkowo jeden gram kompostu zawiera kilkaset milionów bakterii (w tym kilka tysięcy promieniowców) i kilka milionów komórek grzybów o łącznej długości strzę­pek sięgającej – uwaga – kilkudziesięciu metrów. Gdy mikroby zaczynają trawić substancje pokarmowe zawarte w odpadkach, produkują energię cieplną. W efekcie kompost zaczyna się nagrzewać do 20-40 st. C.

Mikroby podnoszą temperaturę

Rosnąca temperatura sprzyja namnażaniu się mikrobów. Jednak w ciągu tygodnia od początku tego procesu staje się ona tak wysoka, że mniej odporne organizmy wymierają. Do gry wchodzą wówczas gatunki termofilne. Liczba komórek mikrobów w gramie kompostu rośnie co najmniej dziesięciokrotnie. A temperatura sięga 60, a nawet 80 st. C! W takich warunkach ginie większa część groźnych dla człowieka bakterii. A nasiona roślin, które trafiły do kompostu, zostają wysterylizowane – tracą zdolność kiełkowania. Czas trwania „gorącej” fazy to od 3 do 5 dni, zależnie od składu odpadków, dostępności wody i tlenu. Jeśli po tygodniu przewrócimy i napowietrzymy pryzmę (np. nakłuwając ją widłami), kompost ponownie się rozgrzeje. Po kilku takich cyklach ostygnie i wejdzie w trwającą kilka miesięcy fazę „dojrzewania”.

Co się rozłoży?

Na kompost można wyrzu­cać praktycznie wszystkie szczątki roślinne: reszt­ki warzyw i owoców, ściętą trawę, liście, a nawet trociny, wióry i rozdrobniony papier (pozbawiony farb, które mogą być szkodliwe dla mikrobów). Warto przy tym pamiętać o jednej rze­czy: kompostowanie przebiega najlepiej wtedy, gdy stosunek wę­gla do azotu w odpadkach wynosi 25-30 do 1. Można go oczywiście wyliczyć, ale jest prostsza metoda. To zasada „brązowe do zielonego”, czyli przekładanie warstw kompo­stu bogatych w węgiel (np. suche liście lub trociny), warstwami zie­lonymi (np. świeżo skoszoną trawą lub odpadkami warzyw).

 

Jak to pachnie?

Wbrew powszechnym skojarze­niom zapach kompostu nie ma nic wspólnego ze zgnilizną. Kompostowanie jest procesem tle­nowym, podczas gdy gnicie odbywa się w warunkach beztlenowych. Jeśli kompost jest dobrze napowietrzony (często przewracany i nakłuwany), pachnie tak jak ziemia ogrodowa. Zapach ten jest dla nas przyjemny z czysto biologicznych powodów. Przeprowadzone kilka lat temu badania wy­kazały, że znajdujące się w glebie i kompo­ście bakterie zaliczane do promieniowców wpływają na pracę naszego mózgu. Wy­dzielają substancje, które pobudzają nasz układ nerwowy do produkcji endorfin, czyli „hormonów szczęścia”. Prawdopodobnie to właśnie sprawia, że dla wielu osób praca w ogrodzie jest relaksująca i poprawia im humor.

Bokashi – kompost pod zlewem

Zwykłe kompostowanie to proces przebiegający z udziałem tlenu z powietrza. Gdy go brakuje, sterta odpadków zaczyna nieprzyjemnie pachnieć. Istnieje jednak sposób na beztlenowe kompostowanie, opracowany w Japonii – bokashi. Wykorzystywane są w nim specjalnie dobrane szczepy mikrobów (to tzw. efektywne mikroorganizmy – EMs). Potrafią one rozkładać odpadki w procesie fermentacji, podobnym do tego zachodzącego w zsiadłym mleku czy ogórkach kiszonych. Ponieważ nie jest do tego potrzebny tlen, pojemniki do bokashi są szczelnie zamknięte i nie wydzielają żadnych zapachów. Najczęściej wyglądają jak niewielkie wiaderka, które można schować np. w szafce pod zlewem obok zwykłego kosza. Dzięki temu zmniejsza się ilość odpadów, które trafiają do śmietników, co ma znaczenie zwłaszcza w dobie rosnących opłat za wywóz śmieci.

 

Kompostowiec rożowy

To polska nazwa dla gatunku szerzej znanego jako dżdżownica kalifornijskia (Eisenia fetida). Te zwierzęta odżywiają się szczątkami roślinnymi, więc kompost jest dla nich wyma­rzonym miejscem. Ryjąc korytarze w stercie odpadków poprawiają jej napowietrzenie. A odchody dżdżownic to tzw. biohumus – skoncentrowany naturalny nawóz. Kompostowce osiągają 10-20 cm długości i są długo­wieczne – żyją nawet 15 lat.

Stołówka dla drobnych zwierząt

Mikroby są głównymi konsumentami materii organicznej i to dzięki nim kompostowanie przebiega sprawnie i szybko. Jednak kompost przyciąga też wiele drobnych zwierząt pragnących skorzystać z takiego nagromadzenia substancji od­żywczych. W sumie może to być nawet kilkaset gatunków tworzących złożony ekosystem. Znajdują się w nim stawonogi, żywiące się szczątkami roślin i grzybami: skoczogonki, stonogi, karaczany, krocionogi, chrząszcze, larwy much oraz mrówki. Nie brakuje też ślimaków, zwłaszcza tych pozbawionych muszli (pomrowików). Są też i drapieżniki: od robaków polujących na bakterie i pierwotniaki przez pająki i wije po żaby i ropuchy.

Hermetia illucens

Ten owad (po angielsku zwany Black Soldier Fly – czarna mucha-żołnierz) od kilku lat przyku­wa uwagę badaczy zajmujących się procesami kompostowania. Jej larwy są niezwykle żarłoczne i mało wybred­ne. Zjadają praktycznie wszystkie odpady organiczne, łącznie z nienadającymi się do tradycyjnego kompostowania resztkami mięsa i nabiału. W ciągu dwóch tygodni są w stanie dziesięciokrotnie zmniejszyć masę kompostu. A gdy już się naje­dzą, wycofują się w suchsze miejsca, by tam zamienić się w poczwarki. Wy­kluwają się z nich czarne muchy, które żyją tylko kilka dni. Trzymają się z da­leka od ludzi, a że wyglądem przypo­minają gatunki drapieżne, przepędzają inne owady. Są tak skuteczne, że co­raz częściej używa się ich jako biolo­gicznych straszaków na muchy domo­we w stajniach, oborach i chlewniach.

 

Domowa hodowla much

Larwy muchy Hermetia illucens można zastosować do kompostowania także w warunkach domowych. Na taki pomysł wpadła m.in. Katherina Unger, studentka wzornictwa przemy­słowego z Wiednia. Zaprojektowane przez nią urządzenie o nazwie Farm 432 to elegancka domowa hodowla tych owadów. Można je karmić resztkami warzyw i owoców. Larwy szybko rosną i zamieniają się w poczwarki zawierające wiele składników odżywczych, m.in. peł­nowartościowe białko i wapń. Można ich użyć jako karmy dla drobiu czy ryb. Po przetworzeniu mogą też być zjadane przez ludzi. Katherina Unger twierdzi, że jej urządzenie może dostarczać pół kilograma poczwarek tygodniowo.

Więcej: www.bit.ly/hermetia

Więcej:ekologia