Ludzie mieszkający na równiku nie przejmują się takimi zmianami w kalendarzu słonecznym. Mają mniej więcej 12-godzinny dzień i 12-godzinną noc przez cały rok. Jednak, im bliżej biegunów ktoś mieszka, tym robi się z tego ważniejszy temat.
Nie dziwią więc silnie umocowane w dawnej kulturze ludów Kanady, Norwegii czy Rosji obchody równonocy. Tam te proporcje światła i mroku przechodzą szczególnie mocne wahania. Po długich ciemnych zimach nadchodzą lata, które rzadko przerywają ciemności.
Jednak w dniu równonocy wszyscy cieszą się z podziału 12/12, równo tnącego dobę na noc i dzień. Sęk w tym, że ten równy podział wcale taki dokładny nie jest. I nauka ma dobre wyjaśnienie, dlaczego tego dnia niekoniecznie dostajemy 12 godzin światła.
Okazuje się, że dostajemy nieco więcej, a dokładnie ile więcej wyznacza nasze położenie na Ziemi. Według amerykańskiej służby meteo, niemal równe godziny dnia i nocy wynikają ze złożonego sposobu określania pomiaru wschodu słońca oraz załamywania się światła słonecznego w atmosferze.
“Zaginanie się” promieni słonecznych sprawia, że nasza gwiazda wydaje się wschodzić za horyzontem gdy w istocie nadal znajduje się pod jego linią. W konsekwencji dzień jest nieco dłuższy w wyższych szerokościach geograficznych niż na równiku, bo słońcu więcej czasu zabiera wzejście i zajście bliżej bieguna.
Według CNN, w czasie jesiennej równonocy osoba mieszkająca na równiku (mniej więcej Quito, Nairobi, Singapur) może liczyć na 12 godzin i nieco ponad 6 minut światła. Jeżeli mieszka się na 30 stopniu szerokości geograficznej północnej lub południowej (np. Houston, Kair czy Szanghaj), ”dzień” potrwa 12 godzin i 8 minut. Z kolei na 60 stopniu obu szerokości (Helsinki, Anchorage) ludzie cieszyć się będą 12 godzina i 16 minutami światła słonecznego.
Na prawdziwy podział dnia 12/12 (equilux) trzeba zaczekać do 23 września. Z kolei przy równonocy jesiennej equilux (równy podział światła) wypada dzień wcześniej niż equinox (od łac. equinoxium, równości nocy).