Na całym świecie rośnie popyt na rowery elektryczne – w 2023 r. rynek ten był wart ok. 40 mld dol., a do 2030 r. będzie trzy razy większy. Do niedawna popularne e-rowery traktowano jako formę ciekawostki, a dzisiaj są uważane za alternatywną i pełnoprawną formę transportu – i to nie tylko miejskiego. Rowery elektryczne coraz częściej także zjeżdżają z utwardzanych tras i trafiają na bezdroża, gdzie można nieźle “poszaleć”.
Czytaj też: Ford wchodzi na rynek rowerów elektrycznych. Mustang i Bronco na dwóch kołach
Niestety, w mediach coraz częściej pojawiają się nagłówki wskazujące na rosnące zagrożenie ze strony e-rowerów i elektrycznych hulajnóg. Czy słusznie? Na serwisie Cycling Electric pokazał się ciekawy artykuł, w którym specjalista ubezpieczeniowy z firmy Bikmo przedstawił swoje zdanie na temat częstości pożarów rowerów z bateriami litowo-jonowymi. Jak łatwo się można domyślić, nie są one częstsze niż incydenty z udziałem samochodów elektrycznych.
Rower elektryczny nie jest większym zagrożeniem niż samochód
Porównując dane dotyczące wskaźników pożarów zarówno pojazdów z sektora lekkiej elektromobilności (rowerów i hulajnóg), jak i samochodów elektrycznych, jednoznacznie wynika, że pożary zasilających je baterii są ekstremalnie rzadkie. Według cytowanych danych EVfiresafe wynika, że w latach 2010-2020 w Wielkiej Brytanii doszło do pożarów 0,011 proc. rowerów i hulajnóg elektrycznych, 0,0012 proc. samochodów elektrycznych i 0,1 proc. pojazdów spalinowych. Oczywiście, trzeba tutaj wziąć pod uwagę efekt skali: samochodów spalinowych jest po prostu znacznie więcej niż elektrycznych czy hybrydowych.
Czytaj też: Rewolucja w świecie rowerów. Jak dla mnie, ta technologia powinna być standardem
Ale niedawno w Wielkiej Brytanii zaczął pojawiać się niebezpieczny “trend”, w którym ubezpieczyciele spoza branży specjalistycznej odmawiali pokrycia kosztów napraw uszkodzonych rowerów elektrycznych przez sklepy i warsztaty. Co więcej, wyolbrzymianie niebezpieczeństwa związanego z potencjalnymi pożarami skłoniło niektórych właścicieli nieruchomości do zakazu sprzedaży rowerów elektrycznych na ich terenie.
Według Cycling Electric, pożary rowerów elektrycznych często nie są takie, na jakie wyglądają. Według London Fire Brigade, aż 40 proc. z nich jest wynikiem modyfikacji wprowadzanych przez użytkowników, a nie instalacji przetestowanej i zabezpieczonej przez markowego producenta. Zestawy do konwersji rowerów na elektryczne sprzedawane w sklepach internetowych nie przechodzą tych samych testów i kontroli jakości.
Najwięksi producenci rowerów (jak Giant czy Trek) dokładają wszelkich starań, aby minimalizować ryzyko pożaru, np. pokrywając akumulatory warstwą dławiącą tlen i to nawet pomimo tego, że sprzedawane przez nie modele nie uczestniczyły w żadnym zgłoszonym incydencie ogniowym.
Można sobie zatem zadań pytanie: dlaczego zatem pojazdy elektryczne – rowery, hulajnogi czy samochody – w ogóle stają w płomieniach? W Wielkiej Brytanii częstą przyczyną jest niewłaściwe ładowanie lub niekompatybilny sprzęt podłączany do akumulatora. Kupując tzw. uniwersalną ładowarkę do urządzenia elektronicznego zawsze podejmujemy ryzyko, niezależnie czy mowa o smartfonie, laptopie czy e-rowerze. Szczególnie w przypadku pojazdów nie warto iść po linii najmniejszego oporu i starać się zaoszczędzić, choć zalecamy taką samą taktykę w przypadku wszystkich urządzeń elektronicznych.
Pomimo względnego bezpieczeństwa rowerów elektrycznych, rząd Wielkiej Brytanii przyjrzy się teraz temu tematowi bardziej szczegółowo w ramach proponowanego projektu ustawy, który właśnie trafił do parlamentu.