W Los Angeles dzieje się coś dziwnego. Drzewa stały się źródłem zanieczyszczeń

W 2024 roku cały świat mierzy się z niespotykanymi dotąd skutkami ocieplenia klimatu. Naukowcy alarmują, że każdy z ostatnich dwunastu miesięcy był najcieplejszym miesiącem w historii pomiarów. Jest to sytuacja bez precedensu. Jeżeli dodamy do niej fakt, że w najbliższym czasie nie ma szans na odwrócenie tego trendu, to przyszłość wygląda niepewnie. Nic zatem dziwnego, że naukowcy analizują źródła ocieplenia, ale także zanieczyszczeń powietrza na każdy możliwy sposób. Czasami jednak wyniki takich badań zaskakują.
W Los Angeles dzieje się coś dziwnego. Drzewa stały się źródłem zanieczyszczeń

Weźmy na przykład pod uwagę Los Angeles, miasto, które od dawna podejmuje imponujące wysiłki mające na celu ograniczenie zanieczyszczeń i emisji gazów cieplarnianych do atmosfery. To właśnie bowiem w Kalifornii na przestrzeni lat polityka stanowa doprowadziła do zmniejszenia emisji zanieczyszczeń pochodzących z samochodów osobowych. Na pewnym etapie jednak korzystne zmiany ustały, zupełnie jakby osiągnęły jakiś szklany sufit. Dane bowiem wskazują, że od 2010 roku poziom mikroskopijnych cząstek oraz ozonu na poziomie gruntu praktycznie nie spadają. Gdy główne źródła emisji zniknęły, naukowcom udało się dostrzec inne. Co ciekawe, jednym z nich jest roślinność rosnąca na terenach miejskich.

Emisję zanieczyszczeń powietrza przez drzewa i rośliny udało się dostrzec dzięki wykorzystaniu nowej, niezwykle szczegółowej metody pomiarowej. W czerwcu 2021 roku naukowcy kilkukrotnie monitorowali poziom zanieczyszczeń z powietrza. Na pokładzie samolotu latającego nad Los Angeles o różnych porach dnia i nocy naukowcy zainstalowali specjalistyczny spektrometr masowy zdolny monitorować rozkład w powietrzu ponad czterystu różnych związków chemicznych z niespotykaną dotąd precyzją.

Czytaj także: Polska się dusi. Czym jest smog i jak nam zagraża? “Powietrze niebezpieczne jak dym tytoniowy”

W ten sposób badaczom udało się stworzyć swoistą mapę stale zmieniającego się zagęszczenia tzw. lotnych związków organicznych, które są źródłem zarówno cząstek, jak i ozonu zanieczyszczających powietrze na terenie miasta.

Co więcej, dane wyraźnie wykazały, że odroślinne źródła związków organicznych takich jak izopreny czy monoterpeny przyczyniają się do powstawania nawet 60 proc. aerozoli obserwowanych przy gruncie na początku lata w Los Angeles.

Jakby tego było mało, ilość ta wzrasta wraz z rosnącą temperaturą i coraz niższą wilgotnością powietrza. Można zatem śmiało założyć, że w kolejnych miesiącach lata sytuacja może stawać się jeszcze poważniejsza. Jakby nie patrzeć, zanieczyszczenia tego typu przyczyniają się do licznych chorób układu oddechowego.

Czytaj także: WHO zaostrza normy zanieczyszczenia powietrza. W Polsce smog nadal przekracza poprzednie normy

Zważając na to, że zanieczyszczeniom powietrza przypisuje się ponad cztery miliony zgonów rocznie tylko w samych Stanach Zjednoczonych, nie powinno dziwić, że władze chcą poznać i ograniczać źródła tychże zanieczyszczeń.

Jednocześnie nie oznacza to tego, że powinniśmy teraz pozbyć się roślinności z miast w celu ograniczenia emitowanych przez nie lotnych związków organicznych. Jakby nie patrzeć, działają one korzystnie na obniżanie temperatur przy powierzchni Ziemi i są źródłem wielu innych, korzystnych dla zdrowia czynników. Nie zmienia to jednak faktu, że naukowcy powinni przyjrzeć się różnicom między różnymi rodzajami i gatunkami roślin. Być może w ten sposób będzie można lepiej planować roślinność miejską, stopniowo zwiększając w niej udział tych gatunków, które będą emitowały mniej biogenicznych zanieczyszczeń.