Tak przynajmniej można wywnioskować na podstawie rezultatów badań poświęconych zmarłym członkom florenckiego rodu. Ich obecność w tym mieście została udokumentowana po raz pierwszy na początku XIII wieku, a kilka stuleci później Medyceusze dzierżyli miano jednej z najbogatszych i najbardziej wpływowych rodzin w całym regionie.
Czytaj też: Polacy dokonali znaleziska, jakiego jeszcze nie było. Chodzi o miejsce, do którego dotarli rzymscy żołnierze
Dobitnym tego przykładem był fakt, iż zmarłych chowano w tych samym miejscu, co ówczesnych władców: w Bazylice San Lorenzo w centrum Florencji. Co ciekawe, przed pochówkiem narządy takich osób były usuwane i umieszczane w słojach z terakoty. Właśnie badania obejmujące te organy umożliwiły naukowcom zrozumienie, co mogło doprowadzić do śmierci przedstawicieli słynnego rodu.
Rodzina Medyceuszy stała się w pewnym momencie niezwykle wpływowa i bogata, a jej członkowie mieli słabość do polowań
O kulisach całego przedsięwzięcia naukowcy piszą na łamach Emerging Infectious Diseases. Jak wyjaśniają, celem ich ekspertyz były próbki tkanek, które zamierzali dopasować do konkretnych szkieletów. Przy okazji zwrócili jednak uwagę na dowody wskazujące na obecność pewnego pasożyta.
Był nim tzw. zarodziec sierpowaty (Plasmodium falciparum), czyli pierwotniak wywołujący u ludzi malarię. Członkowie zespołu badawcze założyli, że inny gatunek, P. vivax, był endemiczny i wywoływał łagodniejszą postać choroby. Z kolei P. falciparum, spotykany przede wszystkim na terenach z klimatem tropikalnym, charakteryzował się wyższą śmiertelnością.
W tym momencie zwrócić uwagę na pewien fakt: Medyceusze mieli słabość do polowań prowadzonych na bagnach Florencji. W takim obszarze powinny panować warunki idealne dla występowania komarów przenoszących malarię. Z tego względu istnieje spore prawdopodobieństwo, iż członkowie wspomnianej rodziny chorowali na malarię, a być może nawet umarli w związku z towarzyszącymi jej dolegliwościami.
Dowiedzieliśmy się więc, że malaria była zaskakująco powszechna, a gatunek P. falciparum był w stanie przetrwać nawet w umiarkowanym klimacie Włoch. A mówimy przecież o znacznie poważniejszych symptomach aniżeli w przypadku P. vivax. Przy okazji naukowcom udało się zrealizować pierwotny cel, jakim było dopasowywanie narządów do ciał ich właścicieli. Jak na razie taka sztuka udała się w przypadku zmarłej w 1743 roku Anny Marii Luizy de’ Medici oraz Vittorii della Rovere, która odeszła z tego świata w 1694 roku. Dalsze badania powinny doprowadzić do identyfikacji kolejnych osób. Być może wtedy uda się jeszcze lepiej zrozumieć perypetie tej niezwykłej rodziny.