To, co się wydarzyło w pogodzie między 2014 i 2016 rokiem przyspieszyło wzrost poziomu morza

Podczas gdy przywódcy krajów całego świata debatowali nad zapisami Porozumienia paryskiego, w ramach którego przyjęto jako cel ograniczenie wzrostu średnich temperatur powietrza na Ziemi do 1,5 stopnia Celsjusza, z klimatem wydarzyło się coś niepokojącego. Właśnie wtedy, w latach 2014-16 średni poziom mórz na Ziemi wzrósł o zaskakujące 15 milimetrów.
Zdjęcie poglądowe oceanu

Zdjęcie poglądowe oceanu

Oczywiście, 15 milimetrów wydaje się wartością pomijalną, wszak nikt z nas nie byłby w stanie takiej wartości zauważyć. Naukowcy jednak zwracają uwagę, że na wykresach długoterminowych trendów jest to bardzo gwałtowny skok w niepożądanym kierunku. Wcześniej, uwzględniając już występujące trendy, naukowcy szacowali, że wzrost ten będzie wynosił w latach 2014-16 średnio 4 milimetry rocznie. Tymczasem okazało się, że wzrost był niemal dwukrotnie wyższy.

Są to wartości wcześniej niespotykane, bowiem od czasu kiedy pierwsze satelity obserwacyjne zaczęły monitorować poziom mórz, czyli od 1993 roku do teraz odnotowano wzrost łącznie o 9 centymetrów.

Co zatem wydarzyło się w latach 2014-2016?

W najnowszym artykule naukowym naukowcy z francuskiego Narodowego Centrum Badań Naukowych (CNRS) skłaniają się ku teorii, według której to występujące jeden po drugim zjawiska El Niño na Oceanie Spokojnym odpowiada za przyspieszenie tempa wzrostu poziomu morzu. To właśnie ten trend miałby wpływać na zmianę opadów atmosferycznych i wysychanie dorzecza Amazonki.

El Niño to tylko jedna z faz tzw. oscylacji południowej ENSO. W ramach ENSO naprzemiennie dochodzi do zmiany wzorców wiatrów i temperatur wód na powierzchni tropikalnego rejonu Pacyfiku. W zależności od tego, w którą stronę wieją tam pasaty, ciepła woda wypychana jest albo w kierunku zachodniego wybrzeża Ameryki, albo w kierunku Azji. Jeżeli woda wypychana jest w kierunku Ameryki, mamy do czynienia z El Niño, a jeżeli w kierunku Azji — La Niña.

Dwa kolejne zjawiska El Niño w latach 2014–2015 i 2015–2016 zbiegły się ze wzrostem średniego światowego poziomu mórz o 15 milimetrów. Należy tutaj odnotować, że w 2015 roku El Niño było wyjątkowo silne, a z kolei w kolejnym roku mieliśmy do czynienia z podówczas najgorętszym rokiem od czasu rozpoczęcia pomiarów.

Efekt był niemal natychmiastowy. Zmienił się rozkład opadów na powierzchni Ziemi, przez co w dorzeczu Amazonki zmniejszyła się ilość magazynowanej wody, co automatycznie doprowadziło do wzrostu ilości wody w oceanach na całej Ziemi.

Czytaj także: Nowy rok upłynie pod znakiem El Niño. Niespodziewanie wpłynie to na zimę w Polsce

Do wyjaśnienia tej skomplikowanej siatki zależności badacze musieli połączyć ze sobą dane z satelitów i sieci globalnych czujników oceanicznych. Dopiero potem można było przeanalizować dane o zmianach temperatur oceanów i ilości wody w dorzeczach największych rzek na świecie. Naturalnie naukowcy skupili się na dorzeczu Amazonki, bowiem obejmuje ono aż 35 proc. powierzchni Ameryki Południowej.

Jak się okazało, sama zmiana rozkładu opadów atmosferycznych, która doprowadziła do ograniczenia opadów w dorzeczu Amazonki i do wzrostu opadów nad wschodnią tropikalną częścią Oceanu Spokojnego odpowiadała za 80 proc. wzrostu poziomu oceanów w latach 2014-16. Zmniejszenie ilości wody w dorzeczu Amazonki samo w sobie odpowiada natomiast za wzrost poziomu mórz o 5 milimetrów. Reszta tego rekordowego wzrostu została przypisana naturalnemu rozszerzaniu się objętości oceanu wskutek jego ocieplania.

Wyniki tych badań tłumaczą, co się wydarzyło niemal dekadę temu. Co jednak ważniejsze, pozwolą naukowcom teraz lepiej prognozować zmiany, które będą zachodziły wskutek El Niño w nadchodzących latach i dekadach. Jedyne co wiadomo to to, że po trzech latach La Niña, w najbliższych latach wskutek powrotu El Niño możemy spodziewać się powrotu ekstremalnie wysokich temperatur i dalszych rekordowych wzrostów.