Alaska. Największy stan USA, który intryguje, przyciąga uwagę i zachwyca – nie tylko dziką przyrodą. Pod względem energetyki jest to dość niezwykłe miejsce na mapie Stanów Zjednoczonych. Rachunki za prąd są tutaj średnio o 33 proc. wyższe niż średnia krajowa. W dodatku Alaska nie jest podłączona do krajowej sieci elektroenergetycznej, zatem region sam musi dbać o produkcję energii.
Czytaj też: Polacy zbadali ten region Rosji jeszcze przed wojną. Dokopali się aż 13 metrów pod ziemię, tylko po co?
Ta gigantyczna kraina jest zasobna nie tylko w lasy, bagna, wysokie góry, ale również w złoża ropy naftowej i gazu. W dobie ocieplenia klimatu, kiedy lata robią się coraz bardziej upalne, a zimy zaskakująco łagodne, kolejne potężne złoża stają się dostępnymi do eksploatacji. Firmy wydobywcze mają się na Alasce bardzo dobrze.
W związku z tak dużą produkcją paliw kopalnych odnawialna energetyka nie rozwinęła się tutaj najlepiej. Chociaż stan posiada podobne nasłonecznienie jak Niemcy, to nie wykorzystuje tego potencjału prawie w ogóle. Ze wszystkich OZE produkowane jest najwyżej 30 proc. energii elektrycznej (z samych paneli słonecznych tylko 18 MW), reszta pochodzi z gazu.
Alaska – region z potencjałem do elektrowni szczytowo-pompowych
Naukowcy z amerykańskiego Departamentu Energii opracowali studium dla potencjału energetyki wodnej na Alasce. Wzięli oni pod uwagę konkretny typ instalacji – elektrownie szczytowo-pompowe. Są to konstrukcje, które wymagają spiętrzeniach wody w rzekach. Następnie w przypadku nadwyżki produkcji energii woda jest pompowana do zbiornika powyżej zapory, a gdy jest zwiększone zapotrzebowanie na prąd – zrzucana do dolnego zbiornika, napędzając turbiny elektryczne. Jak zatem widzimy, są to swoiste magazyny energii, które idealnie mogłyby bilansować energię w sieci. W Polsce działa ich kilka.
Badacze odkryli, że Alaska znakomicie nadaje się do instalacji elektrowni szczytowo-pompowych. Znaleźli oni w całym regionie aż 1800 lokalizacji dla takich konstrukcji – w skali od bardzo małych, działających dla lokalnych społeczności, po bardzo duże. Większość z elektrowni mogłaby stanąć w południowo-zachodniej części stanu. Zdolność magazynowania energii oceniono na 4 terawatogodziny.
W raporcie doniesiono również, że energia przechowywana byłaby „w wodzie” przez 10 godzin, a w przypadku wielkoskalowych projektów nawet do 10 dni. Założono, że w najbardziej odległych siedliskach ludzkich budowa zapór na rzekach będzie nieopłacalna i w takich miejscach akumulatory litowo-jonowe sprawdziłyby się najlepiej jako magazyny.
Autorzy zaznaczają, że studium nie jest żadną ekspertyzą pod przyszłe inwestycje, a jedynie naukowym kompendium na temat potencjału energetycznego Alaski. Elektrownie szczytowo-pompowe nie są rozpowszechnioną tutaj formą przechowywania energii. Niemniej kolejne lata rozwoju OZE wymuszą budowę jakichkolwiek magazynów. Akumulatory litowo-jonowe nie są najlepszym remedium, ale budowa zapór na rzekach (oczywiście nie w maksymalnej ilości 1800) z poszanowaniem dla środowiska może okazać się stabilizująca w przyszłości dla systemu energetycznego Alaski.