Warsztat pisarski w bibliotece publicznej w Sopocie. Książki na półkach wprowadzają w stosowny do okoliczności nastrój, przez okno wdziera się słońce, szesnaście osób pochylonych nad kartkami wykonuje ćwiczenie zwane swobodnym pisaniem. Cel ćwiczenia: obejść wymogi wewnętrznego krytyka. Polega ono na tym, że przez 15 minut piszemy bez odrywania ręki, skreślania, dbania o reguły ortograficzne, gramatyczne, interpunkcyjne, a przede wszystkim nie troszcząc się o to, czy to, co zostaje na kartce, jest głupie czy mądre. W skrócie – odwrotnie niż kazali nam w szkole.
Gdzieś blisko otwartego okna, skrzecząc przeraźliwie, przelatuje mewa. Po ćwiczeniu okaże się, że tylko dwie spośród szesnastu osób ją słyszały. Pozostałe były całkowicie pochłonięte pisaniem. Czy to już tylko pisanie, czy także medytacja? – zastanawiam się, ale dochodzę do wniosku, że to całkowicie nieistotne pytanie. Medytacja to stan umysłu i ciała, a nie wykonywanie jakiejś czynności.
Uczestnicy opowiadają o swoich reakcjach fizycznych na takie pisanie: silny kaszel i katar, wyładowania napięcia wzdłuż kręgosłupa, rozluźnienie lewej strony ciała. Jedna z kobiet, naprawdę zdziwiona, mówi, że opanowała ją natychmiastowa silna senność, jakby coś chciało odciąć ją od treści, które pojawiały się na jej kartce. Nazywa to „sennością obronną”.
Znam to zjawisko doskonale – dokładnie w takiej postaci atakowało mnie miesiącami w klasztorach buddyjskich w Azji, gdzie medytowałem. W buddyjskiej literaturze medytacyjnej jest ono znane jako thīna-middha, czyli otępienie, senność, nuda. Zostało szczegółowo opisane jako reakcja umysłu, który nie chce patrzeć na siebie, lub jako zasieki ego, postawione przeciwko wglądowi w naturę umysłu. Trzeba przechytrzyć tę senność, bo wypieranie jej tylko ją wzmacnia, a wtedy spod senności zaczynają się wyłaniać pokłady nadzwyczajnej klarowności, niedostępnej dla niemedytujących umysłów. Uaktywnia się reakcja budzenia.
Budzenie się jest w nas – Wolimy podbijać świat, zamiast go obserwować.
Nasz umysł budzi się, kiedy jesteśmy w stanie silnej relaksacji i uważności, ale sama reakcja budzenia zawiera dużo więcej składników niż znana z badań psychologów „reakcja relaksacyjna”, która polega na rozluźnieniu ciała. Różni się też od zjawiska opisanego w fachowej literaturze jako flow (przepływ), głównie tym, że zostawia umysł inny, niż go zastała.
Reakcji budzenia nie trzeba koniecznie wypracowywać, siedząc miesiącami na poduszce medytacyjnej w azjatyckich klasztorach. Jeden z moich przyjaciół doznaje jej regularnie, choć nie próbuje nawet medytować. Wystarczy, że z sauny rozgrzanej do ponad stu stopni wskoczy do wody o temperaturze bliskiej zera i zostaje w niej bez ruchu przez kilka minut. Bywa, że musi wykuć w tym celu przerębel, a kiedy siedzi w wodzie po szyję, jego włosy zamieniają się w pęk sopli.
To, co się dzieje wtedy z jego świadomością, opisuje jako jej zmiękczenie, wyklarowanie, a jednocześnie rozszerzanie do tego stopnia, że odczuwa jedność z otaczającą go przyrodą. Znam kogoś, komu reakcja budzenia zdarzyła się… gdy spał. Nagle mgliste obrazy senne wyostrzyły się jak w autofokusie nowoczesnego aparatu cyfrowego i oto pojawił się nadzwyczajny, nieznany wcześniej stan klarowności umysłu. Tak jak w przypadkach innych ludzi doświadczających „reakcji budzenia”, wiązał się on z poczuciem jedności, tym razem z całym kosmosem. Człowiek, który to przeżył, twierdzi, że od tej nocy przestał się bać śmierci. Bo wie, że jest ona unicestwieniem tylko na poziomie ego.
Reakcja budzenia jest jednym z programów, który każdy człowiek ma na fabrycznym wyposażeniu. Może odezwać się w każdej chwili. I to robi. Ale kiedy przypomnimy sobie naszą edukację, często kilkanaście lat zdobywania wiedzy o tym, czym jest świat i jak ten świat obsługiwać, to nie znajdziemy nawet wzmianki o czymś takim jak budzenie się umysłu. Chyba że wychowywaliśmy się na wsi w południowo-wschodniej Azji, gdzie klasztor był jednocześnie najbliższą szkołą. Dlatego nawet kiedy reakcja budzenia staje się częścią naszego doświadczenia, ignorujemy ją. Nie przegapimy żadnej przyjemności związanej z dobrym jedzeniem, pochwałami pod naszym adresem i rozrywką, bo na nie uczuliła nas nasza kultura. Przyjemność budzenia się ignorujemy, bo nie wiemy, że taki proces w ogóle istnieje.
Dlaczego nasza kultura jest ślepa na ten proces? Wolimy podbijać świat, zamiast go obserwować i wchodzić z nim w harmonijną reakcję, której podstawą jest świadomość współistnienia wszystkiego, co żyje. Doświadczenie tej świadomości sprawia, że nie musimy bić się ze światem o szczęście. Wystarczy, że otworzymy się na szczęście w nas samych.
Neurologia budzenia – Możemy świadomie kształtować mózg dzięki pracy z umysłem
Czy systematyczne wzmacnianie reakcji budzenia ma w ogóle sens? Czy nie lepiej zaczekać, aż wydarzy się sama? Paradoksalnie te opcje wcale się nie wykluczają. Można tworzyć warunki dogodne do pojawienia się tej reakcji, ale trzeba na nią zaczekać, nie da się jej wymusić.
Odpowiedni trening można przejść w klasztorach różnych religii, w ośrodkach medytacji. Ale nawet one nie gwarantują sukcesu, mimo że uczą metod wypróbowanych przez tysiąclecia. Jak Azja długa i szeroka spotkać można turystów medytacji, którzy przez lata jeżdżą z jednego klasztoru do drugiego, a jak sami przyznają, o budzeniu wiedzą tyle, ile przeczytali w książkach. Bo budzenie się to proces subtelny, który można uchwycić tylko wtedy, kiedy umysł trochę odpocznie od potrzeby podbijania świata.
Dwóch amerykańskich neurologów, Rick Hanson i Richard Mendius, zabrało się za analizę reakcji budzenia za pomocą urządzeń badających aktywność mózgu. Dla nich budzący się umysł to budzący się mózg. Odkrycia opublikowali w książce „Mózg Buddy”. Ich zdaniem za pomocą technik medytacyjnych można sprawić, żeby neurony były bardziej podatne na łączenie się w konstelacje sprzyjające relacji budzenia. Budowa mózgu temu sprzyja. Szczególnie to, że od urodzenia do końca życia ma on zdolność do wytwarzania nowych synaps. Zachowuje plastyczność, możemy więc go świadomie kształtować dzięki pracy z umysłem.
Jakie stany mentalne i cielesne ich zdaniem prowokują reakcję budzenia? Autorzy książki odpowiadają: relaks, skupienie na doznaniach, odczuwanie ciała jako całości, panoramiczna świadomość, aktywowanie umysłu, który nazywają „umysłem nie wiem”. Należy pozbyć się tendencji do oceniania, pozwalać doświadczeniu przepływać, być tu i teraz, a także rozluźnić „poczucie ja”.
Kiedy przyjrzymy się dokładniej szczegółowej liście stanów mentalnych, które według tych dwóch amerykańskich naukowców sprzyjają przebudzeniu, uświadamiamy sobie, jak trudno jest je spełnić człowiekowi korporacji i w ogóle człowiekowi żyjącemu w naszych czasach i uwarunkowaniach kulturowych. Oto one: mało mówić, ograniczyć stymulację zmysłową, przestać skupiać się na osiąganiu celów, budować bezstronność. Wszystkie zmierzają w tym samym kierunku – pozbycia się złudzenia, że jesteśmy niezależnymi, zamkniętymi układami, na rzecz świadomości współistnienia, co bardzo przypomina doznania, jakich doświadcza mój przyjaciel po ekstremalnej saunie. Przypomina też ostateczną zasadę nauk stoickich, wywodzących się ze starożytnej Grecji, według których najlepszym stanem umysłu mędrca jest postrzeganie siebie jako części wszechnatury.
Nowa wrażliwość – Bez moralności nie ma spokoju umysłu i zrelaksowanej koncentracji
Jak nie przegapić okruchów radości z budzenia, które rzuca nam życie? Być może jedyną odpowiedzią jest budowanie przez całe życie wrażliwości na reakcje budzenia, opartej na uważności. Dbanie o stan świadomości w każdej chwili. Ale nie da ono nic, jeśli nie będzie związane z fundamentalną zmianą podejścia do świata, przejściem od postawy walczącej i egoistycznej do opartej na współodczuwaniu.
Reakcja budzenia może się zdarzyć w działaniach coachingowych, jest też pewnie częstym gościem na rozmaitych warsztatach rozwoju osobistego. Ale nakierowanie coachingu nie tylko biznesowego, ale także life coachingu na wyznaczanie i osiąganie celów buduje postawę mentalną, która – moim zdaniem – jej nie sprzyja. Nie pomagają prowokowaniu tej reakcji ani przejęte do coachingu z psychoterapii sztywne ramy spotkań z indywidualnym klientem, wyznaczane przez tykający na ścianie zegar, ani partyzanckie formy działań coachingowych w postaci doraźnych warsztatów. Tradycyjnie kultywowano skłonność do budzenia się jako dziedzinę sztuki życia, uprawianej latami i niemającej końca.
W tradycyjnych praktykach filozoficznych Wschodu i Zachodu ważnym czynnikiem zwiększającym szansę częstotliwości i trwałości takiej reakcji jest moralność. Bez niej nie ma spokoju umysłu i zrelaksowanej koncentracji. A bez tej ostatniej budzenie umysłu nie jest możliwe. Różne szkoły coachingu, nawet jeśli stosują techniki uważności i inne metody medytacyjne, słowa „etyka” używają tylko na określenie kodeksu postępowania coacha wobec klienta. Nie jako części treningu klienta.
Jeśli nie w coachingu, który ma inne cele, i jeśli nie w klasztorze, na który z braku czasu nie możemy sobie pozwolić, a na pewno nie w instytutach filozofii na uniwersytetach, które z praktyką filozoficzną nie mają nic wspólnego – to gdzie można szukać wsparcia w procesie budzenia się? Pewną odpowiedzią są kursy mindfulness, które trwają osiem tygodni i mają się przeistoczyć w praktykę życiową. Nie pełnią one jednak funkcji, którą w starożytnej Grecji miały szkoły filozoficzne, a w starożytnych Indiach grupy studentów podążających za nauczycielem. Rozwój na ścieżce budzenia się jest sinusoidą o cyklach trwających niekiedy latami, okresach frustracji przeplatanych okresami uniesień, ciągłą potrzebą integrowania nowych doświadczeń. Nasz świat nie zna instytucji, która w pełni wspierałaby ten proces.
Są jednak ludzie, którzy budują życie wokół idei budzenia się. Czytają książki na ten temat, jeżdżą regularnie na kursy medytacji, trwają przy codziennej praktyce. Raczej nie zrobią kariery korporacyjnej, bo korporacje potrzebują zwykle sprawnych i oddanych narzędzi ludzkich do pomnażania majątku udziałowców. Czasem rezygnują z posiadania dzieci, bo te są jeszcze bardziej wymagające niż korporacje. Bywa, że zabierają się za studiowanie procesu budzenia umysłu na emeryturze – zawodowej i rodzinnej.
Każda z tych ścieżek zaczyna się jednak od tego samego: od świadomości, że umysł ma zdolność do doświadczenia stanu nadzwyczajnej otwartości i odklejenia od wąskiej perspektywy ego. Do doświadczenia reakcji budzenia, czasami trwającej sekundy. I uznania, wbrew naszej kulturze i zwyczajom, że to doświadczenie jest czymś wartym kultywowania. Wymaga to zaufania do siebie i do tego, co przeżyliśmy. Bo nawet na te ulotne momenty reakcji budzenia, których doświadczamy czasami w życiu, czyhają już marketingowcy, gotowi sprzedać cudowny weekendowy warsztat albo całe tony śmieciowej literatury duchowej.
Warto wiedzieć:
- Reakcji budzenia nie trzeba wypracowywać, siedząc miesiącami na poduszce medytacyjnej w klasztorach
- Umysł ma zdolność do odklejania się od wąskiej perspektywy ego
Ścieżki rozwoju:
- Rick Hanson, Richard Mendius „Mózg Buddy” Studio Astropsychologii, Białystok 2009
- www.selfoff.com Strona Marcina Fabjańskiego o odzyskiwaniu radości życia