Nowotwory budzą wiele emocji, wiele też powstaje wokół nich mitów. Doniesienia naukowe powinny się z nimi z łatwością rozprawiać, jednak mity – jak to mity – bywają dużo żywotniejsze niż jakiekolwiek fakty. Z dyskusji z fanami i fankami tzw. medycyny alternatywnej nadal dowiadujemy się zatem, że nowotwory, zwłaszcza złośliwe, to choroba na wskroś współczesna. Że nasi przodkowie nie umierali na nowotwory, że zwierzęta – poza tymi domowymi, na których spółczesność odcisnęła już nieodwracalne piętno – na nowotwory nie chorują, a onkologia nie miałaby racji bytu, gdyby nie „ta cała chemia we współczesnym jedzeniu i kosmetykach”.
Tymczasem nowotwory są dużo starsze niż ludzkość, i to zarówno w znaczeniu czasowym, jak i ewolucyjnym. Nie tylko znajduje się przypadki nowotworowe z czasów, gdy człowiek był nader jeszcze odległą perspektywą, ale także choroby onkologiczne dopadają organizmy dużo od człowieka prostsze.
Atakują również organizmy, którym popularne opowieści zwykły przyznawać swoisty nowotworowy immunitet.
KONIEC MITU GOLCÓW
Weźmy choćby takie golce (Heterocephalus glaber) – małe, łyse, ryjące tunele pod pustyniami wschodniej Afryki brzydale z rodziny kretoszczurowatych. Jeszcze do niedawna szczyciły się opinią zwierząt, które nie chorują na nowotwory złośliwe. Swój niezwykły status straciły całkiem niedawno, bo w 2016 r., kiedy to czasopismo „Veterinary Pathology” opublikowało raport opisujący dwa niezwykle pechowe golce. Rozpoznania mikroskopowe w ich przypadku nie pozostawiały miejsca na wątpliwości – rak gruczołowy i rak neuroendokrynny. Jednego z nieszczęsnych pacjentów nawet udało się uratować. Żadnych wcześniej podobnych przypadków w historii naszych obserwacji Heterocephalus glaber nie notowano.
Kretoszczur. Fot. Getty Images
Kolejne lata przyniosły następne przypadki chorych golców – w tym także zwierzaka cierpiącego na raka wątroby z przerzutami do płuc oraz maluchy, których nowotwory złośliwe nie były wcale rakami (np. casus nerczaka płodowego – nephroblastoma – u ludzi znanego jako guz Wilmsa). Golce przegrały jako osobliwość onkologiczna (choć nadal nowotwory wydają się u nich wyjątkowo rzadkie). I może lepiej dla nich? Nie byłoby bowiem dobrze, gdyby miały paść ofiarą szarlatanów próbujących skorzystać z ich legendy i naiwności chorych, jak do dziś się to dzieje np. z rekinami. Ich sławie jako źródła cudownych specyfików leczących raka, niestety, fakty wcale nie zaszkodziły.
REKIN Z NOWOTWOREM CHRZĄSTKI
Zarówno rekiny, jak i wieloryby padają ofiarą nowotworów wbrew sensacyjnym opowieściom (także opowieściom właśnie służącym głównie sprzedaży „cudownych” preparatów z chrząstki rekina). Wiemy to zresztą już od dawna. Pierwszy raz pisano o nowotworach u ryb chrzęstnoszkieletowych (do nich właśnie zaliczamy rekiny wraz z płaszczkami) już ponad 150 lat temu – w 1858 r. opisano 30-centymetrowy guz tkanki włóknistej, który wyrósł na ogonie płaszczki kolczastej (Raja clavata). Pół wieku później, w 1908 r., u pewnego żarłacza błękitnego (Prionace glauca) rozpoznano nowotwór wątroby, pierwotnie opisując go jako gruczolaka (zmianę łagodną), z czasem jednak, ze względu na mikroskopowe cechy naciekania, przyznając, że zmiana bardziej zasłużyła na miano raka wątrobowokomórkowego.
Kolejne lata przyniosły dalsze przykłady: raków tarczycy, nerki czy dróg żółciowych, łagodnych i złośliwych guzów skóry – w tym 6-centymetrowego czerniaka u 27-letniej samicy rekina wąsatego (Ginglymostoma cirratum) – i wątroby, mięsaków czy wreszcie chłoniaka u pewnego pechowego żarłacza brunatnego (Carcharhinus plumbeus). Pełen wachlarz możliwości. Zwłaszcza nowotwory chrzęstne wydają się nieco złośliwym prztyczkiem w nos wobec twierdzeń o leczącej raka chrząstce rekina.
PRZERZUTY U KROKODYLA
Skąd pomysł opowieści o odpornych na nowotwory krokodylach? Nie mam pojęcia. Na pewno dobrze współgra to z doniesieniami naukowymi o zawartych w krokodylej krwi czy żółci substancjach o potencjale przeciwnowotworowym. Jednak niezależnie od prowadzonych badań laboratoryjnych sam mit pozostaje mitem. Krokodyle również chorują, a ich nowotwory potrafią się zachowywać nie lepiej niż ludzkie. Naciekają otaczające tkanki, dają przerzuty i zabijają.
W 2016 r. „Australian Veterinary Journal” opisywał historię krokodyla różańcowego (Crocodylus porosus), największego współczesnego gada, który padł ofiarą raka płaskonabłonkowego skóry. Guz w momencie wykrycia nie tylko naciekał rozlegle tkanki tylnej łapy drapieżnika, ale także jego komórki wdarły się już do naczyń limfatycznych i wywędrowały nimi aż do wątroby, tworząc ognisko przerzutowe.
Krokodyl. Fot. Getty Images
Wyjątek? A gdzie tam. 38-letni samiec krokodyla gawialowego, zwanego sundajskim (Tomistoma schlegelii), rok 2017, publikacja w „Journal of Comparative Pathology”. Badanie pośmiertne ukazało ekipie medycznej jamę brzuszną upstrzoną spoistymi białawymi guzkami. Były wszędzie: na powierzchni wątroby, śledziony, nerek, jelit. To jednak tylko przerzuty. Winowajcą okazał się rak wątroby, a dokładniej jego występująca także u ludzi odmiana – rak włóknisto-blaszkowy (ang. fibrolamellar hepatocellular carcinoma).
Rekiny i krokodyle są zwierzętami egzotycznymi, ale jak odnieść się do twierdzeń, jakoby owce nie chorowały na nowotwory? Dla porządku – owce chorują na nowotwory, co więcej – poza standardowym, znanym też z naszych oddziałów onkologicznych zestawem chorób (takich jak raki gruczołowe jelita) występuje u nich wyjątkowy rak gruczołowy płuca związany z infekcją wirusem JSRV.
ZARAŻONY PRZEZ TASIEMCA
Trudno by zresztą znaleźć zwierzę, które nie choruje. Nawet u prostych nicieni – także tych pasożytujących u człowieka (na przykład u Onchocerca volvulus wywołującego onchocerkozę, zwaną ślepotą rzeczną) – nowotwory obserwowano. Tak, nasze pasożyty również nie są odporne na choroby onkologiczne. Co więcej, nowotwory niektórych z nich potrafią się brzydko odbić na zdrowiu pechowych ofiar tychże pasożytów.
Głośna była opublikowana w 2015 r. w prestiżowym magazynie „New England Journal of Medicine” historia pacjenta, który zmarł z powodu przerzutów nowotworowych. Nowotwór, który go dopadł, w ogóle nie był nowotworem ludzkim. Pacjent poza rozlicznymi innymi problemami zdrowotnymi (znacząco upośledzającymi jego odporność) miał też lokatora. W jego jelicie cienkim mieszkał tasiemiec karłowaty (Hymenolepis nana). Zazwyczaj nie jest to sprawca ciężkich i poważnych dolegliwości. Jednak nowotworu dręczącego mężczyznę, mimo licznych badań, długo nie udawało się rozpoznać.
Aż w końcu ktoś przeprowadził badania molekularne, które wykazały, że rozrastające się w płucach mężczyzny guzy nie były niczym, co mogłoby się rozwinąć u człowieka. Pacjenta zaatakował nowotwór trapiący jego tasiemca. U człowieka dotychczas do przenoszenia nowotworów pomiędzy osobnikami dochodziło wyłącznie w sytuacjach nader nietypowych, chociażby podczas przeszczepów narządów, natomiast taki międzygatunkowy transfer stanowił prawdziwy ewenement, niewątpliwie związany z głównymi dolegliwościami mężczyzny. Przed taką inwazją powinien go uratować jego własny układ odpornościowy, ale ten został wcześniej w znacznej mierze unieszkodliwiony.
DINOZAURY TEŻ CHOROWAŁY
Nawet stułbiom zresztą potrafią się przydarzyć nowotwory (zupełnie naturalnie, bez ingerencji naukowców). I choć stułbiom można by zarzucać pozostawanie pod złowrogim wpływem współczesnej cywilizacji, trudniej nieco stawiać takie zarzuty dinozaurom, a i one potrafiły chorować.
Żyjący 69 mln lat temu telmatozaur cierpiał na choroby nowotworowe. W żuchwie tego dinozaura znaleziono ślady szkliwiaka – nowotworu wywodzącego się z tkanki zębotwórczej. Fot. Wikimedia Commons
Co prawda, materiał kopalny nieco ogranicza nasze możliwości badania zmienionych tkanek, pozwolił jednak wyróżnić w gadzich szczątkach najróżniejsze typy zmian rozrostowych: od łagodnych kostniaków, szkliwiaków (nowotworów z tkanek zębotwórczych) i naczyniaków po zmiany złośliwe, w tym nawet dające przerzuty. Warto o tym pamiętać przy następnej okazji zderzenia z osobą, która uraczy was opowieściami o tym, jak to kiedyś nowotworów nie było czy jak to tylko domowe lub hodowlane zwierzęta chorują onkologicznie.
Paulina Łopatniuk – lekarka, autorka bloga „Patolodzy na klatce”. Nagrodzona główną nagrodą w kategorii Media w XIII edycji konkursu Popularyzator Nauki, organizowanego przez serwis Nauka w Polsce oraz Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego.
Prezentowany przez nas fragment (skróty i śródtytuły od redakcji) pochodzi z książki „Patolodzy. Panie doktorze, czy to rak?” autorstwa Pauliny Łopatniuk, wydanej przez Wydawnictwo Poznańskie. Więcej informacji: www.wydawnictwopoznanskie.com