Raj na wodzie

Tankowanie samochodów kosztuje, ale to nic w porównaniu z tym, ile płacą właściciele superjachtów. Choć w tym wypadku na biednego nie trafiło.
Raj na wodzie

Jeśli pytasz, ile to kosztuje, oznacza to, że nie stać cię! – odpowiedział podobno bankier J.P. Morgan, zapytany o  koszt utrzymania swojego superjachtu motorowo-żaglowego Corsair zbudowanego pod koniec XIX w. I to stwierdzenie wciąż jest prawdziwe.

Paliwo, konserwacja, opłaty w marinach, pensje dla załogi: to wszystko idzie w setki tysięcy, a nawet miliony euro. Utrzymanie największego jachtu świata kosztuje 50 mln dol. rocznie! A wszystko dlatego, by móc wypoczywać z klasą i olśniewać kontrahentów. Problem w tym, że nie do końca wiadomo, od kiedy zwykły jacht staje się superjachtem. Oczywiście musi być luksusowy i dłuższy niż… w tej sprawie eksperci polemizują ze sobą, ale przyjmijmy, że granica to 30 m. Właśnie tyle musi mierzyć jednostka, by wziąć udział w organizowanym przez prestiżowy magazyn „Boat International” konkursie „World Superyacht Awards” – którego tegorocznym zwycięzcą został 162,5-metrowy Eclipse Romana Abramowicza. Największy na świecie!

Rozmiar ma znaczenie

Najnowsza zabawka  Abramowicza opuściła niemiecką stocznię Blohm + Voss 9 grudnia 2010 roku. Biznesmen zrobił więc sobie nie lada prezent gwiazdkowy. Koszt? Ok. 800 mln dolarów, z czego Rosjanin zapłacił podobno jedynie ok. 485 mln dol. W jaki sposób udało mu się przekonać stocznię do tak gigantycznego rabatu, nie wiadomo. Eclipse jest dłuższe od dotychczasowego rekordzisty – Dubaju szejka Mohammeda bin Rashida Al Moktoum –  o… pół metra. Na pocieszenie szejkowi zostaje cena: za swój jacht zapłacił „jedynie” ok. 350 mln dolarów.

Wśród właścicieli 100 największych luksusowych jachtów, których listę publikuje „Boat International”, prym wiodą właśnie bogacze z  Bliskiego Wschodu. Do nich należy sześć jednostek z pierwszej dziesiątki! Być może zechcą odzyskać prestiżową pozycję nr 1. „Znane są plany i projekty większych jachtów niż Eclipse – tłumaczy Tim Thomas, redaktor naczelny pisma. – Niektóre z nich przygotowano dla bardzo poważnych ludzi, którzy w każdej chwili mogą nacisnąć guzik »Start«”.

Tych jednostek nie zobaczymy jednak w najbliższej przyszłości. „Czas potrzebny aby przygotować tego typu konstrukcję, oraz inne czynniki powodują, że nikt w ciągu najbliższych kilku lat nie strąci Eclipse ze szczytu. Chociaż wiele projektów utrzymuje się w ścisłej tajemnicy i wyskakują nagle jak filip z konopi, więc tak naprawdę nigdy nic nie wiadomo. Możliwe też, że ktoś np. zechce szybko przekształcić komercyjny statek w jacht” – opowiada Tim Thomas. „Myślę, że w kategorii superjachtów i megajachtów wyścig zbrojeń trwa” – dodaje redaktor naczelny  „Jachtingu Motorowego” Włodzimierz Kluczyński.

Zwłaszcza że właściciele jachtów są wyjątkowo wrażliwi w kwestii ich rozmiarów. Gdy w 2003 roku Larry Ellison, współtwórca Oracle, dowiedział się, że zwodowany dopiero Octopus Paula Allena z konkurencyjnego Microsoftu mierzy 126 m, natychmiast kazał przedłużyć o 17 m swój Rising Sun (138 m). Wszystko po to, żeby na pewno przebić rywala. Podobno Stavros Narchos zbudował Atlantisa II (115 m), chcąc pobić swego rywala Arystotelesa Onassisa i jego jacht Christina (99 m). Podobnie Boris Berezowski zamówił Radiant, aby utrzeć nosa… Abramowiczowi, którego największym jachtem był w tym czasie Pelorus (114,5 m). Rozmyślił się jednak w trakcie budowy i sprzedał konstrukcję. Nowy właściciel ograniczył ambicje i  zadowolił się jedynie 110-metrową jednostką. Nawet gdyby Berezowski pozostał przy swym pierwotnym planie i przebił Abramowicza, udałoby mu się utrzymać na czele jedynie rok. W 2010 roku Abramowicz najpierw odebrał superjacht ekspedycyjny Luna (115 m), by później przyćmić wszystkich Eclipse.

Czym chata bogata

„Raj na ziemi” – w ten sposób pobyt na pokładzie jachtu Tatoosh, należącego do Paula Allena, podsumowała na Twitterze znająca się przecież na luksusach Paris Hilton. Tak naprawdę tym, co sprawia, że jachty są super, nie jest ich wielkość, lecz wyposażenie. Spa, basen, sala gimnastyczna, sala kinowa, lądowisko dla helikoptera, motorówki – to w  tej klasie standard. Niektóre jachty dysponują również szpitalem, meczetem, miniłodzią podwodną, a na 155-metrowym Al Said zmieściła się sala koncertowa dla 50-osobowej orkiestry! Z kolei na Lady Moura należącej do biznesmena z  Arabii Saudyjskiej znajduje się plaża. No, prawie plaża:  na jachcie zainstalowano hydrauliczną platformę z piaskiem, którą w razie potrzeby obniża się do poziomu wody…

Niektóre jednostki wyposażono w skomplikowane systemy bezpieczeństwa. Na Radiancie znajduje się specjalna łódź ucieczkowa, która może rozwinąć zawrotną prędkość 75 węzłów (ok. 139 km/godz.). Na pokładzie umieszczono także działka: dźwiękowe oraz wodne o zasięgu 90 m. Z kolei zmarły niedawno król saudyjski Fahd podobno wyposażył swój superjacht Prince Abdulaziz w rakiety ziemia–powietrze i podwodny system nadzoru. Brytyjscy dziennikarze z „Sunday Times” twierdzą, że na Eclipse znajduje się system obrony rakietowej oraz specjalny system zwalczający paparazzich. Według Bry-tyjczyków lasery na podczerwień wykrywają czujniki światła w aparatach cyfrowych niepożądanych gości. Następnie wysyłają promień świetlny, który uniemożliwia zapis zdjęcia. Brzmi to niemal jak opis gadżetu z filmu o Jamesie Bondzie. Ale może w tym być krztyna prawdy. „W Hamburgu poznałem jednego z budowniczych Eclipse i pociągnięty za język przy dużym piwie w kultowym pubie »Omas Aphoteke« w dzielnicy Sternshanze wydusił z  siebie jedynie tyle: »Jest bardzo bezpiecznie – a reszta to top secret«” – opowiada Włodzimierz Kluczyński.

O  ile potrzebę zainstalowania finezyjnych systemów obrony można jeszcze wytłumaczyć, o tyle niektórych innych zachcianek już nie. „Najbardziej absurdalną rzeczą, o której słyszałem, jest stelaż żyroskopowy, który podobno jeden klient kazał zamontować w swej kajucie, aby jego łóżko zawsze znajdowało się na tym samym poziomie – opowiada Tim Thomas. – Wydał na niego fortunę. Tylko po to, żeby na tym stelażu umieścić łóżko… wodne”.

Jest jednak coś, przy czym blednie nie tylko żyroskopowy stelaż, ale nawet rachunek, uiszczony przez Abramowicza. Tajemniczy malezyjski biznesmen wydał ok. 5 mld (!) dol. na jacht… który najprawdopodobniej nigdy nawet nie wypłynie w morze.

Brytyjski projektant Stuart Hughes zamienił kadłub Baia 100 Supreme w  pływający skarb. Hughes, który znany jest z tego, że pozłaca iPody oraz Mac-Booki, tym razem zużył 100 tys. kg złota i  platyny, aby pokryć kadłub i inne elementy tej niemal 30-metrowej konstrukcji. Ze złota wykonano nawet kotwicę! Niektóre elementy wykończenia zrobiono z  meteorytu oraz kości tyranozaura. Dziennikarze spekulują, że jednostkę zamówił Robert Kuok, którego majątek wart jest 12,5 mld dol. Mógł więc pozwolić sobie na ekstrawagancję. Problem w tym, że pan Kuok jest podobno wyjątkowo skromną osobą… Zatem poszukiwania właściciela trwają. I  mogą nie przynieść rezultatu, bo bardzo wiele spraw w tym biznesie otoczonych jest ścisłą tajemnicą. To dlatego padają wciąż słowa „podobno”, „rzekomo”. „Właściciele dystansują się od swoich jachtów z  różnych powodów: potrzeby prywatności, zachowania bezpieczeństwa, skromności albo ponieważ wiedzą, że pisma plotkarskie wykorzystają ich związki z superjachtami, aby fabrykować opowieści, które są niedokładne, sensacyjne itd. – tłumaczy Tim Thomas. – W »Boat International« często otrzymujemy informacje od właścicieli znaczących konstrukcji, po prostu dlatego, że chcą skorygować wszystkie krążące mylne informacje”.

Prawdopodobnie właśnie dlatego członkowie załóg superjachtów, podpisując kontrakt, zobowiązują się nie pisnąć ani słówka o jednostce oraz właścicielach i ich gościach. Trzeba przyznać, że opłaca się być dyskretnym. Zwykły marynarz na 35–40-metrowej jednostce otrzymuje rocznie ok. 30 tys. dol.

Na jednostce 60-metrowej pensja wzrasta do 40 tys. Zarobki kapitana to mniej więcej (a raczej więcej) czterokrotność gaży marynarza. Do tego dochodzą napiwki od zadowolonych gości. Jeśli dana jednostka jest wynajmowana, załoganci zgarniają  ok. 10–15 proc. opłaty czarterowej. Marynarze otrzymują także darmowy wikt i opierunek oraz oczywiście miejsce do spania. Zazwyczaj mogą również korzystać ze sprzętu do ćwiczeń oraz systemów rozrywki zainstalowanych na jachcie. Kontrakty gwarantują im też zwykle 4–6 tygodni płatnego urlopu. W  zamian muszą być dyspozycyjni 24 godziny na dobę i przygotować się na ciężką robotę. Nic dziwnego, że ten tryb życia zyskał miano „złotych kajdanek”.

Jeśli mamy lato, to jesteśmy w St. Tropez

Ponieważ załodze najczęściej trzeba płacić cały rok, a postój w marinie kosztuje, zdecydowaną większość superjednostek można wynająć. Do wzięcia jest nawet Eclipse. Cena: 2 mln dol. za tydzień. Większość czarterów trwa właśnie około 7 dni i tym podyktowane są itineraria przygotowane z myślą o niedzielnych podróżnikach. Czarnogóra w 4 dni, wybrzeże Francji w 8 – oto oferty podróży ze stron internetowych.

Poza głębokością nie ma ograniczeń, jeśli chodzi o akweny, po których mogą pływać superjachty. W  rzeczywistości jednak można z dużym stopniem prawdopodobieństwa określić miejsca, gdzie będzie można je spotkać. Wystarczy spojrzeć w kalendarz. Jeśli zbliża się festiwal filmowy w  Cannes (połowa maja) i Grand Prix Monaco (koniec maja), wszyscy szanujący się właściciele superjachtów ruszają właśnie tam. Te imprezy są bowiem traktowane jako nieoficjalny początek sezonu letniego na Morzu Śródziemnym. Od czerwca do września wielkie jednostki pływają pomiędzy południowym wybrzeżem Francji a wybrzeżem Hiszpanii i okolicznymi wysepkami. Niektóre zawijają do portów Chorwacji i Czarnogóry.

A gdy kończy się lato? Go west! Najlepiej na Karaiby. Tam właśnie załogi odprowadzają większość jachtów. Ale jacht wcale nie musi płynąć. Może zostać zapakowany na specjalny statek służący do transportowania jachtów. Takie usługi oferuje m.in. firma Dockwise. Cała operacja wygląda dość efektownie. Statek transportowy zanurza się, a nad jego pokład wypływają mniejsze jednostki. Nurkowie mocują je do pokładu, a później kolos wynurza się. W ten sposób może przetransportować nawet kilkadziesiąt jachtów. Szybko i  bezpiecznie. W każdy – dostatecznie ekskluzywny – zakątek świata. Następny kurs na zachód planowany jest na połowę listopada. Trzeba się więc spieszyć…

Polak potrafi

W tym ekskluzywnym wyścigu, w samej czołówce, startuje zawodnik z Polski. Jesienią 2010 roku stocznia Lürssen z dumą przekazała właścicielowi 87-metrowy superjacht Phoenix 2. Jednostka, która może zabrać na pokład 12 gości i 27 członków załogi, natychmiast zajęła 35. miejsce na liście największych. Szczęśliwym posiadaczem jachtu budowanego przez 3 lata w sekrecie jest Jan Kulczyk. To już druga jednostka, którą poznański biznesmen zamówił w niemieckiej stoczni. W roku 2004 na wodę spłynął niemal 61-metrowy Phoenix. Kosztował 70 mln dol. 6 lat później Polak wystawił go na sprzedaż za 55 mln euro. Ile otrzymał? Nie wiadomo.

To nie jedyne polskie słowo w jachtowym biznesie. „Mało kto wie, że nasz kraj jest drugą potęgą po USA w budowie jachtów rekreacyjnych. Jesteśmy poważną siłą, tyle że nie w segmencie superluksusowym” – opowiada Włodzimierz Kluczyński. Coś się jednak zaczyna dziać i w segmencie lux.

Sunreef Yachts to stocznia założona przez dwóch Francuzów w Gdańsku. Francis i Nicolas Lapp znaleźli niszę na rynku i postanowili budować luksusowe… katamarany. Do dziś ich firma zwodowała 58 jednostek, w tym dwie o  przedrostku „super” – 34-metrowy Sunreef 114 CHE (to największy żaglowy jednomasztowy katamaran na świecie) oraz 31-metrowy Sunreef 102. Gdańska stocznia może budować jednostki dochodzące do 50 m. To jeszcze nie pierwsza setka największych jednostek luksusowych, ale jej bliskie zaplecze. Koszt 45-metrowego katamaranu wyniósłby ok. 20–25 mln euro. Na razie jednak to pieśń przyszłości. „Mamy jednego poważnego klienta z Azji na Sunreef 120, czyli 37 m, ale kontrakt nie został jeszcze podpisany” –  zdradza Ewa Stachurska z Sunreef Yachts.

Francusko-gdańska stocznia to nie jedyny polski przedstawiciel rozpychający się w stawce niemieckich, włoskich i skandynawskich wytwórców jachtów luksusowych. Stocznia Galeon – również z Gdańska –  zadebiutowała w tym roku swą jednostką flagową – jachtem motorowym 780 Crystal – na wystawie w  Cannes. Ten niemal 24-metrowy jacht kosztuje ok. 2,5 mln euro netto i ma  rozrywki właściwe dla superjednostek: pokład do opalania, przestrzeń dla skuterów wodnych oraz jacuzzi. A więc, choć ze względu na kiepski klimat polski Bałtyk nie ma szans na stanie się punktem zborczym dla miłośników wodnego luksusu, może wkrótce niejeden szejk będzie się chociaż wylegiwał na jachcie made in Poland? Poprawka: na superjachcie made in Poland, oczywiście.