Gdy kilka lat temu spacerowaliśmy z żoną po rynku w Kazimierzu, podeszła do nas Cyganka z talią kart, mówiąc: o, pani taka ładna i się uśmiecha, ale w sercu ma smutek… Czy można odrzucić zaproszenie do rozmowy od osoby tak przenikliwej? Bo przecież, jak pisze Antoni Kępiński w „Melancholii”, „smutek jest dolą człowieka. I nawet najpogodniejszemu trafiają się okresy depresji”.
Literatura dotycząca smutku ma długą historię. Od Księgi Hioba, przez rozważania starożytnych lekarzy i filozofów na temat „czarnej żółci” jako przyczyny melancholii i chrześcijańskich ascetów, po współczesne opracowania na temat depresji, przynosi ona przejmujące obrazy smutku i rozpaczy. Smutek nie jest tym, czego chcemy doświadczać i o czym chcemy pamiętać. Nie warto się smucić? A może plamka smutku w głębi duszy ma wartość? Zastanówmy się.
POCZUCIE STRATY
Gdy mówimy o smutku, odnosimy się do doświadczeń o różnym natężeniu, od chwil melancholijnej zadumy do rozpaczy i depresji, która może przybrać postać ciężkiej choroby, wymagającej zdecydowanej interwencji. Łączy je wspólna nić – smutek mówi o stracie. O rozwianych marzeniach, zrujnowanych planach, utracie bliskich.
Poczucie straty załamuje podstawową dynamikę życia. Kępiński w „Melancholii” pisze o dwóch rytmach tej dynamiki: rytmie dnia i nocy. Rytm dnia to aktywność zmierzająca do poprawy własnej sytuacji. „Subiektywnym jej przejawem są myśli, plany, marzenia, akty woli. W stosunku do nich [człowiek] ma poczucie zdolności kierowania, mieszczą się one w jasnym polu świadomości”. Ale w smutku wydaje się, że wszystko się wali, że przyszłość, która wydawała się w zasięgu ręki, pogrąża się w mroku. Przewagę zyskuje rytm nocy. „Gdy w depresji zamyka się przyszłość ciemną ścianą i nie można już widzieć własnej przyszłości, bo wszystko stało się ciemne, godzi to w podstawowe prawo życia, że życie to nie tylko teraźniejszość i przeszłość, ale przede wszystkim przyszłość, i to naruszenie prawa życia jest chyba źródłem lęku”.
William Styron tak pisał o swojej depresji: „rozpacz (…) zaczyna przypominać diaboliczną mękę uwięzienia w jakimś potwornie przegrzanym ciasnym pomieszczeniu. A ponieważ do wnętrza tego kotła nie dociera nawet najlżejszy powiew powietrza i ponieważ z tego dusznego więzienia, w którym nie daje się oddychać, nie ma żadnej możliwości ucieczki, jest jak najbardziej naturalne, że w pewnej chwili udręczona ofiara zaczyna obsesyjnie myśleć o samobójstwie”.
Starożytni tłumaczyli ten stan złowrogim wpływem Saturna, który powoduje wydzielanie w organizmie złych soków, czarnej żółci, pod których wpływem duszę ogarnia mrok. W IV wieku Ewagriusz z Pontu pisał o smutku jako jednym z ośmiu duchów zła, że „bierze się czasem z niespełnionych pragnień, czasem zaś jest następstwem gniewu”. Jego komentator o. Szymon Hiżycki OSB rozwija tę myśl następująco: najpierw pojawia się gniew z powodu niespełnionych pragnień, marzeń i nadziei (bywa, że jeszcze dziecięcych), a gdy energia gniewu się wypali, przychodzi smutek, „czyli powoli narastająca, pogłębiająca się frustracja, rezygnacja”. Demon smutku jako jedyny nie daje żadnej przyjemności i pokazuje świat „jako pewnego rodzaju beznadzieję”.
BIEGUNY MELANCHOLII
Cenimy jasną stronę życia. Rozpanoszony we współczesnej popkulturze kult sukcesu i dobrostanu (wellness) to najnowsza odsłona tego nastawienia. A przecież Kępiński podkreśla rzecz dość oczywistą, że „utrwalenie postawy wyłącznie pozytywnej okazałoby się również szkodliwe (…) istota taka nie potrafiłaby unikać urazów i niebezpieczeństw”. Już Arystoteles zauważył niejednoznaczność melancholii, bo wszyscy ludzie wybitni, twierdził, przejawiają melancholijny nastrój.
A więc, wnioskował, nie zawsze wzbudzona przez Saturna „czarna żółć” wciąga w otchłań rozpaczy, lecz w jakiś sposób sprawia, że ludzie, którzy mają jej więcej niż inni, stają się zdolni do myśli i czynów niepospolitych. Nie bez racji mówi się o mądrości smutku. Rytm nocy to nie tylko wycofanie się z aktywności dnia. W rytmie nocy zwracamy się w głąb siebie: „w mroku – pisze Kępiński – zaciera się perspektywa, bliskie staje się dalekie i na odwrót, horyzont staje się nieskończony. Człowiek zadaje sobie pytania, które normalnie są przesłonięte sprawami bliskimi. Zastanawia się, po co żyje, jaki sens ma życie itp. Są to pytania, które sięgają do końca horyzontu życia ludzkiego; wyłaniają się one wówczas, gdy świat przeżyć staje się szary, wtedy bowiem nie widzi się wyraźnie tego, co bliskie. Spojrzenie „sub specie aeternitatis” – pod kątem wieczności – jest dość typowe dla depresji”.
Melancholia, na tym polega odkrycie Arystotelesa, ma dwa bieguny. Nie jest to bezpieczna sytuacja: „genialny melancholik wciąż balansuje między dwiema przepaściami i jeśli zachowa się nieostrożnie, łatwo dotknąć go może jedna z melancholijnych chorób: ciężka depresja, stan lękowy albo maniakalny” (Klinansky, Panofsky, Saxl, „Saturn i Melancholia”). Jeśli jednak zachowa dynamiczną równowagę, zyskuje wgląd w sfery niedostępne dla ludzi pochłoniętych zabiegami o codzienne sprawy. Doświadczenie straty i wycofania jest ceną za szerszy i głębszy wgląd w bieg spraw tego świata. Dzieci Saturna może i nie są zbyt rozrywkowym towarzystwem, ale widzą dalej i głębiej.
Z rozważań nad melancholią płynie nauka, że nie ma co odpędzać smutku, ale i nie warto się w nim bez reszty pogrążać. Gdy ciemna mgła zasnuwa przyszłość, stajemy jakby na krawędzi, między jasnym światłem dnia, które wydaje się odległe i słabe, a otchłanią rozpaczy. Smutek mówi, jak ważne dla nas jest to, co straciliśmy albo to, czego utraty się boimy. Ale chwila zatrzymania, doświadczenia siebie, spojrzenia na własne sprawy „sub specie aeternitatis” pozwala również uporządkować i przecedzić przez gęste sito cele i zamierzenia. Dostrzec, jak wiele warte jest życie, które mamy przed sobą. Tylko ten, kto przeszedł przez „smugę cienia”, poczuje smak i dostrzeże barwę życia. Styron, kończąc opowieść o swojej depresji, cytuje ostatnie zdanie z „Piekła” Dantego: „[I oto] wyszliśmy znów zobaczyć gwiazdy”.