W latach 431–404 p.n.e. toczyła się w Grecji wyniszczająca wojna peloponeska pomiędzy Atenami i Spartą. W jej trakcie, w 411 roku, genialny komediopisarz ateński Arystofanes wystawił sztukę „Lizystrata”, która do dziś wywołuje rumieńce wstydu u co bar-dziej wrażliwych odbiorców. Opowiada o spisku greckich kobiet, na którego czele stanęła tytułowa bohaterka. Jego celem było zmuszenie mężczyzn do zaprzestania walk. Aby to osiągnąć, Greczynki z obu walczących obozów ogłosiły strajk seksualny do czasu, aż ich mężowie zawrą pokój.
Zgodnie z komediową konwencją skutki okazały się straszne: wyniszczeni pożądaniem mężczyźni krążyli półprzytomni po miastach, nie znajdując zaspokojenia. Jeden z nich, Kinesjas Ateńczyk, zakradł się do obozu kobiet i usiłował nakłonić swoją małżonkę Myrrinę do seksu. Widząc jej upór, z wyrzutem wykrzykuje (przekł. J. Ławińska-Tyszkowska): „O święte sprawy Afrodyty nie dbasz już od dawna”. Usiłuje też zaciągnąć żonę do groty boga Pana, aby w końcu pozbyć się dokuczliwego wzwodu.
POGAŃSKA RUJA
Cała ta scena jest dla współczesnego odbiorcy nieco szokująca: boginię czci się uprawianiem seksu, który zostaje nazwany „świętą” czynnością, miejscem zaś pożycia ma być jaskinia innego bóstwa. Podobnych opowieści z czasów klasycznej Grecji i Rzymu można przywołać wiele. Wszystkie pokażą, że bogowie – szczególnie Afrodyta – bardzo cieszą się, gdy ludzie uprawiają seks. Mało tego, potrafią surowo ukarać tych, którzy od seksu się powstrzymują. W mitach występuje na przykład postać Atalanty, która zamiast współżycia z mężczyznami wolała biegać po kniejach i polować na zwierzęta. Jest też młody myśliwy Melanion, który nade wszystko kochał łowy i unikał kobiet.
Podobnych postaci znajdziemy więcej. Wszystkie albo ponoszą surową karę za swój występek, albo też sprowadzają cierpienia na bliskich. Innymi słowy, nieuprawianie seksu jest złe, nie podoba się bogom. Nawet jeśli pojawiają się dziewicze bóstwa, jak Atena czy Artemida, czy też zachowujący czystość bohaterowie, są to raczej wyjątki potwierdzające regułę. Cywilizacja klasyczna jest zatem cywilizacją afirmacji cielesności, zmysłowości, seksualności. Stąd też może rzadko słyszymy o seksualnych psychopatach – skoro ludzie swobodnie, bez zahamowań realizują swoje potrzeby, trudniej o seksualne frustracje prowadzące do skrajnych zachowań.
Co ciekawe, to na marginesie tej samej cywilizacji grecko-rzymskiej już w czasach Cesarstwa Rzymskiego, u progu naszej ery, zacznie kształtować się chrześcijaństwo, które ma odmienny stosunek do seksu, co w dużej mierze wypływa z żydowskich korzeni tej religii. Sednem sprawy jest to, że oto seks może być teraz karą Bożą lub przyczyną kary Bożej, czyli dokładnie odwrotnie niż w przypadku pogańskich „świętych spraw Afrodyty”. Najdobitniej wyraził to św. Paweł w swoim Liście do Rzymian (1,24–28), pisząc, że Bóg zesłał na pogan karę za to, że nie wierzą w Niego i oddają cześć swoim bóstwom: „Dlatego wydał ich Bóg poprzez pożądania ich serc na łup nieczystości, tak iż dopuszczali się bezczeszczenia własnych ciał.
Prawdę Bożą przemienili oni w kłamstwo i stworzeniu oddawali cześć, i służyli jemu, zamiast służyć Stwórcy, który jest błogosławiony na wieki. Amen. Dlatego to wydał ich Bóg na pastwę bezecnych namiętności: mianowicie kobiety ich przemieniły pożycie zgodne z naturą na przeciwne naturze. Podobnie też i mężczyźni, porzuciwszy normalne współżycie z kobietą, zapałali nawzajem żądzą ku sobie, mężczyźni z mężczyznami uprawiając bezwstyd i na samych sobie ponosząc zapłatę należną za zboczenie. A ponieważ nie uznali za słuszne zachować prawdziwe poznanie Boga, wydał ich Bóg na pastwę na nic niezdatnego rozumu, tak że czynili to, co się nie godzi”.
Tak to pewne zachowania seksualne stały się grzechem i karą Bożą. Pisarze chrześcijańscy wręcz z chorobliwą gorliwością prześcigali się w opisywaniu perwersji seksualnych pogan. Nic nie sprawiało większej radości Ojcom Kościoła niż to, że w greckich mitach nawet bogowie często uprawiają różne rodzaje stosunków. Nikomu nie przyszło do głowy, że to tylko mity. Chrześcijańscy apologeci z wypiekami na twarzy pisali, że sam najwyższy ojciec bogów i ludzi Zeus Olimpijski miał wiele partnerek – bogiń i ziemskich kobiet, poślubił własną siostrę Herę, a na koniec porwał i uczynił swym kochankiem pięknego trojańskiego królewicza Ganimedesa; mamy tu zatem zdrady małżeńskie, kazirodztwo i homoseksualizm. Klasyczna grecko-rzymska radość z seksu zmieniła się w to, co staropolskie określenie ukazuje jako obrzydliwość: „ruję i porubstwo”. Nie wszyscy jednak, nawet wśród chrześcijan, tak łatwo dali się przekonać, że seks jest zły lub co najmniej bardzo, bardzo podejrzany.
SEKS NA CZEŚĆ CHRYSTUSA
W pierwszych wiekach chrześcijaństwa, zanim u schyłku IV wieku stało się religią państwową, nie istniał jeden powszechnie przyjęty model tej religii. Obok siebie egzystowały dziesiątki sekt, które dość swobodnie łączyły chrześcijaństwo z judaizmem, z perskim dualizmem zaratusztriańskim, z różnymi kultami pogańskimi. Przy czym ugrupowania te bez skrupułów odwoływały się do Jezusa Chrystusa, a ich członkowie mieli się za daleko lepszych chrześcijan niż zwolennicy głównego nurtu tej religii. Co więcej, w I, II, III wieku nie istniała jeszcze instytucja (typu soboru powszechnego czy papiestwa), która byłaby w stanie zdefiniować, gdzie przebiegają granice chrześcijaństwa.
Za uczniów Jezusa uznawali się członkowie ruchów, które głosiły zupełnie zaskakujące poglądy, na przykład w sferze obyczajowej czy seksualnej. Niestety, poglądy tych ugrupowań oraz ich praktyki kultowe znamy obecnie prawie wyłącznie z relacji zwolenników głównego nurtu chrześcijaństwa, który zwyciężył w następnych wiekach. Stąd też trzeba bardzo ostrożnie podchodzić do tych przekazów. Ich autorzy mają bowiem skłonność do ukazywania innych jako niemoralnych i zepsutych heretyków.
Trudno jednak zakwestionować fakt istnienia sekt „chrześcijańskich”, czy – chciałoby się raczej powiedzieć – „parachrześcijańskich”, które kontynuowały, a nawet rozwijały tradycję pogańskiej afirmacji wyzwolonego seksu na cześć bóstwa.
I tak chrześcijański tropiciel herezji, działający w IV wieku Epifanios z Salaminy pisze na przykład o kilku sektach, które praktykowały zbiorowe orgie seksualne podczas specjalnie przygotowanych uczt „miłości”. Dziwacznie brzmiące nazwy tych ugrupowań (stratiotyci, fibionici, borboryci) wzbudzają wiele kontrowersji u współczesnych badaczy, nie ma to jednak większego znaczenia. Ważne, że członkowie tych sekt wprost odwoływali się do Jezusa Chrystusa. Czynili to jednak w zaskakujący sposób.
730 STOSUNKÓW W ROKU
Epifanios zaznacza, że w trakcie orgii mężczyźni unikali zapłodnienia kobiet, ponieważ poczynanie dzieci byłoby mnożeniem złej materii. Dlatego w trakcie zbiorowego seksu zbierali nasienie do rąk. Następnie wyznawcy wychodzili na zewnątrz i patrząc w niebo, modlili się słowami: „Przynosimy ci ten dar, ciało Chrystusa”. Po czym – jak pisze dalej Epifanios – „zjadają to, uczestnicząc w swej własnej hańbie, i mówią: »Jest to ciało Chrystusa i jest to baranek ofiarny, dla którego cierpią nasze ciała i wyznawać muszą cierpienie Chrystusa«. Tak samo postępują z tym, co odchodzi od kobiety, gdy ma miesiączkę; zbierają odeszłą od niej krew nieczystości; wspólnie to zjadają i mówią »Oto krew Chrystusa«. Płodzenia dzieci unikają. Jeśli już dojdzie do ciąż, to gwałtem usuwają powstające dziecko i pochłaniają je, posiekane i przyrządzone” („Panarian”, 26,5,2–6). Na tym nie koniec.
Członkowie tych ruchów religijnych wyobrażali sobie świat jako rzeczywistość podporządkowaną 365 „władcom”, co odpowiada liczbie dni w roku. Ci źli władcy niewolą świat i nie pozwalają wyzwolić się człowiekowi spod ich kontroli. Aby stać się wolnym i nie podlegać władzy złych kosmicznych mocy, każdy wyznawca dążył do odbycia… 365 stosunków seksualnych – i to dwa razy! Dopiero po 730 stosunkach wierny stawał się nowym człowiekiem, wyzwolonym spod jarzma złych władców świata fizycznego.
Dziś badacze niedowierzają Epifaniosowi. Jego opowieści o zjadaniu ludzkich płodów uznaje się za oszczercze fantazje albo też rezultat jakiegoś nieporozumienia. Podobnie i opisy perwersyjnych praktyk seksualnych złożono na karb tego, że – jak pisze niemiecki teolog i historyk Kurt Rudolph – Epifanios „folguje własnej lubieżności”. Nawet gdyby jednak Epifanios tu i tam nieco zmyślał, istnienie ugrupowań religijnych afirmujących w imię Chrystusa perwersyjny seks jest dość dobrze poświadczone i trudno temu zaprzeczać. Piszą o tym autorzy daleko bardziej wiarygodni od ponurego i ewidentnie dość skomplikowanego psychicznie łowcy herezji, jakim był Epifanios z Salaminy.
CHRZEŚCIJAŃSKA UCZTA MIŁOŚCI
Otóż inny z pisarzy chrześcijańskich, żyjący na przełomie II i III wieku Klemens Aleksandryjski, w swoich „Kobiercach” wspomina o sekcie założonej przez niejakiego Karpokratesa. Ci tak zwani karpokracjanie mieli się za chrześcijan. Mało tego, za takich uznawali ich poganie i rzymskie władze. Tymczasem w ugrupowaniu Karpokratesa panował specyficzny „komunizm”. Założyciel nie czynił (III 2; przekł. J. Niemirska-Pliszczyńska) „żadnej różnicy między bogatymi a biednymi, ludem a władcami, głupimi a mądrymi, kobietami a mężczyznami, wolnymi a niewolnikami”. Uważał, że „Bóg wszystko bez wyjątku stworzył dla człowieka do wspólnego użytku”. Wspólne były więc również kobiety, to znaczy każdy mógł obcować z dowolną z nich. Urządzano specjalne uczy, podczas których pito dużo wina i spożywano obficie jadło, następnie gaszono lampy i uprawiano zbiorowy seks, co nazywano ucztą miłości, czyli po grecku „agape”. Ponieważ powszechnie nie odróżniano chrześcijan od karpokracjan, Klemens narzeka, że „oni to ponoszą winę za najcięższe oszczerstwo, jakie spadło na chrześcijan”.
Tego, że Klemens nie kłamie, dowodzi zachowany do dziś tekst traktatu, który powstał gdzieś na przełomie II i III wieku. Jest to dialog „Oktawiusz”, napisany przez chrześcijańskiego autora Minucjusza Feliksa. Autor przytacza zarzuty, jakie wyznawcom Chrystusa stawia pewien poganin Cecyliusz Natalisa (9, 1–2; przekł. M. Szarmach), który powiada między innymi tak: „Jako, że zło szybko się pleni, tak też i owe budzące wstręt nabożeństwa tej występnej sekty zataczają z dnia na dzień coraz to szersze koła obejmując swym zasięgiem cały świat. Należy bezwzględnie spisek ten wykorzenić i wykląć! Rozpoznają się po tajemnych znamionach oraz znakach i choć jeszcze niemal się nie poznali, zaraz się kochają. Później łączy ich coraz ściślej jakaś wspólna rozpusta, tak że nazywają się między sobą braćmi i siostrami, by tym sposobem, poprzez użycie świętego słowa, owo wyuzdanie stało się kazirodztwem. Tak więc ów zakłamany i bezmyślny zabobon chełpi się jeszcze występkiem!”.
Dalej cytowany poganin tak opisuje chrześcijańską ucztę miłości (Oktawiusz 9.6): „w dni świąteczne gromadzą się oni razem na uczcie wraz z dziećmi, siostrami, matkami, słowem wszyscy mężczyźni jak i kobiety, niezależnie od wieku. Gdy spożyli już wiele potraw i są dostatecznie podchmieleni, a pijaństwo rozpala bezwstydne chuci, wówczas wabią uwiązanego na lince do świecznika psa, który szarpie się i wyrywa na widok rzucanych mu kąsków. Tak oto świecznik się wywraca i światło będące w zmowie gaśnie, by w ułatwiających bezwstyd ciemnościach mogło kotłować się na oślep całe to ogarnięte występną żądzą kłębowisko. I choć nie wszyscy popełniają kazirodztwo, to jednak wszyscy zezwalają na nie w sumieniu, gdyż każdy pragnie tego, co udaje się niektórym”.
Ewidentnie więc uczty karpokracjan opina publiczna odnosiła do wszystkich wyznawców Chrystusa. Widać również, że być może naprawdę – a nie tylko w wyobraźni Epifaniosa – istniały sekty, które czciły Chrystusa poprzez seks.
EKSTAZA MISTYCZEK
W triumfującym w IV wieku głównym nurcie chrześcijaństwa nie było już miejsca na okazywanie czci Bogu i Chrystusowi poprzez perwersyjny seks z wieloma partnerami i partnerkami. Zresztą trudno oczekiwać, żeby późnoantyczne imperium rzymskie zaakceptowało taki model religii jako religię państwową. Co więcej, jeszcze w IV wieku zaczyna bujnie rozkwitać ruch monastyczny z jego ideałem dziewictwa świętych mnichów i mniszek. W tym samym czasie zwycięża idea wiecznego dziewictwa Marii Panny oraz Niepokalanego Poczęcia. Nie było więc klimatu do rozwoju i przetrwania ruchów typu karpokracjanie. Oni sami oraz wszystkie podobne im sekty przepadły zatem z kretesem.
Tym niemniej – co zauważyło wielu badaczy – rodząca się mistyka chrześcijańska przejęła erotyczny język do opisu mistycznego połączenia z Bogiem w akcie kontemplacji Absolutu. Szczególnie popularny stał się wśród chrześcijan język przenośni odwołujących się do biblijnej „Pieśni nad Pieśniami”. W relacjach rozkochanych w Chrystusie późniejszych wielkich mistyczek, takich jak Mechthilda z Magdeburga, Teresa z Ávila czy Rose de Lima, występują niepokojące obrazy kobiet, które w omdleniu oczekują na boskie wniknięcie i ekstazę. W pewnym więc sensie seksualny model drogi do Boga przetrwał upadek antyku, tyle że został całkowicie „wyczyszczony” z wszelkiej dosłownej cielesności, stając się czystą i niegroźną przenośnią, porównaniem, alegorią.