Przepis na magiczną sztuczkę

Szczypta nauki, lata treningu i mnóstwo wyobraźni. Jednak nie wystarczy znać tajemnice iluzji, aby zachwycić publiczność.

Przez lata iluzjoniści pilnie strzegli swoich sekretów, a niepisany kodeks nie pozwalał im dzielić się wiedzą i  umiejętnościami z kimkolwiek. My odkrywamy ich tajemnice, ale wpierw ostrzeżenie. Jeśli kochasz iluzję – piękne asystentki magików zmieniające się w dzikie zwierzęta, znikające i pojawiające się przedmioty, przepoławiane piłą kobiety, które po chwili w cudowny sposób zostają poskładane – nie czytaj tego tekstu. Kiedy poznasz sekret, oglądanie magicznych popisów na zawsze zostanie odarte z zachwytu, jaki budzą rzeczy, których umysł nie jest w stanie ogarnąć. 

ODWRACANIE UWAGI

Uśpić czujność widza – to jeden z podstawowych sekretów magii. Cały spektakl odgrywany na scenie to umiejętne odwracanie uwagi od sposobu wykonania sztuczki. Rekwizyty posiadają tajne zapadki, ukryte drzwiczki, dodatkowe denka i ścianki albo po prostu mają za zadanie coś zasłonić – muszą być możliwie niepozorne. Jedna ze sztuczek, której sekretem jest odwrócenie uwagi widza, to „domek marionetki”. Wielu iluzjonistów wykonuje ją na początku pokazu, bo w ten sposób może „pojawić” asystenta na scenie. Albo odwrotnie – to asystent sprawia, że główny aktor wieczoru nagle staje przed publicznością. Do wykonania triku potrzebny jest domek składający się z trzech części – daszku oraz części tylnej i przedniej (złożone na kształt litery L ścianki). Kiedy iluzjonista wchodzi na scenę, stoi już na niej daszek. Magik wnosi pozostałe elementy domku – mogą one być kolorowe. Widz na pewno skupi się na nich, nie zwracając zbytniej uwagi na dach, który dla odmiany powinien być mniej krzykliwy.

Czytaj więcej: Jak nas wkręcają iluzjoniści

A to właśnie za nim skrywa się osoba, która za chwilę w cudowny sposób wyjdzie z domku. Kiedy iluzjonista zaczyna składać domek na scenie, stawia część z przednią ścianką na tyle blisko daszku, aby asystent mógł szybko przeczołgać się do środka. Kiedy domek jest złożony – wystarczy zaklęcie, czarodziejski ruch ręką i nagle z domku wyskakuje człowiek. Strój iluzjonisty nigdy nie jest przypadkowy. Teatralne fraki i szerokie spodnie maskują to, czego publiczność nie powinna oglądać.

Odpowiednie spodnie są kluczowe przy widowiskowym triku nazywanym zawieszeniem. Iluzjonista ma przed sobą deskę opartą na dwóch krzesłach. Zaprasza kogoś z widowni i każe położyć się na desce. Następnie kolejno wyciąga krzesła, a deska zdaje się wisieć w powietrzu. Aby pokazać, że nie ma żadnych ukrytych linek – wykonawca triku przekłada nad deską obręcz. W rzeczywistości deska opiera się na metalowym stojaku ukrytym w  fałdach spodni – oglądając kiedykolwiek tę sztuczkę, warto zwrócić uwagę, że iluzjonista cały czas stoi w jednym miejscu. Przekładanie obręczy to kolejny trik – jest obracana w taki sposób, że widz ma złudzenie, że przechodzi nad deską z jednej i z drugiej strony.

ZWINNE ASYSTENTKI

Chyba każdy widział numer, kiedy iluzjonista przecina na pół skrzynię, w której leży jego asystentka. Wykonanie tej sztuki jest banalnie proste, a sekret tkwi w budowie skrzyni i zwinności kobiety. Asystentka kładzie się w płaskiej zwykle skrzyni – ma ona wysokość ok. 30 cm i jest szeroka. Ze skrzyni wystaje głowa i stopy dziewczyny. Dla wzmocnienia efektu powinna mieć okienka, przez które widać ramię i nogę. Iluzjonista tnie skrzynię na pół i rozdziela części.

Głowa asystentki uśmiecha się, stopy poruszają. Iluzjonista złącza skrzynie, wykonuje magiczny ruch i ze skrzyni wychodzi cała asystentka. Jak to możliwe? Wystające stopy i noga widoczna w okienku – to atrapy. Kobieta jest skulona w jednej skrzyni. Aby poruszać sztucznymi stopami ma w ręku pilota, który nimi steruje. Ot, i cały sekret. W rozbudowanych wersjach tego numeru można wykorzystać dwie asystentki ubrane w różne stroje – na przykład jedna na czarno, druga na biało. Podczas piłowania dziewczyny zamieniają się dołem kostiumu – końcowy efekt jest taki, jakby iluzjonista pozamieniał im nogi.

 

Asystentki są zazwyczaj filigranowe, zwinne i wygimnastykowane. Tylko taką kobietę można zmienić w groźnego tygrysa albo jakiekolwiek inne zwierzę. Potrzebna jest do tego specjalna klatka i dodatkowi asystenci, którzy zrobią na scenie zamieszanie. Widz patrzy na zawieszoną nad sceną klatkę. Wchodzi do niej asystentka. Wokół krążą kolejne – zamykając klatkę, obiegając ją dookoła. Nie może to trwać zbyt długo, bo klatka ma tylną ściankę, za którą czeka ukryte zwierzę.

Asystenci zasłaniają klatkę – w  tym czasie kobieta wślizguje się w szczelinę ukrytą pod podłogą – kiedy zamyka zapadkę, jednocześnie uwalnia zwierzę. Kotara opada – a zamiast pięknej dziewczyny w klatce siedzi dzikie zwierzę. Warto wiedzieć, że iluzjoniści często zatrudniają bliźniaczki. Mając identycznie wyglądające asystentki, mogą przenieść w magiczny sposób kobietę z jednej klatki do drugiej. W rzeczywistości, kiedy kotary na chwilę zasłaniają klatki – jedna z bliźniaczek (ta, którą widziała publiczność) chowa się pod podłogą klatki (znowu podwójne dno i wąska szczelina, w którą musi zmie- ścić się kobieta), a druga, wcześniej ukryta pod podłogą – pojawia się w drugiej klatce.

MAGICZNE KONSTRUKCJE

Wielcy iluzjoniści to zarazem sprytni konstruktorzy. Rekwizyty, którymi posługują się na scenie, to prawdziwe perełki. Mistrzem konstrukcji jest z pewnością David Copperfield, który zachwycił świat swoim lataniem. Podczas pokazu unosi się swobodnie nad sceną, a nawet daje publiczności dowód, że nie trzymają go żadne linki – najpierw asystenci przekładają nad nim obręcze, a potem on sam wlatuje do szklanej skrzyni, która zostaje zamknięta szklanym wiekiem. Mimo to iluzjonista unosi się w środku skrzyni. Magia? Nie – pomysłowość, spryt, wykorzystanie technologii.

Copperfield unosi się dzięki niezwykle cienkim linkom, które są przymocowane w okolicach jego miednicy – wystarczą dwie linki grubości ledwie kilku milimetrów, aby utrzymać ciężar do 100 kg. To zmyślna konstrukcja, którą wymyślił wcześniej inny iluzjonista John Gaughan – a Copperfield ją udoskonalił. Kiedy magik wykonuje swój trik, scena jest odpowiednio oświetlona, często też lekko zadymiona – chodzi o to, żeby linki nie były widoczne. Przekładanie obręczy polega tak naprawdę na sprytnym nimi manipulowaniu, a wieko skrzyni jest tak nakładane, aby iluzjonista nadal mógł swobodnie lewitować, unosząc się na linkach, które mieszczą się w szczelinach między wiekiem a ściankami. Jedną ze sprytniejszych konstrukcji, wykorzystywaną często w pokazach ulicznych, są laski i parasolki, na których w przedziwny sposób utrzymuje się człowiek – leżąc na nich, siedząc po turecku bądź przyjmując jakąkolwiek inną pozycję. Tak naprawdę ma on na sobie solidny stelaż ukryty pod odpowiednim ubraniem, a specjalnie skonstruowana laska czy parasolka musi wpasować się w zapadkę umieszczoną na przykład pod pachą iluzjonisty.

PRAWDZIWE CZARY

Pisząc o sekretach iluzjonistów, nie sposób pominąć czarnego teatru. Każdy, kto ogląda pokaz wykonany przy użyciu tej techniki, jest zachwycony i zdumiony. Iluzjonista sprawia, że nagle znikają i pojawiają się ludzie i przedmioty. Może utrzymać bez wysiłku asystentów stojących na mieczu; może sprawić, że przedmioty będą lewitować, a na koniec sam rozpłynąć się w powietrzu. Czarny teatr wywodzi się z Chin i początkowo był wykorzystywany w teatrze lalkowym. Nie bez powodu mówi się, że to prawdziwa magia. Tu ograniczeniem jest tylko wyobraźnia iluzjonisty. Sekret to niewidzialna dla oka podczerwień lub nadfiolet. Czarne przedmioty oświetlone w ten sposób stają się niewidoczne dla publiczno- ści. Iluzjonista powinien być ubrany na bia- ło lub w jaskrawe kolory. Chce, aby na scenie pojawił się latający dywan? Proszę bardzo! Kolorowy kobierzec wnoszą na scenę ubrani na czarno asystenci, a publiczność widzi jedynie falujący dywan.

Chce ustawić asystenta na mieczu? Asystent w rzeczywistości stoi na czarnym podeście, ale widz dostrzega tylko jaskrawe ostrze, które iluzjonista umieszcza pod stopami. Magik chce zniknąć? „Czarni” asystenci w ułamku sekundy zakrywają go czarną kotarą. Tego typu pokazy wymagają jednak określonych warunków. Będą doskonale prezentować się w telewizji albo w ciemnych salach z widownią oddaloną od sceny co najmniej kilka metrów. Jeśli publiczność bę- dzie siedziała zbyt blisko – dostrzeże elementy, które powinny być niewidoczne. Przygotowanie takiego pokazu wymaga zgrania całego zespołu. Iluzjoniści w jednym są zawsze zgodni – nie wystarczy znać przepis na trik, aby stać się sławnym i porwać publiczność. Aby iluzja zachwycała, trzeba nie tylko lat ćwiczeń, ale też ogromnego talentu. Czegoś, co sprawi, że nawet stara i znana sztuczka zyska nowy blask. 


ŚMIERTELNY TRIK

Iluzja nie zawsze jest bezpieczna. Wykonywanie niektórych trików skończyło się śmiercią ludzi, którzy przecenili swoje możliwości albo nie zadbali o szczegóły pokazu. Po śmierci na scenie największą sławę zyskał amerykański iluzjonista o pseudonimie Chung Ling Soo, żyjący na przełomie XIX i XX wieku. Zachwycał publiczność po- łykaniem i łapaniem kul. Asystenci strzelali do niego, a on wyciągał kule z ust albo zatrzymywał je w dłoniach i rzucał na ziemię. Kule do pistoletów często ładował ktoś z publiczności. Sekret polegał na konstrukcji pistoletu czy armatki. Kula ich w rzeczywistości nie opuszczała – rozlegał się jedynie huk i błysk, a iluzjonista używał ukrytych wcześniej przy sobie kul. 23 marca 1918 roku Chung Ling Soo wykonał swoją sztuczkę po raz ostatni. Kiedy rozległ się wystrzał, powiedział tylko do zaskoczonego asystenta: „O mój Boże. Coś się stało. Opuść kurtyny!”. W jego piersi tkwiła kula i mimo natychmiastowej pomocy nie udało się go uratować. Zgubiło go niedbalstwo i rutyna. W nieczyszczonej broni nagromadził się proch, pozostający po wywoływaniu huku i błysku. Tym razem eksplodował i uwolnił pocisk, który ranił iluzjonistę.

Więcej:iluzjamagia