Księżyc nie pochodzi z Ziemi? Naukowcy mają alternatywną teorię jego pochodzenia

Poza Słońcem Księżyc jest jedynym ciałem niebieskim, który na niebie widzimy jako dużą tarczę, a nie punkt świetlny. Nic dziwnego, wszak jest to jedyny naturalny satelita naszej planety, który znajduje się zaledwie 360 000 kilometrów od nas. Wciąż jednak niewiele wiemy o jego pochodzeniu.
Księżyc nie pochodzi z Ziemi? Naukowcy mają alternatywną teorię jego pochodzenia

Obecnie przyjmuje się, że Księżyc powstał jakieś 60 milionów lat po uformowaniu się Układu Słonecznego. Według badaczy do jego badania doszło w wyniku potężnego zderzenia młodej Ziemi z Teią, planetą rozmiarów współczesnego Marsa. Planeta ta uległa całkowitemu zniszczeniu, po czym część jej szczątków, z częścią materii wyrwanej z Ziemi w wyniku zderzenia uformowała na orbicie okołoziemskiej Księżyc, jaki widzimy obecnie.

Teorię tę wspierają także badania próbek skał i regolitu księżycowego przywiezionego z Księżyca na Ziemię przez astronautów realizujących misje programu Apollo w latach 1969-1972. W tym czasie na Ziemię przywieziono niemal pół tony skał księżycowych, których analiza wykazała, że pod względem składu chemicznego przypominają Ziemię z okresu hipotetycznego zderzenia z Teią.

Czytaj także: Na Księżycu może istnieć życie. Skąd się tam wzięło?

To właśnie wyniki tych badań chemicznych sprawiły, że w 1984 roku astronomowie zgromadzeni na konferencji Kona na Hawajach uznali, że Księżyc musiał powstać w opisanym wyżej zderzeniu.

Dokładnie czterdzieści lat później pojawiła się jednak jeszcze jedna, alternatywna teoria powstania Księżyca.

W najnowszym artykule naukowym opublikowanym przez badaczy z Uniwersytetu Stanowego Pensylwanii w periodyku The Planetary Science Journal możemy przeczytać, że żadnego zderzenia z Teią wcale nie musiało być. Astronomowie wskazują bowiem, że w pobliżu Ziemi mógł po prostu przelecieć układ podwójny składający się z Księżyca i jakiegoś innego obiektu skalistego. Jedyne co Ziemia musiała zrobić, to wykorzystać swoją grawitację, aby wyrwać z tego układu Księżyc grawitacyjnie i osadzić go na orbicie wokół siebie.

Co ciekawe istnieją pewne przesłanki, które wskazywałyby mocno na prawdziwość takiego scenariusza. Naukowcy od dawna bowiem zwracają uwagę na fakt, że po zderzeniu z Ziemią, szczątki Tei, a następnie uformowany z nich Księżyc powinien krążyć wokół naszej planety w płaszczyźnie równikowej Ziemi. Tak jednak nie jest. Księżyc bowiem znajduje się na orbicie nieco nachylonej względem płaszczyzny równikowej.

Czytaj także: Nowa era w historii Księżyca. Naukowcy mają już dla niej złowrogą nazwę

Tymczasem w przypadku przechwycenia Księżyca z innego układu podwójnego, mógłby on pozostać na orbicie przypominającej tę, z której dotarł do Ziemi. Co więcej, nie byłoby to nic dziwnego w Układzie Słonecznym. Jakby nie patrzeć, badacze od dawna wskazują na Trytona, największy księżyc Neptuna, który najprawdopodobniej został przechwycony z Pasa Kuipera znajdującego się za Neptunem. Wskazuje na to chociażby fakt, że Tryton okrąża planetę w kierunku przeciwnym do kierunku jej rotacji. Co więcej, orbita Trytona jest nachylona pod kątem ponad 60 stopni do płaszczyzny równika Neptuna.

Według tej nowej i intrygującej teorii tuż po przechwyceniu Księżyc miałby poruszać się wokół Ziemi po eliptycznej, znacznie wydłużonej orbicie. Dopiero z czasem, dzięki pływom na Ziemi orbita ta miała ulec skurczeniu i ukołowieniu.

Niezależnie jednak od jego pochodzenia, aktualnie Księżyc stopniowo oddala się od Ziemi, średnio o 3 centymetry rocznie. W trakcie ludzkiego życia nie ma to żadnego znaczenia, ale za wiele milionów lat Księżyc może znaleźć się na tyle daleko, że po prostu odleci w przestrzeń kosmiczną, aby nigdy już do Ziemi nie powrócić.