Do wdychania
Jeśli alkohol niszczy wątrobę, omińmy ten organ – stwierdził brytyjski przedsiębiorca Dominic Simler i w 2004 r. zaprezentował urządzenie, które nazwę AWOL (skrót od alcohol without liquid – alkohol bez płynu). Aparaturę zainstalowano najpierw w barze Il Bordello w Bristolu. Pięć maszyn mieszało alkohol z tlenem, zmieniając trunek w opary, które klienci wdychali przez specjalne ustniki. Właścicielka opowiadała mediom, że w godzinę można „wciągnąć” co najwyżej jednego drinka. Ryzyko upicia się było więc wielokrotnie mniejsze niż przy opróżnianiu kieliszków. Niestety tylko teoretycznie, bo alkohol wchłaniany do krwi przez błony nosa i płuc, z pominięciem żołądka i wątroby, działał znacznie szybciej. Dlatego prof. Oliver James, specjalista ds. uzależnień z uniwersytetu w Newcastle, nazwał AWOL diabelskim wynalazkiem. Ostrzegał, że wdychanie oparów zwiększa ryzyko uszkodzenia mózgu i grozi szybkim uzależnieniem. Jego argumenty podchwycili konserwatywni politycy amerykańscy, którzy doprowadzili do zakazu instalowania AWOL w 22 stanach. W rezultacie Simler splajtował.
Jego ideę rozwinęła Amerykanka Julie Palmer. Zainspirował ją pobyt w fińskiej saunie, w której ktoś wylał na rozgrzane kamienie butelkę wódki. Wdychanie oparów tak się jej spodobało, że po powrocie do Stanów postanowiła udostępnić tę „przyjemność” innym. W 2009 r. opatentowała i uruchomiła produkcję wynalazku o nazwie Vaportini. To zestaw złożony ze szklanej kuli z niewielkim otworem, podstawki z umieszczoną wewnątrz świeczką i rurki. Alkohol wlewa się do kuli, podgrzewa świeczką i gdy zacznie się ulatniać, wdycha przez rurkę.
Banalnie prosty sprzęt kosztował tylko 35 dol., a Palmer sprzedała ponad 100 tys. zestawów. Największą popularność Vaportini zyskał wśród młodzieży. I to najbardziej zszargało mu opinię. Doktor Thomas Greenfield, dyrektor Narodowego Centrum Badań Problemów Alkoholizmu, przypomniał, że gdy naukowcy badają wpływ alkoholu na szczury, z reguły go rozpylają. Bo wchłaniany przez nozdrza i płuca szybciej odurza i uzależnia. Podobnych doświadczeń na ludziach nie przeprowadzano, więc – straszył dr Greenfield – nie wiadomo, jak opary działają na nasz organizm. Zwłaszcza młody, nie w pełni ukształtowany. Wspierali go inni lekarze. Krótko po wprowadzeniu Vaportini do sprzedaży prof. Robert Walker z University of Kentucky ostrzegał na łamach „The New York Times”, że rozpylony alkohol łatwo przedawkować, gdyż opary omijają układ pokarmowy i nawet jeśli wchłonie się ich zbyt wiele, nie dojdzie do naturalnej reakcji obronnej przed zatruciem, czyli wymiotów.
W kilkunastu amerykańskich stanach Vaportini podzieliło los AWOL-u i trafiło na listy produktów zakazanych. W innych pracowano jednak nad kolejnymi wynalazkami. Najnowszy to Vapshot mini – urządzenie, które w 2–3 sekundy zmienia alkohol w wysokoprocentową mgiełkę. Można ją podawać gościom w specjalnych pojemnikach albo w buchających parą butelkach ze słomką. Producent reklamuje wynalazek jako oryginalne uatrakcyjnienie spotkań towarzyskich. Ale na wszelki wypadek apeluje: „Wdychajcie odpowiedzialnie!”. Przyszłość tego patentu trudno przewidzieć, bo wznoszenie toastów inhalatorem to jednak nie to samo, co stukanie się kieliszkami. Przestrogą może być los londyńskiego baru Alcoholic Architecture, którego właściciele nie bawili się w subtelności i rozpylali alkohol w całym pomieszczeniu. Klienci nakładali specjalną odzież i mogli wdychać do woli. Po roku na stronie internetowej baru pojawiła się informacja o zamknięciu baru do czasu znalezienia innej lokalizacji
Z moczu
Brytyjski chemik i performer James Gilpin wyprodukował trunek Gilpin Family Whisky z… moczu osób chorych na cukrzycę. Gilpin, który sam jest diabetykiem, uznał, że tak cennego dobra jak wydalany w nadmiarze cukier nie powinno się marnotrawić. Poddał więc mocz procesowi oczyszczania, wyizolował cząsteczki cukru i dorzucił je do jęczmiennego zacieru. W efekcie proces fermentacji uległ przyspieszeniu, a produkt końcowy w postaci whisky uzyskał charakterystyczny smak i zapach. Jak nietrudno się domyślić, pomysł Gilpina nie wzbudził entuzjazmu. Żadna z destylarni nie podjęła się produkcji whisky Gilpina na większą skalę, więc wynalazca wytwarza ją sam i zachęca do degustacji podczas imprez artystycznych. Pytany dlaczego w nazwie obok jego nazwiska znalazła się rodzina (Family) odpowiada, że dawcami cukru są jego bliscy, m.in. babcia.
O niezwykłym smaku
W destylarni Wasilla na Alasce opracowano recepturę wódki łososiowej. Zanim uzyskano zadowalające efekty, przetestowano 47 produktów. Dopiero 48. okazał się hitem. Z uwędzonych ryb zdjęto skórę, mięso ubito i zalano alkoholem. Po kilku tygodniach nalewkę przefiltrowano i uzyskano wódkę o rybnym smaku. Firma Black Rock Spirits z Seattle, która wprowadziła na rynek wódkę bekonową (Bakon Vodka), zdobyła już kilka nagród. Technologia produkcji jest dość skomplikowana. Bekon umieszcza na półkach w kolumnach destylacyjnych, przez które przenika spirytus. Po rozcieńczeniu wodą powstaje 40-procentowy trunek o posmaku wędzonej wieprzowiny. Z kolei właściciele browaru w Campton Township robią piwo o smaku pizzy. Dodają do zbożowego zacieru ciasto na pizzę, pomidory, oregano, bazylię i czosnek. Walory smakowe poprawiają i utrwalają chmielem, potem wszystko filtrują. W ostatnich latach w USA pojawiły się także mocne alkohole o smaku siana, chrzanu oraz prażonej kukurydzy.
W proszku lub w tubce
“Możecie go spożywać na sucho, zalać wodą albo posypać nim ulubioną potrawę” – zachwala swój wynalazek Mark Philips. Od 2015 r. jego firma Lipsmark oferuje alkohol w proszku. Dla odróżnienia od płynnego nazwał go Palcohol (skrót od powdered alcohol – sproszkowany alkohol). W produkcji wykorzystuje się procesy i związki chemiczne znane od pół wieku. Podstawą są cyklodekstryny – pochodne glukozy, które mają zdolność zamykania w swoich cząsteczkach molekuł innych substancji, np. alkoholu. Są przy tym wyjątkowo chłonne; pojedyncza cyklodekstryna może „uwięzić” obiekt o wadze równej 2/3 jej ciężaru. Jeśli absorbuje alkohol, zmienia go w proszek.
W 2015 r. Philips poinformował, że Palcohol został dopuszczony do sprzedaży przez amerykańskie Biuro ds. Handlu Wyrobami Alkoholowymi i Tytoniowymi. Wywołało to protesty organizacji walczących z alkoholizmem i – co było wydarzeniem bez precedensu – w styczniu 2016 r. Biuro przyznało się do pomyłki. Oświadczyło, że zarejestrowało jedynie markę, a nie sam produkt. Co nie powstrzymało Philipsa od wprowadzenia Palcoholu na rynek. Biały proszek wywoływał skojarzenia z kokainą, więc domorośli eksperymentatorzy zaczęli testować jego działanie po wciągnięciu przez nos. To niebezpieczne, gdyż alkohol niszczy błony śluzowe. By temu zapobiec, zmodyfikowano nieco proces produkcyjny i sztucznie powiększono drobinki Palcoholu. Zwiększono też objętość saszetek, w których był sprzedawany, co miało utrudnić przemycanie go do szkół, szpitali i innych zakazanych miejsc. Philips zapewnia, że alkohol w proszku będzie dostępny wyłącznie w sklepach monopolowych. O ile zostanie zalegalizowany, na co w wielu stanach USA się nie zanosi.
O masowej produkcji swojego wynalazku na razie nie myśli prof. Jewgienij Moskalew z Petersburga. On też zestalił alkohol, lecz w postaci pigułek. Moskalew nie ujawnił szczegółów technologii – wiadomo jedynie, że wykorzystał roztopiony wosk, w którym po schłodzeniu i zakrzepnięciu pozostają cząstki etanolu. Za pomocą tej metody można zmieniać w pigułki każdy trunek, od czystego spirytusu przez wódkę po whisky i likiery. Konsumpcja jest niezbyt wygodna – by uzyskać taki efekt, jaki daje wypicie 100 gramów wódki, trzeba połknąć 30 tabletek. Dlatego sam wynalazca powiedział, że pozostanie przy płynnej formie alkoholu.
Bez kaca
„To jedno z największych odkryć XXI wieku w dziedzinie ochrony zdrowia” – przekonuje prof. David Nutt, – psychofarmakolog z uniwersytetu w Bristolu i prognozuje, że do 2050 roku jego wynalazek wyprze z rynku tradycyjne trunki. Działa bowiem podobnie jak alkohol, ale nie wywołuje skutków ubocznych, zwłaszcza kaca. Receptura specyfiku nazwanego roboczo Alcosynth (alkohol syntetyczny) pozostaje tajemnicą wynalazcy. David Nutt wyjaśnia tylko, że w odróżnieniu od klasycznego alkoholu jego syntetyczny substytut blokuje selektywnie receptory w wybranych rejonach mózgu. Dzięki temu wywołuje pożądane efekty – rozluźnia, ośmiela, poprawia nastrój, ale nie zaburza świadomości i zmysłu równowagi. Inaczej przebiega też jego metabolizm. Głównym sprawcą kaca jest aldehyd octowy wytwarzany przez wątrobę w procesie rozkładu alkoholu etylowego.
Odmienny skład chemiczny Alcosynthu sprawia, że toksyczny aldehyd nie powstaje. Profesor ujawnił, że osoby, które wypiły nowatorskiego drinka, „przez sześć godzin odczuwały jego działanie, lecz po upływie tego czasu wszystkie objawy upojenia zniknęły bez śladu. Żadnego bólu głowy, suchości w gardle, zmęczenia…”. Zapewnia, że syntetycznym alkoholem nie można się upić do nieprzytomności, a w nadzwyczajnej sytuacji wystarczy zażyć odpowiedni lek, który zadziała jak antidotum, i spowoduje natychmiastowe wytrzeźwienie. Wszystkie te zalety mają sprawić, że w ciągu ćwierćwiecza etanol w piwie, winie i wódce zostanie zastąpiony Alcosynthem. Jednak zdaniem redaktorów tygodnika „New Scientist” wynalazek prof. Nutta zanadto przypomina narkotyk, by został wprowadzony do sprzedaży.