Pro8l3m: “Jesteśmy dekadenckim społeczeństwem, na krawędzi załamania” [WYWIAD]

Hip-hop to nie tylko muzyka, to cała subkultura i sposób patrzenia na świat. Przy okazji wydania nowej płyty “Widmo” zapytaliśmy członków jednej z najpopularniejszych obecnie grup o to jak widzą siebie i innych, jak widzą rzeczywistość.

Żeby stworzyć ilustracyjne zdjęcia na okładkę “Widma” wybrali się do stacji demontażu statków w Pakistanie. To miała być szalona wyprawa, ale okazała się też materiałem do refleksji. W naszej redakcji traktujemy poważnie wszystkich rozmówców, zatem Piotrowi i Oskarowi z Pro8l3mu zadaliśmy poważne pytania: o ich muzykę, życie, imprezy i przekaz.

Muzycy w towarzystwie fotografa Michała Kluski polecieli do Karaczi, z którego dotarli do Gadani. Tam na 10-kilometrowym odcinku plaży znajduje się największa stacja demontażu statków na świecie. Stalowe giganty rozbierane są przez ludzi, którzy starają się z tej dawnej świetności odzyskać cokolwiek, co ma wartość i pomoże im przetrwać. Ocenia się, że pracuje tam ponad 30 tysięcy osób. 

Błażej Grygiel, Focus.pl: Dlaczego takie miejsce na sesję? Znam parę zespołów, które robiły sobie zdjęcia w strefach postindustrialnych na wysypiskach, miejscach rozbierania samochodów, ale statki to sprawa wyjątkowa.

Piotr “Steez” Szulc: Myśleliśmy o tym dużo wcześniej przy okazji poprzednich wydawnictw, ale nie mieliśmy kontekstu by to wpisać. Miejsce jest spektakularne. Wylądowaliśmy tam o świcie. Słońce wstało i naszym oczom ukazały się monumentalne statki rozciągnięte na kilku kilometrowej plaży. Nie widzieliśmy nigdy w życiu czegoś takiego. To miejsce symbolizuje dla nas  śmietnik naszej zachodniej cywilizacji, który znajduje się  w krajach trzeciego świata.

Oskar Tuszyński: Zrobiliśmy to także dla siebie.  Zobaczyliśmy te lokalizacje i stwierdziliśmy: „jedźmy tam, nawet jakby się miało nam nie udać!”. Ten  trip był, po to żebyśmy to zapamiętali do końca życia. Stwierdziliśmy, że jeśli się nie uda, nie zrobimy tych zdjęć – trudno, zrobimy je w innym miejscu albo wcale, wydamy czarną okładkę. Te wszystkie elementy wpłynęły na to, że wybraliśmy to miejsce.

Fot. Michał Klusek

W waszej muzyce pojawia się czasem gorzki komentarz do rzeczywistości, internetu, konsumpcjonizmu. Hip-hop jest opowieścią o rzeczywistości, nie może być o niczym. Jak wy ją odbieracie. Lajki, kliki, fakt, że cała Polska żyła niedawno walką Fame MMA Linkiewicz vs Godlewska. Jak wy to widzicie?

Piotr: Dobre pytanie.

Oskar: Chciałbym wierzyć w to, że w naszym świecie, w krajach 1 świata, rzeczywistość jest taka, na jaką sobie zapracujesz – chciałbym, żeby tak było.  Chciałbym żeby było tak, że jak tyrasz to masz, jak nie tyrasz, to g@#no masz.

Piotr: Ta płyta, którą teraz wypuściliśmy miała ująć naszą twórczość w szerszym kontekście. Jakbyś posłuchał szerzej naszych kawałków, choć w wielu z nich odnosimy się do nowoczesnych technologii czy wizji przyszłości, to przede wszystkim jest tam dużo dekadencji. Nie żyjemy nią codziennie, ale od weekendu do weekendu i jest jej takie zagęszczenie, że może się wydawać, ze jest bardziej intensywna niż jest.

 

Być może jest to właśnie znamię upadku zachodniej cywilizacji, takiego schyłku. Doskonałym przykładem jest ta walka, o której wspomniałeś. Jeśli ktoś organizuje igrzyska gladiatorów tego pokroju to abstrahując od samej idei igrzysk i tego jak to się rozwijało w starożytnym Rzymie, który  pokazał upadek cywilizacji gdy ta idzie w taką pełną dekadencję, to znamiona tego wszystkiego mamy tu i teraz. My się nie wzbraniamy przed tym, nie mówimy, że ta twórczość niesie super-pozytywne wartości. Niektóre teksty Oskara to opisy „hardcore’owych” sytuacji. Chcieliśmy dać tym do zrozumienia, może tak robimy i robimy to bezrefleksyjnie, ale jeśli się nad tym pochylić to może zmierzamy w złym kierunku. Teraz jak Ci o tym opowiadamy, to rozumiesz skąd te teksty, ta okładka.

Fot. Michał Klusek

W teledyskach nawiązujecie do lat 90-tych, syntezatorów, kaset VHS, nostalgii. Zastanawiam się, czy nie jest tak, że dostrzegliście ścianę, do której doszliśmy i za nią jest tylko dekadencja i pewnego rodzaju znudzenie. Przez to właśnie te bardzo ostre imprezy i o nich opowieści w piosenkach?

Oskar: Myślę, że nasze środowisko jest bardziej dekadenckie niż przeciętne środowiska w Polsce. Chciałbym żeby tak nie było. Faktycznie im społeczeństwo jest bogatsze, ma czas na różne pierdoły, tym będzie tego więcej, bo jest to łatwe, proste i przyjemne. To jest nieunikniona zależność. Jeśli jest dużo ludzi, którzy mają dużo czasu i dużo pieniędzy – ta dekadencja będzie tam wychodzić. Nie mam odpowiedzi na to „co dalej”. My swoją muzyką chcemy to zaznaczyć, a nie odpowiadać.

Piotr: Tak, postawić te pytania, a nie filozofować, nie odpowiadać. My też nie wykazywaliśmy nigdy zainteresowania moralizatorską formą rapu. Nie chcemy być nauczycielami. Jesteśmy uczciwymi gośćmi, gentlemanami, ale kawałki są o tym o czym są, bo to aspekt rzeczywistości, w której się poruszamy. Momentami może mroczniejsza niż rzeczywistość przeciętnego Polaka. Życie robi się bardzo ciekawe, gdy zaczynasz balansować na krawędzi. Łatwo się wtedy też w nim zatracić. Jak znajdziesz ten balans fajnie jest o tym powiedzieć, to opisać. Ważne, żeby z tych tekstów wynikało, że robisz to także ze świadomością niebezpieczeństw. Wtedy jest ok.

Masz na przykład kawałek „112”, który jest fantazją na temat samobójstwa z kobietą, bo dobrnąłeś do brzegu ostatecznego z czymkolwiek co się dzieje w twoim życiu. To jasno ilustruje konsekwencje tego co wcześniej się dzieje na albumie.

 

Oglądałem teledyski, widziałem zapis waszej multimedialnej instalacji, przeglądałem zdjęcia i okładkę płyty „Widmo”. Pachnie mi to cyberpunkiem spod znaku Williama Gibsona i innych klasyków gatunku. Wieszczenie technologicznej cywilizacji, która się kończy, a wy ją obserwujecie i fotografujecie. Czy już wiadomo jaki będzie następny etap tej twórczości? Z sentymentu przechodzicie do coraz bardziej dojrzałem konkluzji, to muzyka coraz mniej imprezowa i coraz bardziej do zastanowienia się podczas słuchania.

Piotr: Porwaliśmy się na drugi album. „Album” to dla nas duże słowo, pierwszy zrobiliśmy po 2 wydawnictwach, gdy stwierdziliśmy, że już no niego dojrzeliśmy, ja muzycznie, Oskar tekstowo. Teraz czuliśmy, że jest dobry moment by wypluć z siebie coś więcej niż na poprzednim mixtape’ie, który był tak naprawdę luźny. Następna forma pewnie też będzie luźna, ale będziemy dalej poruszali w tym świecie. My się tak bardzo nie zmieniamy. 

Rozmawiamy z tobą w postkomunistycznym ośrodku w Czechach, zeszliśmy właśnie ze stoku, gdzie pojechaliśmy się rozerwać i to samo robiliśmy 10 lat temu, nic się nie zmieniło. Moglibyśmy być w 5-gwiazdkowym hotelu ale nie jesteśmy, bo staramy się bogacić w doświadczenia a nie otaczać luksusem.

Fot. Michał Klusek

Gdy włączę sobie Public Enemy z 1989 roku to jest to opowieść o wściekłych ciemnoskórych mieszkańcach USA, którzy walczą o swoje prawa. Polski hip-hop z lat 90-tych to smutne bloki i ludzie, którzy nie mają perspektyw, ale próbują jakąś magię do życia dodać. Potem robi się 2000 rok i pojawia się hip-hop bogaty, spod znaku drogich samochodów i biżuterii (zarówno w Polsce jak i na świecie). Teraz jednak jest jakiś inny hip-hop, mam wrażenie bardziej refleksyjny, fotograficzny. Gdzie wy jesteście, gdzie waszym zdaniem dziś jest hip-hop i o czym jest ta opowieść?

Oskar: Nasz hip-hop jest przede wszystkim o nas, nawet jeśli nie o naszym świecie to o świecie, który jest kalką naszego. To, że to jest takie, wynika z tego, że jesteśmy dekadenckim społeczeństwem, które jest na krawędzi załamania i w peaku swojego sukcesu. Mówiłeś, że rap był w 2000 roku o bogactwie. Dziś także może być, ale nikogo to już nie razi bo bogactwa jest tak dużo i jest wszędzie, także jeżdżenie lamborghini w teledysku na nikim nie robi wrażenia. Ludzie przemielili to przez swoje banie, mają na to inny pogląd. Lamborghini na ulicy robi na tobie wrażenie, ale w teledysku już nie, pieniądze w muzyce nie robią wrażenia, bo są tam już od dawna.

Natomiast o czym ogólnie jest rap? To muzyka buntu, czy w USA czy w Polsce. Dziś już buntu nie ma, nie ma się przeciwko czemu buntować. Można to sztucznie wykreować, ale te problemy są znacznie mniejsze niż ówczesne poprzednich pokoleń. Dlatego też ten gatunek dziś opowiada o znacznie większej liczbie rzeczy niż kiedyś.

Piotr: Zgadzam się, dodam tylko, że rap wywodzi się z subkultury hip-hopu, ale wyszedł poza subkulturę i konwencję. Artyści popowi, rockowi rapują, rap stał się medium, środkiem wyrazu i może być nośnikim treści wszelakich. Nasza muzyka jest o nas, o naszych przeżyciach, niekiedy o naszych fascynacjach. To rzeczywistość, którą my chłoniemy i przepuszczamy przez własny filtr. Nie da się jednak dziś powiedzieć jednoznacznie o czym jest rap. Możemy sprowadzić to do amerykańskiego mainstreamu, gdzie teraz jest bragga czyli chwalenie się bogactwem i dziewczynami. Ma to wartość rozrywkową, merytorycznej nie ma z mojej perspektywy żadnej. Ale pamiętajmy też, że rap jest muzyką rozrywkową. Nawet jeśli głosem pokolenia lat 2000. byli ludzie, którzy rapowali o tym, że jest smutno na blokach i szukają szczęścia i ucieczki w muzykę, buntowali się przeciw jakimś rzeczom – ludzie którzy tego słuchali, dla nich miało to m.in. wymiar rozrywkowy.

Oskar: Chcieli się przy tym bawić, a nie płakać.

Piotr: O to chodziło.

Oskar: Rap wyszedł z hip-hopu, więc nie da się opowiedzieć o czym jest dziś rap. Robią go punkowcy, rockersi, muzycy popowi i tak dalej. Oni wszyscy opowiadają o różnych rzeczach, pochodzą z różnych środowisk. Można podsumować to tak, że rap jest o największej ilości rzeczy o jakich był w historii.

2019

 

Więcej:muzyka