Nie nosił filcowego kapelusza ani skórzanej kurtki i nie cierpiał na ophidiophobię. Nie on odkrył Machu Picchu i nie on ściągnął woal tajemnicy ze starożytnej Troi. Nie był pierwszym Europejczykiem, który dotarł do Mato Grosso. W życiu imał się różnych zajęć. Jako żołnierz służył na Cejlonie i w północnej Afryce. W czerwcu 1905 roku, na zlecenie Królewskiego Towarzystwa Geograficznego, stanął na czele wyprawy, której celem było wyrysowanie map geograficznych i wyznaczenie nieistniejących granic między Boliwią i Brazylią. Z tej trudnej misji wywiązał się doskonale. Nie licząc paru epizodów, które naraziły go na śmieszność. Podczas wyprawy do źródeł rzeki Heath zastrzelił ogromnego węża, który jego zdaniem musiał mieć jakieś 19 metrów długości. Nikt mu wtedy nie uwierzył, ale wiele osób potwierdziło później istnienie gigantycznej anakondy (mieszkańcy osady Nueva Tacna w Peru 20 września 1997 roku widzieli gada liczącego 40 metrów). Jednak najbardziej udaną rzeczą, jaką zrobił w życiu Percy Harrison Fawcett, było… zniknięcie. 25 lutego 1925 roku wraz ze swoim synem Jackiem oraz kolegą syna Raleighem Rimmellem wyjechali w poszukiwaniu mitycznego zaginionego miasta „Z”. „Mam nadzieję odkryć światu tajemnicę starożytnej Ameryki Południowej” – napisał do żony z Puerto del Caballo Muerto. 29 maja 1925 r. Nina Fawcett otrzymała ostatni list od męża. Pułkownik poinformował, że właśnie odesłali przewodnika i byli gotowi wkroczyć w nieodkryty dziewiczy ląd. Od tej pory słuch po nim zaginął.
Podczas kilkunastu ekspedycji ratunkowych, a później – śladami legendarnej trójki – straciło życie blisko sto osób. Tajemnicze zniknięcie pułkownika i dwójki jego młodych kompanów podczas próby wyjaśnienia sekretu mitycznego El Dorado samo w sobie stało się jedną z największych zagadek ubiegłego stulecia. Jej rozwiązanie nadal kusi wielu śmiałków.
Fawcett siedział w Bibliotece Narodowej w Rio de Janeiro i po raz kolejny z niedowierzaniem czytał znaleziony przez przypadek rękopis. Jego autor, misjonarz, opisywał przygody niejakiego Francisca Raposo, który w 1743 r. wraz z kilkoma osobami wyprawił się do brazylijskiej dżungli, natykając się na płaskowyżu Mato Grosso na ruiny antycznego miasta. Znaleźli nawet kilka monet.
KLUCZ W NIEZNANE
Nienagannie wykaligrafowany dokument poruszył Fawcetta do głębi. Postanowił odnaleźć zaginiony gród. Nie wiedział jeszcze wówczas, że Złotego Miasta poszukiwano od czasów konkwistadorów, nie miał pojęcia o istnieniu rękopisów, będących świadectwem sześciu wypraw (w latach 1529–1616) śladami mitycznego El Dorado.
PERCY HARRISON FAWCETT
Urodził się w 1867 roku w Torquay w Anglii. Jako 19-latek wstąpił do Królewskiej Artylerii i rozpoczął służbę na Cejlonie. Później pracował na rzecz angielskiego wywiadu w północnej Afryce.
1906 – na zlecenie Królewskiego Towarzystwa Geograficznego wyjechał do La Paz, podejmując się misji sporządzenia map i wyznaczenia granic pomiędzy Brazylią i Boliwią.
1906–1924 – przeprowadził w tym celu siedem ekspedycji, misję zawiesił wraz z wybuchem I wojny światowej, kiedy to wrócił do kraju. podejmując regularną służbę wojskową.
1901 – na Cejlonie poznał Ninę Agnes Paterson, córkę angielskiego sędziego. W trakcie małżeństwa Fawcettom urodziła się trójka dzieci, w 1903 roku syn Jack, trzy lata później Brian i w 1910 roku córka Joan. Pułkownik przyjaźnił się z dwoma znanymi pisarzami swojej epoki: H. Riderem Haggardem i Arthurem Conan Doyle’em. Ten ostatni wykorzystał opowiadania pułkownika z wyprawy na wzgórze Ricardo Franco Hills w swojej powieści „Zaginiony świat”.
25 lutego 1925 – wyruszył ze swoim starszym synem Jackiem i młodym R. Rimmellem na płaskowyż Mato Grosso w Brazylii w poszukiwaniu mitycznego Złotego Miasta „Z”. Od tej pory słuch po nim zaginął.
Kiedy 19 lat później 58-letni Fawcett wyruszył na poszukiwanie miasta „Z”, miał przy sobie niewielką statuetkę z brązu. Podarował mu ją Henry Rider Haggard – pisarz, autor słynnych „Kopalni złota króla Salomona”. Był przekonany, że przypominająca egipskiego faraona statuetka była kopią wielkiego posągu Złotego Człowieka, pochodzącego z mitycznego miasta „Z”. Postać miała w ręku tabliczkę z wyrytymi 22 znakami, Fawcett poprosił naukowców z British Museum o rozszyfrowanie napisu.
Ponieważ nie byli w stanie tego zrobić, zwrócił się o pomoc do znanego jasnowidza. Oczywiście, zdawał sobie sprawę, że wzbudzi uśmiechy na twarzach znajomych, nie mówiąc o ironicznych komentarzach w prasie, ale nie zważał na to, bo jak miał zwyczaj mawiać – jego umysł był wolny od uprzedzeń. Czyż od dawna nie interesował się okultyzmem? Czyż nie prowadził poważnej korespondencji ze znanym medium Margaret Lumley? Nie mówiąc o seansach spirytystycznych, urządzanych wieczorami przez jego żonę, w których uczestniczyła cała rodzina.
Kiedy jasnowidz wziął do ręki posążek, o mało nie zemdlał. Z przekonaniem opowiedział, że widzi wielką katastrofę, która wydarzyła się na długo przed pojawieniem się cywilizacji egipskiej. Pułkownik jednak wcale się nie zdziwił. „Oto mój klucz w nieznane” – pomyślał.
POSZUKIWANIA
Mijały miesiące, a Fawcett nie dawał znaku życia. W 1927 roku francuski inżynier Roger Courteville obwieścił, że spotkał zaginionego podróżnika w Brazylii. W prasie zaczęły pojawiać się sprzeczne informacje, że trzej mężczyźni zginęli z rąk wojowników Kalapalo; że żyją z plemieniem Indian, które uznało białych przybyszy za bogów; że po znalezieniu mitycznego miasta zostali w nim uwięzieni, aby po powrocie nie mogli wyjawić odwiecznej tajemnicy. Głosicielami tej ostatniej nowiny byli przede wszystkim członkowie Brazylijskiego Towarzystwa Teozoficznego, wierzący w istnienie podziemnego świata.
Częściowo by położyć kres tym mniej lub bardziej prawdopodobnym spekulacjom, częściowo w poszukiwaniu prawdy, w 1928 roku wyruszyła pierwsza wielka wyprawa ratunkowa. Eksploratorzy, którym przewodził doświadczony pułkownik George Dyott, dotarli do plemienia Nafugua, gdzie znaleźli metalowe pojemniki pochodzące z wyposażenia Fawcetta. Przywódca plemienia opowiedział im, że trzej biali spędzili w wiosce dwa dni i zgodnie z prośbą zostali odprowadzeni na teren plemienia Kalapalo. Wyprawa Dyotta zakończyła misję oficjalną tezą, że Fawcett i jego dwaj młodzi druhowie zostali zabici przez plemię Kalapalo.
Ktokolwiek myślał wówczas, że na tym zakończy się historia pułkownika Percy ’ego Harrisona Fawcetta, nie mógł się bardziej mylić. To był dopiero początek.
Pod koniec 1931 roku Szwajcar Stefan Rattin, wróciwszy z Mato Grosso, poinformował angielskiego konsula w Rio de Janeiro, że podczas wędrówki po dżungli został okrążony przez nieznane mu plemię. W wiosce, do której go zaprowadzono, spotkał starego białego człowieka o długich włosach. Mówiąc perfekcyjnie po angielsku – wyznał, że jest więźniem i poprosił o pomoc. Zanim zorganizowano oficjalną ekspedycję ratunkową, Rattin rozpoczął poszukiwania na własną rękę, ale nie udało mu się ponownie trafić na ślady osady. Członkowie wyprawy, która wyruszyła do Mato Grosso w 1933 roku, znaleźli potwierdzenie tej tezy. Spotkali kobietę, która powiedziała, że przez kilka lat w jej wiosce żyli biali mężczyźni. Najstarszy z nich był przywódcą, a jego syn ożenił się z córką wodza innego plemienia.
GŁÓWNY BOHATER
Pułkownik Fawcett prawdopodobnie zainspirował twórców Indiany Jonesa, choć reżyser ani scenarzysta nigdy tego nie potwierdzili. Bez wątpienia pułkownik Fawcett jest natomiast bohaterem filmu „Manhunt in the Jungle” z 1958 roku, w reżyserii Toma McGowana; w roli pułkownika wystąpił James Wilson. Film opowiada o pierwszej wyprawie ratunkowej śladami Fawcetta, której przewodniczył S. Dyott. Zaginiony stał się również bohaterem sztuki „AmaZonia” reżysera Mishy Williamsa, napisanej na podstawie jego notatek, listów i dokumentów.
Ogromną determinacją wykazała się następna ekspedycja. Przybywszy do wioski Kalapalo, jej członkowie pozostali tam pięć lat, chcieli zaprzyjaźnić się z tubylcami i poznać prawdę o losie Fawcetta oraz towarzyszących mu dwóch młodych mężczyzn.
Gościnni gospodarze nie zawiedli ich oczekiwań – na pożegnanie pokazali kości zaginionej trójki Anglików, a nawet podarowali ich fragmenty. Jakież było zdziwienie obdarowanych, gdy po przebadaniu okazało się, że nie były to szczątki poszukiwanych podróżników.
Kolejnej próby rozwiązania sekretu zaginionego pułkownika podjął się Harold Wilkins. W 1952 roku ukazała się jego książka opisująca spotkanie z człowiekiem, któremu 20 lat wcześniej, podczas pobytu w wiosce leżącej w pobliżu rzeki Xingu, na wschód od Dead Horse Camp, wódz plemienia pokazał spreparowaną głowę Fawcetta. Syn pułkownika złamał plemienne tabu, za co został skazany na smierć. Ponieważ ojciec wystąpił w jego obronie, zgładzono całą trójkę.
W kolejnych latach zorganizowano jeszcze kilkanaście wypraw. Żadna nie przyniosła rezultatów. Jeśli nie liczyć podejrzeń, że każdy osobnik o jasnych włosach na brazylijskim płaskowyżu Mato Grosso musiał koniecznie być spłodzony przez pułkownika.
Z biegiem czasu szanse na dojście po nitce do kłębka stawały się coraz mniejsze. Nie wiadomo, na co liczyli Rene Delmotte i James Lynch, wyruszając w 1996 roku tropem Fawcetta. Dotarli do osady Kalapalo, gdzie zostali uwięzieni. Po trzech dniach wódz zgodził się ich wypuścić za sprzęt wartości 30 tys. dolarów. Ale czy to tak wiele za odzyskanie wolności?
TELEPATYCZNA WIADOMOŚĆ
Był rok 1940. 70-letnia kobieta, oglądając pod światło przyniszczony kompas, kiwała w zamyśleniu głową. Tak, nie ma wątpliwości, należał do jej męża, sama nauczyła go, jak należy się nim posługiwać. Kompas przyszedł w paczce z poranną pocztą. Harold Wilkins nie mógł dostarczyć go osobiście. Wiedziała, że kompas znaleziono osiem lat wcześniej, w 1932 roku, w Mato Grosso. Mieszkała wówczas w Limie, po zamążpójściu córki Joan przeniosła się bowiem do syna Briana, który pracował jako inżynier przy budowie peruwiańskiej kolei.
Ciągle czekała na informacje od swego Puggy’ego, jak pieszczotliwie nazywała męża. Była przyzwyczajona do jego nieobecności, do ciągłych wypraw, ekspedycji, misji. To ona prowadziła dom, wychowywała dzieci, zdarzało się, że zapracowana biegła otworzyć drzwi w kuchennym fartuchu, nie zdając sobie kompletnie sprawy, jak niepodobna jest do atrakcyjnej, zalotnej córki wysokiego angielskiego urzędnika państwowego na Cejlonie, w której zakochał się pułkownik Fawcett.
„Serdecznie dziękuję. W 1932 roku, kiedy znaleziono kompas, byłam absolutnie pewna, że mój mąż żyje. W 1934 roku otrzymałam od niego telepatyczną wiadomość, że ma się dobrze” – odpisała w odpowiedzi na przesyłkę.
Kto wie, czy w 1940 roku wierzyła jeszcze w powrót małżonka? Kiedy osiem lat później irlandzkie medium, Geraldine Cummins obwieściła śmierć pułkownika Fawcetta, Nina przyjęła tę wiadomość spokojnie. Miała przed sobą trzy i pół roku życia. Mieszkała w Brighton, w skromnym pensjonacie dla kobiet. Prawie nie wychodziła z pokoju. Może rozmyślała o tym, jak się poznali, jak pod wpływem insynuacji na temat jej wątpliwej „niewinności” oburzony pułkownik zerwał zaręczyny, a ona natychmiast wyszła za mąż za Herberta Pricharda (nieszczęśnik zmarł po kilku miesiącach zarażony wąglikiem, prosząc ją, by wróciła do Fawcetta).
A może wspominała, jak „Puggy”, przejrzawszy złośliwe intencje swej siostry prosił ją zarazem o wybaczenie i po raz drugi o rękę. Życie Niny Agnes Paterson było niezwykłe, ale i ona sama nie była postacią banalną.
ATRAKCYJNY ARCHEOLOG
Sącząc koktajl na Hawajach, Steven Spielberg wyznał George’owi Lucasowi, że chciałby nakręcić film przygodowy w rodzaju „Jamesa Bonda”. Ten pokręcił z dezaprobatą głową. Powiedział, że w zanadrzu ma scenariusz o nietuzinkowym archeologu i jego przygodach.
Henry „Indiana” Jones, fikcyjny profesor archeologii, po raz pierwszy pokazał się na wielkim ekranie w 1981 roku w filmie pt. „Poszukiwacze zaginionej arki”. W rolę wcielił się znakomicie Harrison Ford (w scenach z dzieciństwa naukowca zagrał River Phoeniks). Film spotkał się z entuzjastycznym przyjęciem. Trzy lata później miłośnicy przygód dzielnego archeologa mogli obejrzeć „Indianę Jonesa i świątynię zagłady”, a w 1989 roku wszedł do kin „Indiana Jones i ostatnia krucjata”. Po 19 latach „Indiana” znów zaprasza! Film nosi tytuł: „Indiana Jones i Królestwo Kryształowj Czaszki”. Akcja toczy się w latach 50. XX wieku, a w głównej roli wystąpi, jak zwykle, Harrison Ford.
Choć, bez wątpienia, „Indiana” zawdzięcza wiele Harrisonowi Fordowi, tak samo zresztą jak aktor „Indianie”, to nie on miał otrzymać tę rolę. To prawda, że Spielberg tuż po przeczytaniu scenariusza „Poszukiwaczy zaginionej arki” zaproponował Lucasowi właśnie jego, ale ten nie zgodził się, bo „Ford za często grywał u Spielberga i mógł się kojarzyć niczym De Niro z Martinem Scorsese”. Przeprowadzono więc casting i wybór padł na przystojnego, choć mało znanego aktora Toma Sellecka. Tuż przed rozpoczęciem zdjęć okazało się jednak, że Selleck miał podpisany kontrakt z wytwórnią CBS, którego, nie podejrzewając, że film stanie się światowym przebojem kinowym, nie zdecydował się zerwać. Postawiony pod ścianą Lucas powierzył rolę Fordowi. Ten przyjął propozycję, aczkolwiek bez entuzjazmu. Spielberg wymógł też na Lucasie zmianę nazwiska głównego bohatera z Henry „Indiana” Smith na Henry „Indiana” Jones (tak na marginesie, „Indiana” miał na imię pies Lucasa, dorodny przedstawiciel rasy malamut). Scenarzysta i reżyser uzgodnili, że główny bohater ma być kimś pomiędzy Humphreyem Bogartem z filmu „Skarb Sierra Madre” i Charltonem Hestonem z nakręconego w 1954 roku „Secret of The Incas”. Na długo zanim wybrali aktora, zdecydowali też, że główny bohater ma nosić charakterystyczny kapelusz z dwoma wgięciami z przodu, skórzaną kurtkę, masywne buty, bat i rewolwer. Archeolog miał też cierpieć na paniczny lęk przed wężami.
Popularność kinowego „Indiany” przerosła oczekiwania reżysera, scenarzysty, odtwórcy głównej roli. George Lucas wyprodukował serię telewizyjną pt. „Przygody młodego Indiany Jonesa”, jej odcinki ukazywały się w latach 1992– –1996. „Indiana” stał się również bohaterem wielu komiksów, gier wideo oraz atrakcją Disneylandu.
Jedno z rodzinnych zdjęć przedstawia ją za kierownicą samochodu. Pochodząca z 1900 roku fotografia to tylko jeden z wielu dowodów, że nie przypominała kobiet swojej epoki. Zmarła na zatrucie pokarmowe. Syn i córka podejrzewali zabójstwo, ale dochodzenie policji nie potwierdziło tej hipotezy.
Jeśli młodszy syn Fawcetta, Brian, kiedykolwiek zastanawiał się, dlaczego ojciec zabrał na wyprawę Jacka, a jego zostawił z matką, choć miał już 19 lat, nigdy nie podzielił się swoimi przemyśleniami.
Brian zorganizował dwie wyprawy śladami zaginionego ojca. Kiedy w 1952 roku dotarł do miejsca, w którym miało znajdować się mityczne miasto, zobaczył odarte z wszelkiej tajemnicy skały, które pod wpływem erozji przybrały kształty przypominające budowle wzniesione przez człowieka. „Siedem zaginionych miast, brakujące ogniwo pomiędzy Brazylią i Atlantydą, było jedynie iluzją mego ojca. Miasto »Z« to złudzenie. Trzy zrujnowane życia w poszukiwaniu czegoś, co nigdy nie istniało” – napisał w książce „Ruins in the Sky”. Kto wie, czy wystukując te słowa na wysłużonej maszynie, czuł jeszcze do ojca żal?
Podczas ekspedycji Brian spotkał się z trzema braćmi, założycielami rezerwatu naturalnego w Mato Grosso, nad rzeką Xingu. Najstarszy z nich, Orlando Villas Boas, przekazał mu kości zaginionego ojca. Zgodnie z jego opowieścią, wojownicy Kalapalo zabili podróżujących mężczyzn, ciała dwóch młodszych wrzucili do rzeki, jedynie pułkownik, ze względu na szacowny wiek, miał pochówek zgodny z plemiennym rytuałem.
CZYJE TO KOŚCI?
Badania antropologiczne wykazały jednak, że i tym razem nie były to kości Percy’ego Harrisona Fawcetta. Wiele lat później (Brian nie mógł o tym wiedzieć, zmarł w 1984 roku) Benedict Allen ponownie dotarł do plemienia Kalapalo, gdzie od wodza o imieniu Vujavi dowiedział się, iż kości, które Boas dał Brianowi Fawcettowi, należały do jego dziadka. Kiedy zaczęło być głośno o zaginionym Angliku, Boas pojawił się w osadzie i poprosił o ekshumację kości najwyższego mieszkańca. Dokument Allena został pokazany przez telewizję BBC w 1999 roku.
DZIWNA PRAWDA
Wydawać by się mogło, że na tym definitywnie zakończą się próby rozwiązania zagadki pułkownika Fawcetta. W końcu 80 lat to szmat czasu. Tymczasem w 2004 roku pojawiła się kolejna rewelacyjna informacja! Wszystkie poszukiwania szły w złym kierunku, prawda jest zupełnie gdzie indziej, prawda jest w kufrze z rodzinnymi pamiątkami – obwieścił „The Guardian”. Co więcej, w przypadku dzielnego pułkownika prawda jest jeszcze dziwniejsza od legendy jego wyprawy.
Faktem jest, że rodzina, najpierw żona, później dzieci, zazdrośnie strzegły listów, dokumentów i notatek, jakie kiedykolwiek wyszły spod ręki pułkownika. Owe skarby spoczywały w zamkniętej na siedem spustów skrzyni i żadna z osób czy instytucji nie dostała zgody na ich przejrzenie.
Rodzina odrzuciła propozycje i starania BBC, wielu znanych dziennikarzy i pisarzy, a nawet kilka hojnych ofert Hollywoodu. Dziwny to upór, czyżby pułkownik i rodzina coś ukrywali?
Pierwszą osobą, która mogła zajrzeć do kufra Fawcetta, był Misha William, reżyser teatralny i telewizyjny. Jeśli wierzyć jego słowom, z rękopisów wynika, że pułkownik Fawcett wyruszając w 1925 r. do Brazylii nie miał zamiaru wrócić do Anglii. Chciał założyć w dżungli wspólnotę wyznaniową, opartą na kulcie swego syna Jacka i elementach modnej wówczas teozofii. William powołuje się na słowa Fawcetta, który napisał do przyjaciela, że Anglicy szybko i bez trudności adaptują się do życia w dżungli. Uważał, że nie ma w tym nic złego – świadczy, że cenią prawdziwe życie. Zdaniem Williama wiele osób chciało pójść w ślady Fawcetta i rozpocząć nową, wolną egzystencję.
UWIODŁA GO SYRENA DŻUNGLI
Wśród dokumentów, listów, notatek reżyser znalazł rysunek bogini, wiecznie młodej, duchowej przewodniczki, sporządzony przez Fawcetta, która uwiodła nie tylko jego samego, ale i wszystkich, którzy poszli w jego ślady. „Bogini to syrena dżungli kusząca białych mężczyzn. To w jej sieci zawikłał się pułkownik” – oświadczył William.
Według niego, rodzina Fawcetta wiedziała o tym od samego początku, zrobiła jednak wszystko, żeby bronić jego dobrego imienia. Młodszy syn pułkownika, pisząc książkę „Exploration Fawcett”, wykorzystał jedynie najbardziej awanturnicze fragmenty opisów sporządzonych przez ojca – prawie 80 procent jego zapisków nigdy nie ujrzało światła dziennego, by nikt nie domyślił się nawet, jakie były plany pułkownika Fawcetta.
Sztuka M. Williama pt. „AmaZonia” została z powodzeniem wystawiona w londyńskim Bridewell Theatre, z podtytułem – czarna komedia. Recenzenci byli łaskawi, a publiczność bawiła się dobrze.
Nowym, odkrytym przez reżysera tropem, ruszył Mark Beken, który wierzy, że tym razem jemu dopisze szczęście i znajdzie ślady pułkownika. Z pewnością nie będzie ostatnim śmiałkiem, który zapragnął rozwiązać zagadkę Percy’ego Harrisona Fawcetta.
Co stało się z pułkownikiem? Najpradopodobniej zginął w dżungli. Miał przeciwko sobie bujną florę, dziką faunę, zabójczy klimat, nieprzyjaznych ludzi. Jeśli jednak wyreżyserował swoje zniknięcie, zrobił to doskonale.