Jeszcze rok temu Annie, 38-letnia prawniczka z Leeds, miała udane małżeństwo. „W pracy było OK, mój mąż to zgodny i kochający człowiek, córeczka chowała się zdrowo. Mieszkaliśmy w pięknym domu, a w weekendy jeździliśmy na wycieczki za miasto. Nie narzekałam” – mówi spokojnie, kiedy rozmawiamy przez telefon. Nie godzi się na podanie nazwiska. „Pół roku temu poznałam Claire, sekretarkę z naszego biura. Była delikatną blondynką. Piękny uśmiech, cudne oczy. Zbliżyłyśmy się do siebie. Na początku myślałam, że to moja duchowa siostra, której nigdy nie miałam” – opowiada. Godziny rozmów przez telefon, nocny czat. Razem na basen i na siłownię, a po pracy do kina i na wino.
W domu przy czteroletniej córce pomagała jej mama. „Kochanie, nie przepracowuj się!” – mówiła z wyrzutem, kiedy Annie coraz później wracała do domu. Jej mąż pracował właśnie nad połączeniem dwóch firm, większość weekendów i tak spędzał w biurze. A ona czuła się jak nastolatka. „Ploteczki, sekrety, wybieranie ciuchów, wspólne wypady do spa… Aż do dnia, kiedy Claire zachorowała, a ja przyniosłam jej zakupy i ciepłą zupę. Leżała w łożku, rozpalona od gorączki. Nie wiem, jak to się stało, ale zaczęłyśmy się całować. To było niesamowite” – opowiada, ściszając głos.
Przez kilka miesięcy walczyła z uczuciami. Kochała męża, ale wiedziała, że zakochała się w Claire. Terapeutka sugerowała, że to kryzys wieku średniego i przepisała antydepresanty. A dziewczyny nie mogły o sobie zapomnieć. „Któregoś dnia zaczęłam grzebać w internecie i znalazłam setki kobiet, które mają podobny dylemat. Zrozumiałam, że po prostu zakochałam się w kobiecie. Tyle”. Mąż na początku myślał, że żartuje. Mama tylko płakała. Rozstajecie się przez kobietę? – nie mogły uwierzyć jej koleżanki. Annie nie jest już z Claire. Za dużo w ich związku było poczucia winy. Teraz spotyka się z inną kobietą. Córka na razie mieszka z ojcem. Po rozwodzie Annie chciałaby, żeby wróciła do niej. „Nie żałuję tamtej decyzji, chociaż skomplikowałam sobie życie. Ale czy byłoby w porządku żyć dalej w takiej półprawdzie?” – pyta.
Wszyscy jesteśmy bi
Feministki od dawna walczyły o rozdzielenie pojęcia seksualności od płci. Kiedy w 1949 roku francuska filozofka Simon de Beauvoir wydała głośną książkę „Druga płeć”, kobiety z dumą powtarzały: „Nikt nie rodzi się kobietą, ale się nią staje”. Kobiecość powoli przestawała być definiowana jako zbiór cech ze słownika. Teraz spodnie noszą obie płcie, a delikatność, spokój, domatorstwo czy opiekuńczość mogą być równie dobrze cechami kobiet jak i mężczyzn. Tam, gdzie feministki odnoszą sukcesy w walce o poprawne rozumienie płci, dylemat mają naukowcy. Badania nad orientacją seksualną ludzi prowadzone są od kilku dekad, a wciąż nie ma odpowiedzi na proste pytanie: jest wrodzona czy nabyta? I czy może się zmienić z powodu życiowych doświadczeń?
W 2010 roku na corocznej konferencji American Psychological Association w San Diego spotkali się naukowcy zajmujący się zjawiskiem tzw. późno zakwitających lesbijek, czyli heteroseksualnych kobiet, które w dojrzałym wieku zmieniły orientację seksualną. Była wśród nich m.in. dr Lisa Diamond, profesor psychologii i gender studies z uniwersytetu w Utah, autorka popularnego ostatnio określenia „płynnej seksualności”. „Dziennikarze zawsze zaczynają rozmowę ze mną od pytania, czy sugeruję, że wszyscy jesteśmy biseksualni. Wcale nie!” – śmieje się Diamond. Jej książka „Seksualna płynność: zrozumienie kobiecej miłości i pożądania” wywołała w 2008 roku sensację.
Diamond od 15 lat przygląda się życiu 79 kobiet, odnotowując wszystkie zmiany, jakie zachodzą w ich związkach, seksualności i życiu rodzinnym. Każda z nich co dwa lata musi opisać się jako osoba hetero-, biseksualna, lesbijka albo wymyślić własną kategorię określającą jej orientację.To, co zauważyła amerykańska badaczka, jest zadziwiające. Po każdych dwu latach 20–30 procent z badanych kobiet zaznaczało u siebie zmiany kategorii seksualnej. Co więcej, na przestrzeni ostatnich 15 lat aż 70 proc. wszystkich badanych co najmniej raz zmieniło przypisaną na początku grupę. „Te zmiany działają często w dwie strony, od hetero- do homoseksualizmu i z powrotem. I to jest właśnie seksualna płynność, która charakteryzuje kobiety i pcha je w stronę nowych erotycznych doświadczeń” – tłumaczy Diamond.
Wyjście z ciasnej szafy
Czy to dlatego, że dorosłe kobiety mają więcej odwagi, żeby po odchowaniu dzieci realizować swoje marzenia i fantazje? „Niektóre z bohaterek mojego badania pamiętają, że podobały im się szkolne koleżanki albo podkochiwały się w nauczycielkach. Ale poznawały obiecujących partnerów, zachodziły w ciążę i życie toczyło się dalej” – opowiada Diamond, sugerując, że późny coming-out w wielu przypadkach wywodzi się ze strachu przed przyznaniem się do prawdy i jest wyjściem z ciasnej szafy konwenansów. Ale nie tylko. Wiele badanych przez nią pań zakochiwało się w kobiecie, przeżywało namiętny romans, a później wracało do mężczyzn. „Jedna kwestia to większa otwartość kobiet na potencjalny związek z osobą tej samej płci.
A druga to fakt, że kobiety zakochują się w konkretnym człowieku i nie patrzą na to, czy jest to kobieta, czy mężczyzna” – przyznaje badaczka. „Kochałam mężczyznę, teraz kocham kobietę. Nie umiem tego wyjaśnić, ale nie czuję się lesbijką. Wydaje mi się, że stare etykietki »homo«, »hetero« i »bi« są już wysłużone” – mówi Brytyjka Sarah Spelling, autorka książek i feministka. Pochodzi z dużej rodziny, w której nie rozmawiało się o potrzebach. Mąż był jej pierwszym chłopakiem, kiedy się rozstali po 12 latach, Sarah zaczęła się spotykać z innym mężczyzną. W tym samym czasie zakochała się w swojej współlokatorce. „To nie był filmowy romans ani prosty coming-out. Raczej godziny rozmów o tym, co się z nami dzieje. Łzy, alkohol i w końcu konstatacja: zakochałam się w kobiecie” – opowiada. Są razem już 23 lata. „To nie był tylko wypad na wyspę Lesbos. Ale też nie czuję się definicyjną lesbijką, więc tak naprawdę nie wiem, czy zmieniłam orientację seksualną…” – tłumaczy.
Lesbijki popkulturowe
Kiedyś tylko kobiety z bogatych, burżuazyjnych domów mogły pozwolić sobie na lesbijskie romanse. Virginia Woolf miała męża i wieloletnią kochankę Vitę Sackville-West, która też była mężatką. W XXI wieku płci pięknej szlaki przecierają bohaterki masowej wyobraźni. Bycie „les” albo chociaż przyznawanie się do biseksualnych tendencji jest na Zachodzie bardzo modne. Sceniczny pocałunek Madonny i Britney Spears przez tygodnie nie schodził z pierwszych stron gazet, a erotyzująca piosenka Katy Perry „I kissed a girl” miesiącami utrzymywała się na szczytach list przebojów. Jednak bardziej niż popkulturowe gwiazdki kobiety przekonują historie znanych „późno zakwitających lesbijek”, np. Cynthii Nixon, Mirandy z serialu „Seks w wielkim mieście”, która po rozstaniu z wykładowcą akademickim Dannym Mozesem związała się z kobietą. Danny i Cynthia nigdy nie wzięli ślubu („Jakoś nie wydawało mi się to na miejscu”), ale mieli dwójkę dzieci. Miłość do Christine Marinoni, działaczki praw człowieka, przyszła nagle. „Nie spodziewałam się, że zakocham się w kobiecie. Ale kiedy tak się stało, nie wydawało się to dziwne” Czy kochałaby Christine, gdyby była facetem? Nie wie…
Bohaterką głośnej lesbijskiej transformacji ostatnich lat jest gwiazda telewizyjnych programów poradniczych Brytyjka Mary Portas. Jeszcze dwa lata temu energetyczna 49-latka była szczęśliwą mężatką z 13-letnim stażem i dwójką dzieci. Ale zakochała się w Melanie Rickey, 12 lat młodszej redaktorce magazynu o modzie „Grazia”. Obie smukłe, świetnie ubrane i kobiece, są za przeczeniem stereotypu nieatrakcyjne lesbijki. Strony magazynów wypełniły zdjęcia z ich ślubu. „Jestem najszczęśliwszą osobą na świecie. Związek z kobietą to cudowny i satysfakcjonujący seks, długie rozmowy i porozumienie bez słów. Jestem kobietą od czterdziestu kilku lat, więc kogo zrozumiem lepiej niż inną kobietę?” – pyta Portas. Aż trudno zaprzeczyć.