Zanieczyszczenia powietrza na tym obszarze są bowiem w przeważającym stopniu powodowane coraz częściej pojawiającymi się rozległymi pożarami. Jak na nieszczęście, to właśnie w tej części kraju są największe i najbardziej zróżnicowane lasy w całych Chinach.
Chińscy naukowcy z Uniwersytetu Pekińskiego postanowili poszukać jednak źródła takiego stanu rzeczy. W najnowszym artykule opublikowanym w periodyku naukowym Geophysical Research Letters wskazują na bezpośrednie źródło zwiększonej liczby pożarów w tym rejonie Chin. Dzięki zaawansowanym modelom klimatu i zbieranym na przestrzeni czterdziestu lat danym obserwacyjnym udało się owo źródło znaleźć tysiące kilometrów dalej.
Co ma Arktyka do Chin?
Autorzy artykułu przekonują, że coraz częstsze pożary lasów w północno-wschodnich Chinach spowodowane są zmniejszaniem się ilości lodu wodnego na Morzu Beringa, czyli w północnej części Oceanu Spokojnego.
To z pewnością bardzo niepokojący sygnał, bowiem jakby nie patrzeć zmiany klimatyczne zachodzące w skali globalnej powodują stałe zmniejszanie się ilości lodu morskiego zarówno w Arktyce, jak i wokół Antarktydy i tego trendu w sposób łatwy nie da się zatrzymać. Więcej, nie wiadomo, czy nawet przy zaangażowaniu wszystkich zasobów i ograniczeniu emisji gazów cieplarnianych do zera, proces ten uległby zatrzymaniu. Skoro zatem istnieje związek między zmniejszaniem pokrywy lodowej a liczbą pożarów w Chinach, to sytuacja pożarowa w Chinach będzie się pogarszać w najbliższych latach.
Czytaj także: Chiny wreszcie z nową polityką klimatyczną? Co się zmieni?
Jak to wszystko działa? Promieniowanie słoneczne padające na regiony okołobiegunowe może albo odbijać się od białego lodu morskiego i uciekać z powrotem w przestrzeń kosmiczną, albo może być pochłonięte przez ciemną wodę morską, na której lodu nie ma. Im mniej jest lodu, tym więcej promieniowania słonecznego pochłaniane jest przez wodę. Im więcej promieniowania zostanie na Ziemi, tym skuteczniej ogrzeje wodę i otoczenie. Im cieplejsze będzie otoczenie, tym mniej lodu będzie powstawało. Można zatem powiedzieć, że mamy do czynienia z samonapędzającym się procesem, który w końcu może doprowadzić do całkowitego zniknięcia lodu morskiego w Arktyce.
To jednak dopiero połowa problemu. Mniejsza różnica temperatur między Arktyką a niższymi szerokościami geograficznymi prowadzi do osłabienia polarnego prądu strumieniowego a tym samym do osłabienia uskoku wiatru. To z kolei prowadzi do zmniejszenia pionowego ruchu mas powietrza w atmosferze nad północno-wschodnimi Chinami, a w konsekwencji do zmniejszenia prawdopodobieństwa tworzenia się chmur i opadów.
Czytaj także: Tajemnicze miasto w Chinach. Dlaczego upadła „Wenecja epoki kamiennej”?
Resztę można zasadniczo wydedukować sobie samemu. Mniej chmur i opadów to suche powietrze. Co więcej, wiatry o większej prędkości w tym rejonie chin prowadzą najczęściej do powstawania ośrodków wysokiego ciśnienia, w których masy powietrza poruszają się w dół ku powierzchni Ziemi. Mamy zatem gorące i suche powietrze, które znacząco zwiększa ryzyko pożaru oraz silny wiatr, który szybko taki pożar może rozprzestrzenić na dużym obszarze.
Sytuacja jest zatem poważna. Prognozy wskazują wyraźnie, że pokrywa lodowa na Morzu Beringa będzie z roku na rok coraz mniejsza, a to będzie się przekładało na coraz liczniejsze pożary w Chinach. Prognozy długoterminowe mówią, że już w 2050 roku w miesiącach letnich na Morzu Beringa w ogóle nie będzie lodu morskiego. Można tylko zgadywać, co to będzie oznaczało dla Chin, z pewnością jednak nie będzie to nic dobrego i już teraz trzeba pracować nad środkami zaradczymi.