Gdy w marcu 2009 roku rozpoczęła się misja (w założeniu ponad trzyletnia, dociągnięto ją do 2018 roku) tego instrumentu do badań kosmosu, naukowcy z NASA liczyli na znalezienie odpowiedzi na jedno z ważniejszych pytań stojących przed naszą cywilizacją: czy są we wszechświecie jakieś inne miejsca, gdzie człowiek mógłby się osiedlić?
Możliwości techniczne Keplera wykorzystano do obserwacji 150 tys. gwiazd na skrawku nieba położonym na Drodze Mlecznej. Szukano wahnięć jasności świecenia oznaczających, że między gwiazdą a obserwatorem przeszła jakaś planeta.
Gdy dwa lata temu teleskop z braku paliwa przeszedł na emeryturę, w bazie danych znalazło się 4 tys. światów-kandydatów na Ziemię II, ale żaden nie wykazywał śladów życia. Inna sprawa, że ciężko zbadać dokładnie coś tak odległego.
Ekstrapolując dane z uzyskane z niewielkiego wycinka nieba obserwowanego z pomocą instrumentu Keplera osiągnięto oszałamiającą liczbę miliardów egzoplanet istniejących w naszej galaktyce. Pozostawało pytanie, czy w tym tłumie znajdują się miejsca możliwe do zasiedlenia przez człowieka.
Poszukiwana wartość określana jako ηE (eta-Earth) jest liczbą planet orbitujących wokół gwiazdy pokroju naszego Słońca pozostających w odpowiedniej odległości, by woda mogła utrzymywać się na powierzchni w stanie płynnym, a temperatura nad powierzchnią pozwalała na utrzymanie się życia (nie za ciepło, nie za zimno).
Ostatnie dwa lata 44 astronomów pod kierunkiem Steve’a Brysona z należącego do NASA Centrum Badawczego im. Josepha Amesa przekopywało się przez stosy liczb szukając konkretów. W końcu udało się, czytamy w informacji prasowej. Efekt pracy zespołu Brysona został przyjęty do publikacji w czasopiśmie ”Astronomical Journal”.
Naukowcy policzyli, że średnio połowa gwiazd o masie słonecznej zbliżonej do 1 i jasności analogicznej do świecenia naszej gwiazdy ma skaliste planety na orbitach pozwalających na utrzymanie się życia.
Jak szacuje NASA, w naszej galaktyce jest przynajmniej 100 mld gwiazd, z czego 4 mld z nich ma masę zbliżoną do Słońca. Jeżeli tylko 7 proc. z tej “garstki” ma planety nadające się do zasiedlenia, liczbę potencjalnych kandydatów na Ziemię II określa się na 300 mln. A cały czas mówimy tu tylko o Drodze Mlecznej.
Z tych 300 milionów 4 interesujące nas planety mogą znajdować się nawet całkiem blisko (jak na kosmiczne standardy), bo w zasięgu 30 lat świetlnych od Słońca, z czego najbliższa nawet 20 lat świetlnych.
To wynik osiągnięty przy maksymalnie bezpiecznych szacunkach, gdy badacze NASA założyli, że tylko 7 proc. gwiazd przypominających budową Słońce ma wokół siebie potencjalnie dające się skolonizować światy. Jednak przy wspomnianych 50 proc., które astronomowie podają jako średnią możliwą wartość, byłoby ich znacznie więcej.
– Misja Keplera już wcześniej pokazała nam, że istnieją miliardy planet. Teraz jednak wiemy, że spora część z nich może być skalista i nadająca do życia. Nasze wyliczenia dalekie są od ostatecznych, a woda na powierzchni tylko jednym z czynników wspierających życie. Niemniej, niezwykle ekscytujące jest dla nas, że z tak dużą precyzją i dużą pewnością nasze kalkulacje pokazały aż tyle światów potencjalnie zdolnych podtrzymać życie – powiedział Steve Bryson, główny autor badania.