A gdyby rozumieli ludzką mowę, to prawdopodobnie by nas wyśmiali. Wystarczy wspomnieć, że w okresie od mniej więcej 234 do 232 milionów lat temu padał deszcz. I to bez przerwy. Opisywane wydarzenia miały miejsce w czasie tzw. CPE (Carnian Pluvial Event) i, jak można się domyślić, znacząco wpłynęły na funkcjonowanie ziemskiej fauny i flory.
Czytaj też: Dlaczego morza i oceany są słone?
O tym, że tak niezwykłe zjawiska w ogóle zaszły, naukowcy dowiedzieli się w latach 70. i 80. ubiegłego wieku. Przełomowe okazały się badania warstw osadowych w Alpach i Wielkiej Brytanii. Dwa osobne zespoły doszły do podobnych wniosków: nieco ponad 230 milionów lat temu miał miejsce trwający od jednego do dwóch milionów lat okres, w którym Ziemia doświadczała nieustannych opadów deszczu.
Co więcej, wydaje się, iż w konsekwencji tych wydarzeń mogła wzrosnąć liczebność oraz różnorodność dinozaurów, zapewniając im później długą dominację na naszej planecie. Zakończyło ją dopiero uderzenie asteroidy sprzed około 66 milionów lat. Bez względu na to, czy dinozaury były ewolucyjnie przystosowane do dalszego pozostawania na szczycie łańcucha pokarmowego (część naukowców ma co do tego wątpliwości) może się okazać, że CPE zapoczątkowało złoty okres w historii istnienia tych zwierząt, a kosmiczna skała, która utworzyła krater Chixculub, go zakończyła.
Deszcz padający w okresie od 234 do 232 milionów lat temu mógł być powiązany z silnymi erupcjami wulkanów
Ale skąd w ogóle wzięły się tak potężne opady? Wśród potencjalnych kandydatów na winowajcę wymienia się przede wszystkim wulkany położone na terenie rozciągającym się od południowo-środkowej Alaski do wybrzeża Kolumbii Brytyjskiej. Tamtejsze wydarzenia mogły doprowadzić do silnego wzrostu wilgotności na całym świecie, co z kolei stworzyło warunki sprzyjające występowaniu deszczu.
Badałem geochemiczną sygnaturę erupcji kilka lat temu i zidentyfikowałem pewne masywne skutki dla atmosfery na całym świecie. Erupcje były tak ogromne, że pompowały ogromne ilości gazów cieplarnianych, takich jak dwutlenek węgla i nastąpiły skoki globalnego ocieplenia. wyjaśniał Jacopo Dal Corso
Czytaj też: Skuteczniej przewidujemy burze, lecz z tornadami jest znacznie trudniej. Skąd te problemy?
W czasach, gdy wszystkie ziemskie lądy tworzyły jeden superkontynent zwany Pangeą, na naszej planecie występowały już monsuny. Pojawiają się one, gdy wilgotne powietrze znad mórz i oceanów trafia nad lądy, gdzie dochodzi do jego ochładzania. To z kolei sprzyja skraplaniu wilgoci i rozpoczynaniu opadów. Jako że ówczesne zbiorniki nagrzewały się znacznie bardziej niż obecnie, to i wilgoci zbierało się więcej. To z kolei przekładało się na odpowiednio silniejsze i dłuższe ulewy.
W myśl zasady, że co za dużo to niezdrowo, możemy sobie wyobrazić, iż okres ten wcale nie był idealny do życia. Pomijając absurdalne ilości wody spadającej z nieba, należy wspomnieć o tym, iż deszcze te były wysoce zakwaszone za sprawą gazów wyrzuconych do atmosfery w wyniku erupcji wulkanów. Dinozaury najwyraźniej skorzystały z luki powstałej po tym, jak wcześniejsi mieszkańcy Ziemi musieli uznać wyższość trwającego dwa miliony lat deszczu.