Wiceministra Piechna-Więckiewicz wskazuje na przykład Norwegii, gdzie podejście do kwestii smartfonów w szkołach jest bardziej rygorystyczne. W norweskich podstawówkach zakazano ich używania zarówno podczas lekcji, jak i na przerwach. W starszych klasach ograniczenia są nieco łagodniejsze, a w szkołach średnich telefony są zakazane jedynie w trakcie zajęć. Norweskie władze podkreślają, że smartfony negatywnie wpływają na koncentrację i motywację do nauki.
MEN: szkoła to nie eksperyment
Ministerstwo Edukacji Narodowej nie ukrywa, że temat używania smartfonów przez uczniów wymaga poważnej, merytorycznej debaty. „Szkoła to nie eksperyment” – mówi wiceministra Piechna-Więckiewicz, podkreślając, że potrzebna jest dyskusja z udziałem wszystkich zainteresowanych stron: nauczycieli, rodziców oraz samych uczniów. MEN zamierza zostawić szkołom autonomię w podejmowaniu decyzji, ale chce też przygotować wskazówki, na których mogłyby bazować regulaminy szkolne.
Debata nad regulacją używania smartfonów w szkołach to jednak nie tylko kwestia analizy ich wpływu na edukację i rozwój młodzieży. To także pytanie o autonomię placówek oświatowych i o granice odpowiedzialności rodziców oraz nauczycieli. Jak daleko powinniśmy się posunąć w ograniczaniu dostępu do nowych technologii, a gdzie powinniśmy je wykorzystywać do wspierania edukacji? To pytania, na które odpowiedzi wciąż brakuje.
Mam mieszane uczucia na temat regulacji używania smartfonów w szkołach. Z jednej strony, widzę ogromne korzyści płynące z odpowiedniego wykorzystania technologii w edukacji – dostęp do informacji, aplikacji edukacyjnych czy możliwość rozwijania umiejętności cyfrowych to coś, czego nie można lekceważyć. Z drugiej strony, nadmierne używanie smartfonów może rzeczywiście wpływać negatywnie na koncentrację uczniów i ich relacje społeczne. Moim zdaniem, kluczowa jest równowaga – nie zakazy, ale mądre i świadome podejście do tego, jak korzystamy z technologii w szkole.