W XV w. o wpływy na Wołoszczyźnie rywalizowały sąsiednie mocarstwa: Węgry i Imperium Osmańskie. Wołoscy władcy, starający się o niezależność, szukali wsparcia także w niedalekiej Polsce. Wykorzystywali również swoje powiązania z hospodarami mołdawskimi oraz posiłkowali się Seklerami i Sasami z węgierskiego Siedmiogrodu. Nic dziwnego, że w tej plątaninie związków i interesów często dochodziło do zmiany sojuszników, a także… wołoskich władców.
W takich okolicznościach w 1436 r. tron przejął Wład II, zwany Drakulem – czyli smokiem lub diabłem. Pięć lat wcześniej urodził mu się syn, późniejszy Wład III Drakula – syn smoka lub syn diabła. Ten sam, który do historii Europy przeszedł jako Palownik, ze względu na masowe nabijanie wrogów na pal. I ten sam, który w historii literatury zapisał się jako prototyp najsłynniejszego wampira wszech czasów. Co ciekawe, w żyłach Drakulów krążyło prawdopodobnie trochę krwi Jagiellonów!
Wład II Drakul był synem wołoskiego władcy Mirczy Starego. Nie wiadomo tylko, czy nieślubnym, czy z drugiego małżeństwa. Prof. Jan Tęgowski wysunął hipotezę, że drugą żoną Mirczy była Ryngałła (Anna) – siostra księcia Witolda i stryjeczna siostra króla Władysława Jagiełły. Wład II Drakul mógł więc być synem Mirczy i Ryngałły. Wówczas Drakulów łączyłyby więzy krwi z Giedyminowiczami – litewską dynastią, której odłamem byli Jagiellonowie!
Jak pisze prof. Ilona Czamańska, kierownik Zakładu Bałkanistyki Instytutu Historii Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu i autorka książek na temat historii Wołoszczyzny, hipoteza prof. Tęgowskiego znalazła pewne potwierdzenie. W jednym z serbskich monasterów w Kosowie znaleziono bowiem portret Mirczy z żoną o imieniu Anna. „Związek dynastyczny Włada II Drakula z Giedyminowiczami uważam za prawdopodobny. Brak jednak bliższych informacji, na czym polegał” – wyjaśnia prof. Czamańska „Focusowi Historia”. Może to właśnie ze względu na owe tajemnicze więzy krwi Wład II Drakul szukał protektora we Władysławie Jagielle? I może ze względu na te koneksje znalazł się w elitarnym zakonie rycerskim, od którego wziął groźny przydomek?
SMOK U BOKU WŁADYSŁAWA I WITOLDA
W 1408 r. król Węgier Zygmunt Luksemburczyk założył Zakon Smoka, mający walczyć z niewiernymi w obronie chrześcijańskiej Europy. Pośród europejskich władców, należących do tego zakonu (w tym ponoć Władysława Jagiełły), znalazł się i Wład II Drakul, co z pewnością było dla niego dużym wyróżnieniem.
Jan Długosz w „Dziejów polskich ksiąg dwanaście” wspomina, że do elitarnej organizacji werbowano też inną ważną personę – litewskiego księcia Witolda. „Godłem zaś rzeczonego towarzystwa był smok w okrąg zwinięty, głowę mający z ogonem splecioną, z paszczy otwartej płomieniem ziejący, a na grzbiecie krwawym krzyżem naznaczony” – pisał Długosz. To właśnie ze względu na zakonne insygnia Wład II wybrał przydomek Draco, po łacinie smok. Pech chciał, że po dodaniu rumuńskiej końcówki -ul otrzymano słowo Drakul, co znaczyło… diabeł.
Żywot Zakonu Smoka był krótki. Już w latach 40. XV w. zaczął podupadać. „Zakon Smoka rzeczywiście podupadł po śmierci Zygmunta Luksemburczyka (1437 r.). Zachowały się jednak pewne informacje, np. na temat obowiązującego stroju, wskazujące na jego istnienie jeszcze w czasach króla Węgier Macieja Korwina” – wyjaśnia prof. Czamańska. Powstaje oczywiście pytanie, czy również Wład III dostąpił zaszczytu wstąpienia do Zakonu Smoka. Są badacze, którzy w to wierzą, ale prof. Czamańska podkreśla, że „na temat przynależności do niego Palownika nie ma żadnych źródeł”. Tak czy owak, i bez zakonnego płaszcza Wład III aż za dobrze poznał w praktyce, jak wygląda walka z niewiernymi.
Z POLSKIM KRÓLEM
Jako chłopiec Drakula trafił wraz z młodszym bratem Radu do tureckiej niewoli. Byli zakładnikami na dworze sułtana. Taką cenę musiał zapłacić Wład II Drakul za pokój z Turcją i rządy na Wołoszczyźnie. To ponoć właśnie w tureckiej niewoli Drakula na własne oczy oglądał różne przejawy okrucieństwa, które potem weszły mu w krew. To także wówczas śmiertelnie znienawidził swoich ciemiężycieli.
Tymczasem Wład II znalazł się w potrzasku. Wbrew złożonej Zakonowi Smoka przysiędze obiecał sułtanowi nie walczyć z Turkami. Nie miał zamiaru wykrwawić Wołoszczyzny na śmierć i ryzykować życiem dwóch synów. Tymczasem przeciw Turcji ruszyła wielka wyprawa króla Polski i Węgier Władysława III (Warneńczyka) oraz wojewody siedmiogrodzkiego Jana Hunyadyego. Kiedy wojska chrześcijańskie maszerowały w 1444 r. pod Warnę, przybył do nich Wład II Drakul ze swoimi siłami. Stwierdził, że wyprawa nie ma szans powodzenia. Pozostawił więc jedynie kilka tysięcy jazdy pod dowództwem swojego trzeciego, najstarszego syna – Mirczy. Liczył, że dzięki temu Wołoszczyzna nie zostanie wciągnięta do wojny, a on zachowa twarz. Udzielił też monarsze ostrzeżenia, o którym wspomina w „Historii o królu Władysławie” Filip Kallimach.
Wołoski władca wytknął Władysławowi III, że sułtan jedzie na polowanie z liczniejszą świtą niż król Polski i Węgier na wojnę. Młodemu władcy trudno jednak było cokolwiek wyperswadować. „Jakże pożyteczna była rada Drakula! Gdybyż jej usłuchano!” – wzdychał kronikarz. Stało się jednak inaczej. Chrześcijańskie rycerstwo poniosło klęskę, Władysław III poległ, a niedobitki armii znalazły schronienie właśnie na Wołoszczyźnie. Syn Włada II Mircza dzielnie walczył, ale musiał ustąpić, gdy sułtan zagroził zabiciem obu jego braci. Wskutek intryg, inspirowanych przez Węgrów, Wład II i Mircza zginęli w 1447 r., zamordowani przez wołoskich bojarów. W ciągu kilku lat nastoletni jeszcze Wład III Drakula przeżył więc niekończącą się traumę.
W Turcji los młodzieńca wisiał na włosku. Potem stracił ojca i starszego brata. Nauczył się ostrożności w stosunkach z wołoskimi bojarami i znienawidził Turków. Ale to właśnie ci ostatni, obawiając się wzrostu węgierskich wpływów na Wołoszczyźnie, pomogli mu zdobyć tron po ojcu w 1448 r., odsuwając od niego Władysława II Dana. Na krótko. Z węgierskim poparciem konkurent wygnał Drakulę. Kilka kolejnych lat Wład III przebywał na wygnaniu w Mołdawii. Tam poznał następcę tronu Stefana, z którym potem wzajemnie się wspierali. A w 1456 r. pogodził się z Węgrami i znów objął wołoski tron. Miał 25 lat i niezwykłą determinację.
NARODZINY PALOWNIKA
Siłę tej determinacji miały ukazywać tysiące pali przeznaczonych dla wrogów. Przy tej liczbie blednie nawet kaźń sienkiewiczowskiego Azji Tuhajbejowicza. Na Wołoszczyźnie zapanował terror. Drakula kazał nabijać na pal krnąbrnych bojarów i zbuntowanych mieszczan. Gnębił Sasów z sąsiedniego Siedmiogrodu. Bezwzględnie karał niewierne żony i pospolitych przestępców. Dbał też, aby rywale do tronu nie wzmocnili się. W tym celu lawirował na arenie międzynarodowej. A na świecie działo się dużo. W 1453 r. sułtan Mehmed II zdobył Konstantynopol i wyciągał ręce po więcej.
Ale Drakula, licząc na węgierskich sojuszników, grał bardzo ostro. Nie bał się Turcji. W 1459 r. nie tylko odmówił płacenia haraczu sułtanowi, ale też ponabijał na pal jego posłów i najechał turecką granicę. W odwecie w 1462 r. Turcy zaatakowali Wołoszczyznę. Podczas okrutnej wojny obronnej Wład III stosował taktykę spalonej ziemi. Świadom dysproporcji między swoją armią a wojskiem sułtana, atakował niespodziewanie i łamał morale przeciwnika. Pod stolicą Wołoszczyzny Tîrgovişte Mehmed II ujrzał las pali, na które ponabijano tureckich jeńców. Dumny i wyrafinowany sułtan miał dosyć. Stwierdził, że nie da się zabrać ziemi człowiekowi zdolnemu do tak nieludzkich czynów. Zarządził odwrót.
Czego sułtan nie zdobył mieczem, osiągnął przy pomocy brata Palownika. Radu, który cieszył się ponoć „szczególnymi względami” sułtana, zaczął podburzać wołoską szlachtę. Wybuchła wojna domowa. Mimo wsparcia hospodara mołdawskiego Stefana III, Palownik musiał wycofać się do węgierskiego Siedmiogrodu. Tam czekał na pomoc od króla Węgier Macieja Korwina (syna wojewody Jana). Bez efektu. Tymczasem Radu umocnił swoją władzę i zaoferował mediację w turecko- węgierskich sporach. Mający kłopoty Korwin przyjął tę ofertę. W tym momencie Palownik stał się dla niego zbędny. Wylądował w więzieniu pod – zapewne sfingowanym – zarzutem… spiskowania z Turkami.
BARWY PROPAGANDY
Dopóki Palownik katował muzułmanów, był dla europejskich mocarstw cennym sojusznikiem. Nikt nie wypominał mu okrucieństwa. O zaprowadzonym przez niego terrorze przypomniano sobie dopiero wtedy, gdy stał się zbędnym balastem. Już w 1463 roku ukazała się po niemiecku szokująca „Historia wojewody Drakuli”. Z czasem zaczęły pojawiać się kolejne pamflety. Kryli się za nimi ówcześni przeciwnicy Palownika: Korwin, któremu stał się niepotrzebny, i niemieckojęzyczni Sasi z Siedmiogrodu, którzy nie zapomnieli uczynionych im krzywd.
Działo się tak aż do 1475 r., kiedy to po śmierci Radu Węgrzy zrazili się do jego protureckiego następcy. Postanowili wymienić go na starego wypróbowanego Włada III. Drakula, niczym spuszczony z łańcucha, znów siał terror. Prasę miał jednak niezłą. Ten sam Korwin, który zrobił z niego zdrajcę i zbrodniarza, teraz nazywał go w liście do papieża „nadzwyczajnym wojownikiem”.
Jak wskazuje prof. Czamańska, różnicę między Drakulą historycznym a Drakulą z pamfletów widział już Adam Mickiewicz. Podczas wykładów w College de France mówił o rosyjskich opowieściach o tym władcy: „Ten Draguła, niby wojewoda wołoski (bo chociaż byli na Wołoszczyźnie wojewodowie tego nazwiska, bohater niniejszy wszakże jest osobą zmyśloną zupełnie) wyobraża księcia, jaki odpowiadał ówczesnym pojęciom, życzeniom i nadziejom ludu. Miał on być potężny, szanowany i sprawiedliwy. (…) Jedynym środkiem na wszystko jest u niego śmierć. Jeżeli zdarzy mu się zły sędzia, każe go obedrzeć ze skóry; jeżeli spotka kobietę niechlujną, każe wrzucić ją do rzeki; jeżeli znajdzie gospodynię leniwą, każe jej wyłupić oczy i przykuć ją do żaren, żeby całe życie obracała kamień. Wszystkie te sposoby autorowi powieści zdają się być bardzo słuszne i dowcipne”. Ostateczny kres harcom Palownika położyła armia turecka, która wkroczyła na Wołoszczyznę w 1476 r. Wtedy, jak pisał Długosz, „Drakuła od jednego ze swych niewolników zdradziecko został zabity”. Głowę Włada III zabalsamowano i zawieziono jako trofeum sułtanowi.
Legenda żyła jednak dalej. Mnożyły się opowieści o czasach mrocznego hospodara. W jednej z nich główną rolę odgrywał pewien poseł polskiego pochodzenia. Kiedy przybył na dwór Drakuli, ten wskazał mu wysoki pozłacany pal i zapytał, czy wie, na kogo czeka. Poseł odpowiedział, że zapewne na jakiegoś możnego, któremu władca chce zgotować bardziej zaszczytną śmierć. Drakula stwierdził wtedy, że to ambasador jest owym „możnym” i pal czeka właśnie na niego. Niezrażony poseł odparł, że jeśli faktycznie popełnił jakąś zbrodnię, to sam jest temu winien i niech władca czyni, co do niego należy. Swoją odpowiedzią na tyle ukontentował Drakulę, że ten nie tylko nic mu nie zrobił, ale jeszcze bogato obdarował za umiejętność rozmowy z wielkimi tego świata…
Historia ta prawdopodobnie zdarzyła się w 1458 r., a jej bohaterem miał być jakiś tajemniczy Benedykt de Boythor (Boithor). Wysłał go z misją dyplomatyczną do Włada III król Węgier Maciej Korwin. Jak przekazała rosyjska „Opowieść o wojewodzie Drakuli”, węgierski ambasador był szlachcicem polskiego pochodzenia! Prof. Czamańska podkreśla jednak, że nie wiadomo, jaki jest związek legendy z rzeczywistością. „Dopóki nie znajdzie jakiegokolwiek potwierdzenia źródłowego, wszystko pozostaje w sferze spekulacji” – mówi. Pospekulujmy więc…
Jan Długosz o Zakonie Smoka
„Kiedy Witołd z posłami królowskimi naradzał się w Wołkowysku, przybył do niego rycerz Austryacki Leonard, wysłany od Zygmunta króla Rzymskiego i Węgierskiego, który mu przywiózł godła i ozdoby jego towarzystwa, opisanego pewnemi ustawami. Ktokolwiek je przyjmował, obowięzywał się przysięgą do ich zachowania. Te zaś ustawy zastrzegały, aby jeden drugiego tak w szczęściu jako i nieszczęściu i w żadnej zgoła kolei nie opuszczał. Godłem zaś rzeczonego towarzystwa był smok w okrąg zwinięty, głowę mający z ogonem splecioną, z paszczy otwartej płomieniem ziejący, a na grzbiecie krwawym krzyżem naznaczony, nad którym unosił się krzyż promienisty z napisem we środku: »O! jakże Bóg miłosiernym jest, sprawiedliwym i łaskawym!«. Godła te w obecności posłów królewskich doręczono Witołdowi jako znak przystąpienia do związku”.
NAJEMNIK, MUŻYŁO CZY BATORY?
Być może „naszym” posłem był jeden z polskich rycerzy Korwina, przybyły z Buituri (Boythor), czyli z Hunedoary – rodowego gniazda Hunyadych? Długosz wspomina o 5 tys. zaciężnego polskiego rycerstwa, które w 1457 r. wspierało Korwina. Zdaniem historyków Polacy robili to chętnie, bo pretendent płacił sowicie. Niestety, nikt nie znalazł wśród tych rycerzy pierwowzoru tajemniczego ambasadora.
„Oczywiście odnalezienie Polaka na służbie węgierskiej, który posłował do Włada III, byłoby mocnym argumentem za prawdziwym podłożem legendy. Jedynym znanym mi zanotowanym posłem polskim do Palownika był Mużyło Buczacki” – zaznacza prof. Czamańska. Buczaccy grali wówczas pierwsze skrzypce na Podolu. Rodzina miała powiązania również z Węgrami. Ale z tego, co wiadomo historykom, Mużyło z Buczacza odwiedził Włada III dopiero w 1461 r.
A może powiązania polsko-węgierskie w osobie tajemniczego Benedykta de Boythor (Boithor) zostały odnotowane przez kronikarzy, bo rzucały się w oczy, ale w rzeczywistości chodziło o coś innego niż „polskie pochodzenie”? Może doszło przy tym do błędu w pisowni nazwiska? Takie rzeczy się zdarzały. Może nie chodziło o posła de Boithor, lecz de Bathor, czyli kogoś z rodu Batorych? Nie zachowały się z tego czasu informacje o żadnym Benedykcie Batorym, ale nie brakowało innych. Na przykład Władysław był królewskim szefem służby i żupanem, zajmującym się w imieniu Korwina ziemiami w Siedmiogrodzie i okolicach.
Z kolei Mikołaj był biskupem, Stefan – wojewodą transylwańskim, Andrzej – marszałkiem. Z Polską łączyła ich rzecz bardzo istotna. Ich ojciec Stefan był chorążym Władysława Warneńczyka i zginął wraz z królem. „Zła pisownia nazwisk i pomyłka dwóch osób oczywiście zawsze są możliwe, ale bez dodatkowych źródeł i tak wszystko pozostaje w sferze hipotezy” – przypomina jednak prof. Czamańska.
Jest jeszcze jedna możliwość. Opowieść o pośle może w rzeczywistości odnosić się do czasów, gdy rządził Wład II Drakul. Na dworze króla Węgier przebywało wówczas wielu Polaków, również w służbie dyplomatycznej. Oczywiście, można też włożyć całą opowieść między bajki. Ale pamiętajmy, że literackiego Drakulę ze słynnej powieści Brama Stokera z 1897 r. też uważano kiedyś za postać całkowicie zmyśloną. Dopiero po latach udowodniono, że nawiązywała do postaci historycznej.
Drakula, z którego kultura masowa uczyniła groteskowego upiora, doczekał się po latach swoistej rehabilitacji. W pięćsetlecie jego śmierci uczczono go w Rumunii jako narodowego bohatera. Trafił nawet na pocztówki i znaczki. Szkoda tylko, że kontrowersyjnego władcę zrehabilitowano za sprawą komunistycznego dyktatora Nicolae Ceauşescu – „geniusza Karpat”, samego przezywanego Drakulą.