Grzegorz W. pracował w prawie 70 niemieckich domach, lecz w wielu z nich nie zagościł dłużej niż kilka dni, ponieważ miał skłonności do okradania swoich podopiecznych oraz ich rodzin i wielokrotnie został na tym przyłapany. Sześć osób, którymi się “opiekował” nie miała jednak takiego szczęścia, że mężczyzna szybko zniknął z ich domów, ponieważ z zimną krwią wstrzyknął im śmiertelną dawkę insuliny.
Kim jest Grzegorz W.?
Zanim Grzegorz W. postanowił zrobić karierę w Niemczech, był w Polsce karany więzieniem za kradzieże i oszustwa. Po wyjściu na wolność zapisał się na 120-godzinny kurs przygotowujący do wykonywania zawodu opiekuna, jednak od samego początku jego motywacją nie była pomoc starszym osobom, lecz dostęp do ich majątku. W aktach sprawy pojawiły się cytaty mężczyzny, mówiące, że „bogatym Niemcom trzeba kraść ich euro”, W. podkreślał w nich też, że „forsa jest najważniejsza, bo bez niej umrze”.
38-latek dostawał zlecenia od polskich firm, które pośredniczą w wysyłaniu wykwalifikowanych opiekunów osób starszych do Niemiec. Świadkowie podają, że pierwsze spotkanie z mężczyzną było szokiem – zarówno spowodowanym jego wyglądem, jak i pasywno-agresywnym zachowaniem. W mowie oskarżycielskiej prokuratura opisała, że zawsze wyglądał on bardzo niedbale – na tyle niedbale, że w wielu przypadkach już na wstępnie rezygnowano ze współpracy z mężczyzną.
Opiekun jak z horroru
Tam, gdzie udało mu się jednak zahaczyć na dłużej, bardzo złe pierwsze wrażenie niemal od razu potwierdzało się w praktyce. Akta sprawy mówią, że ubliżał swoim podopiecznym, odmawiał wstawania do nich w środku nocy (podawał im silne środki nasenne i wyłączał budzik, żeby mógł się wyspać), do tego zamiast papieru toaletowego używał chusteczek higienicznych, które potem rozrzucał po całej łazienki, a także opróżniał lodówki i kradł wszystko, co wpadło mu w ręce.
Takie zachowania sprawiały, że rodziny próbowały jak najszybciej zmienić opiekuna, chociaż zdarzało się, że i on sam po kilku dniach rezygnował ze współpracy – prawdopodobnie wtedy, kiedy wpadały mu w ręce na tyle dobre łupy, że mógł sobie na to pozwolić. Jednak w kilku przypadkach żaden z tych scenariuszy nie miał miejsca – Grzegorz W., który choruje na cukrzycę i na co dzień przyjmuje insulinę, wstrzykiwał śmiertelną dawkę tej substancji swoim podopiecznym, w wyniku czego zamordował 6 osób i niemal zamordował kilka kolejnych, którym ostatecznie udało się przeżyć.
Dożywocie bez możliwości zwolnienia warunkowego
Seria morderstw z jego ręki miała miejsce w ciągu zaledwie dziesięciu miesięcy (kwiecień 2017 – luty 2018), jednak dotychczas prokuratura zdołała udowodnić mu jedynie trzy z nich, wycofując pozostałe trzy ze względu niewystarczającą ilość dowodów. Nie wpłynęło to jednak na żądania oskarżycieli, by bezduszny morderca dostał karę dożywocia w izolacji, czyli najwyższego wymiaru kary w Niemczech. I taki wyrok też zapadł – sąd uznał, że Grzegorz W. jest winny potrójnego zabójstwa, próby zabójstwa i innych czynów, a obok orzeczenia dożywocia nakazano umieszczenie sprawcy w szpitalu psychiatrycznym. Wina mężczyzny została oznaczona kategorią ciężką, a więc przedterminowe zwolnienie go z więzienia jest praktycznie wykluczone.
Podczas procesu Polak odmówił składania zeznań przed sądem, ale zdobył się na przeprosiny dla rodzin swoich ofiar. “To, co zrobiłem jest niezwykle brutalne i brutalne pozostanie” – powiedział.