Polska energetyka, przez część ekspertów uznawana za skansen, w ogromnej mierze oparta jest na węglu. Śledząc doniesienia ze świata, łatwo dojść do wniosku, że utrzymanie tego stanu jest niemożliwe z przyczyn ekonomicznych, ekologicznych i politycznych. Państwa rozwinięte odchodzą od spalania paliw kopalnych i skupiają się na odnawialnych źródłach energii (OZE). A Polska aspiruje przecież do tego grona – pojawiły się konkretne zapowiedzi dotyczące całkowitego odejścia od węgla i pokaźnego udziału OZE w rodzimym miksie energetycznym.
Transformacja energetyki wymaga m.in. rozwoju rynku prosumenckiego. Oznacza to po prostu, że prąd będzie wytwarzany także przez samych konsumentów – np. gospodarstwa domowe. Trudno wyobrazić sobie na razie przydomowe elektrownie wodne albo wiatrowe na masową skalę, ale inaczej wygląda to w przypadku fotowoltaiki. Docelowo mikroinstalacje mogą działać na milionach polskich dachów. Część Polaków wciąż patrzy na to jednak krytycznie. Głównie za sprawą mitów, z którymi trzeba się rozprawić.
Mit 1: Fotowoltaika sprawdzi się w Grecji czy Hiszpanii, ale nie w Polsce
Dawno minęły czasy, gdy panele słoneczne na dachach czy w ogrodach Polacy widywali tylko podczas wyjazdów wakacyjnych nad Morze Śródziemne. Mikroinstalacje stały się istotnym elementem naszego krajobrazu, bo i u nas świetnie się sprawdzają – przez cały rok, także w chłodne czy pochmurne dni. Oczywiście im lepsza pogoda, tym więcej energii wyprodukuje domowa elektrownia. Warto przy tym zaznaczyć, że fotowoltaika cieszy się coraz większą popularnością nawet w Skandynawii.
Mit 2: Instalacja fotowoltaiczna się nie opłaca
Liczba prosumentów w Polsce latem przekroczyła 650 tys. i wciąż rośnie. Spora w tym zasługa ulg i dotacji, pozwalających obniżyć koszty inwestycji. Najbardziej znanym jest program „Mój prąd”, który w dwóch pierwszych edycjach pozwalał pozyskać na mikroinstalację aż 5 tys. zł wsparcia, a w trzeciej odsłonie 3 tys. zł. Resort klimatu i środowiska zapowiedział już uruchomienie nowej edycji programu „Mój prąd” z budżetem wynoszącym około 1 mld zł.
Prawdą jest, że system rozliczeń prosumentów może ulec zmianie i stanie się dla właścicieli mikroinstalacji mniej korzystny. Stosowany obecnie mechanizm przewiduje, że prosument oddaje do sieci nadwyżki wytworzonej energii, by skorzystać z tych zasobów, gdy zajdzie potrzeba (niewielkie instalacje mogą w ten sposób odzyskać do 80 proc. przekazanej do sieci energii). Nowe przepisy zakładają, że prosument będzie sprzedawać energię po cenie hurtowej i kupować ją po cenie detalicznej. Warto jednak zwrócić uwagę na fakt, że prawo to wciąż nie zostało uchwalone. Należy zatem wykorzystać opóźnienia i zostać prosumentem na starych zasadach. Okres zwrotu z inwestycji w fotowoltaikę powinien wówczas wynieść od 5 do 8 lat. Trzeba też brać pod uwagę, że ceny energii elektrycznej będą w kolejnych latach rosnąć. To może sprawić, że własna elektrownia stanie się wręcz niezbędna.
Mit 3: Mikroinstalacja wymaga wielu pozwoleń
Obowiązujące w naszym kraju prawo budowlane nie przewiduje konieczności uzyskania specjalnych zgód na inwestycję tego typu. Co więcej, do pewnego stopnia możliwa jest nawet samodzielna instalacja paneli. Jednak decydując się na własną elektrownię słoneczną, warto skorzystać z usług profesjonalistów – od etapu projektowania, przez montaż, po późniejszy serwis. Trzeba przy tym uważać, bo w Polsce powstało wiele firm instalacyjnych, których jakość usług pozostawia wiele do życzenia.
Wykonawca musi wybrać odpowiednie miejsce na usadowienie paneli, ułożyć je pod właściwym kątem, dobrać system montażowy do pokrycia, prawidłowo poprowadzić okablowanie. Błędy skutkują koniecznością wprowadzania korekt, a to podnosi koszty. Wsparcie fachowców zmniejsza ryzyko uszkodzenia komponentów i wystąpienia przepięć. Dlatego warto korzystać z usług zweryfikowanych fachowców – z takich składa się np. sieć partnerska Corab Partner, funkcjonująca w ramach firmy działającej na rynku fotowoltaiki od 30 lat.
Mit 4: Instalacja fotowoltaiczna szkodzi zdrowiu
Domowa elektrownia, która została poprawnie wykonana, jest bezpieczna. Panele pracują cicho, nie wydzielają toksycznych związków chemicznych, a promieniowanie towarzyszące ich pracy nie jest szkodliwe. Oczywiście w trakcie długoletniej eksploatacji mikroinstalacji należy zachowywać ostrożność – np. podczas czyszczenia paneli (zalecane raz w roku, najlepiej, by zajęli się tym fachowcy). Trzeba też pamiętać, że mowa o urządzeniach elektrycznych, a te zawsze stwarzają ryzyko porażenia prądem.
Mit 5: Marka producenta paneli nie ma znaczenia
Instalacja fotowoltaiczna to inwestycja nie na lata, lecz na dekady. Dlatego warto zdecydować się na komponenty pochodzące ze sprawdzonego źródła. Panele i falownik muszą się odznaczać odpowiednią wydajnością, odpornością oraz bezawaryjnością. Jak wyjaśnia Łukasz Kotula, dyrektor ds. szkoleń i rozwoju w firmie Corab: „Marka ma w tej branży znaczenie. Jedne firmy tylko kopiują rozwiązania, drugie prowadzą działy rozwoju technologii, inwestują w badania i w efekcie rozwijają branżę. Na pierwszy rzut oka może się wydawać, że ich sprzęt pracuje tak samo, ale w rzeczywistości produkuje on energię elektryczną z różnym skutkiem. Gorsza instalacja to po prostu mniej prądu i słabszy zysk. Z kolei oszczędzając na komponentach, inwestor ryzykuje, że zniszczy moduły fotowoltaiczne, ale też dach”.
Mitów do obalenia w przypadku fotowoltaiki jest znacznie więcej. Stopniowo będą one zapewne ustępować faktom. To wymaga jednak edukacji, szukania informacji w sprawdzonych źródłach. Konieczne jest też tworzenie przepisów sprzyjających rozwojowi tej branży. Skorzystają na tym wszyscy, bo więcej energii z OZE oznacza mniejsze zużycie paliw kopalnych.