Czy dzieci będą nadal chodzić do szkoły? Nie wiem.
Czy u nas w dziale nie będzie redukcji? Nie wiem.
Czy to jedzenie nie jest przetworzone? Nie wiem.
Czy rodzice nie zachorują? Nie wiem.
Czy służba zdrowia wytrzyma? Nie wiem.
Czy noszę w sobie wirusa? Nie wiem.
Czy za 10 lat będą jeszcze zawody, które znamy dzisiaj? Nie wiem.
Czy wyjedziemy na wyjazd? Nie wiem.
Czy ja sobie jeszcze mogę ufać? Nie wiem.
Czy mogę ufać innym? Nie wiem.
Czy wierzę w Boga? Nie wiem.
Czy ja cokolwiek mogę wiedzieć na pewno? Nie wiem.
„Nie wiem” mnie osobiście wkurza bardzo – chciałam napisać mocniejszym słowem, ale nie wiem co na to redakcja, więc oszlifowałam ostre kanty słowa na wku… ;-).
Ja to lubię wiedzieć. Wiedzenie jest kojące. Ma w sobie element złudnej kontroli. Niewiedzenie jest frustrujące i jest o tej kontroli odpuszczaniu. To całe „nie wiem” pomimo tego, że pięknie o nim pisze Szymborska, często piękne nie jest. Choć może tak naprawdę, jest przepięknie piękne, tylko stworzyliśmy świat, w którym wyżej ceni się 1 niż 0. Bo zero tworzy przestrzeń i pustkę i miejsce. A to nas przeraża. Bo w nie wiem są liczne pytania i zero odpowiedzi. Bo w nie wiem są miliony opcji i zero wskazówek. Bo w nie wiem, musimy sięgnąć do intuicji a do tej nie zaglądaliśmy całe lata. Świat nam przecież tak ochoczo podpowiada, co jeść, co pić, co oglądać, w co grać, co ubierać, co kupować. Algorytmy podsuwające konsumpcyjne „wiem” zamknął w lochu magiczne „nie wiem”.
Dla przykładu: dłuuuuuugo (naprawdę długo) myślałam o sobie i innych, że skalą zawodowej ekspertyzy jest poziom tego, ile się wie. Uznałam ze bede mogła nazwać się profesjonalistką, wtedy kiedy wiem i kiedy znam odpowiedź. Ale w pewnym momencie doszłam do wniosku, że im więcej wiem, tym więcej tez nie wiem. Jakby przyrost geometryczny dominował krainę nie wiem, z każdym pakiecikiem nowego wiem. Zdałam sobie sprawę, że ta cała psychologia jest tak bardzo złożona, że tu nic nie jest na pewno.
Asia, czy jak o tym słuchasz to możesz powiedzieć, czy ten atak złości wynikał ze strachu? Nie wiem, musiałabym się poznać tę sytuację i osoby zaangażowane lepiej.
Asia, czy jak zrobię coming-out i powiem rodzicom, że jestem gejem, to mnie nie odrzucą? Nie wiem, musiałabym poznać sposób wiedzenia świata twojej mamy i taty.
Asia, a czy kiedy będę mówić o emocjach otwarcie, to wyzdrowieje fizycznie? Nie wiem, to bardzo zależy. Pani Joanno, a jak zaproponuję zespołowi takie rozwiązanie, to mi zaufa bardziej? A Pani Joanno, jak wprowadzimy rozmowy okresowe częściej niż do tej pory, to wpłynie to na jakość pracy?
Nie wiemy na 100%.
Przypomina mi się takie jedno spotkanie, kiedy pewna pani dyrektor ogromnego koncernu zawiadującego polskim oddziałem firmy spotkała się ze mną i opowiada mi przypadek swojej menadżer, super specjalistki z ogromną wiedzą, z którą nikt nie mógł pracować. Nikt z nią nie wytrzymywał. Miała wiedzę ogromną i lśniącą, ale ciemną piwnicę w sekcji „kompetencje miękkie”. Więc pada do mnie pytanie: Pani Joanno, co w takiej sytuacji? Tyle już robiliśmy, nic nie działa. Co robić? Co pani rekomenduje? Wzięłam wdech, popatrzyłam w okno na wieżowiec obok. Pomyślałam chwilę i powiedziałam: wie pani co, nie wiem. Nie wiem czy coś zadziała. Nie wiem czy coś pomoże. Nie wiem. Muszę pomyśleć. Zastanowić. Poszukać.
Nawet nie wiecie, jak ja bym chciała mieć odpowiedzi na te wszystkie wasze i moje pytania. Takie szybkie, gładkie i ładniutkie. Myślę, że nasza fascynacja farmakologią czy technologią może się brać z faktu, że tam wiele można zamknąć w małej pigułeczce albo aplikacji, która daje nam nadzieję na wyjaśnienie status-quo. Problem w tym, że my się podkochujemy w upraszczaniu ale nie kochamy prostoty. Wzdychamy z maślanymi oczami w kierunku czarno-białego świata a omijamy łukiem wszystkie jego szarości.
Ale covid nie odpuści tak szybko i „nie wiem” z nami zostanie. Na tygodnie, na miesiące na lata? Więc zamiast boksować się z „nie wiem”, trzeba się z nim zakolegować. Czy to pomoże? Nie wiem. Żartuje. To akurat wiem. Oporowanie nie pomaga. Akceptacja już tak.