Pojawiają się bowiem impulsy świetlne, a takie emisje trudno jest wyjaśnić. Całe zjawisko doczekało się nawet własnej nazwy i jest obecnie określane mianem sonoluminescencji. Zarejestrowane po raz pierwszy dziewięćdziesiąt lat temu, na przestrzeni dekad było obejmowane różnego rodzaju eksperymentami. I choć dokonano pewnych postępów, to fizycy wciąż nie są w stanie udzielić odpowiedzi na pytanie o genezę tego niezrozumiałego fenomenu.
Czytaj też: Po trzech dekadach znowu płynie! Gigantyczna góra lodowa rozwija żagle
Jak sama nazwa wskazuje, sonoluminescencja stanowi efekt w postaci pojawienia się światła przy udziale fal dźwiękowych. Kluczowy moment w poświęconych jej badaniach nastąpił w 1934 roku, kiedy to naukowcy z Uniwersytetu w Kolonii zajmowali się sonarem i zauważyli, że w wodzie poddanej oddziaływaniom z falami ultradźwiękowymi pojawiła się chmura bąbelków kawitacyjnych.
Dopiero w 1991 roku udało się natomiast uwięzić jeden z takich bąbelków, a następnie przeprowadzić szczegółowe obserwacje mu poświęcone. W ciemności naukowcy dostrzegli dość słaby rozbłysk o zielonym zabarwieniu i rozmiarach porównywalnych do główki szpilki. Pojawił się on niedaleko miejsca, w którym znajdował się wspomniany bąbelek. W toku obserwacji pod mikroskopem okazało się natomiast, że ten rozbłysk był zlokalizowany w geometrycznym środku bańki.
Źródło energii emitowanej za sprawą zjawiska sonoluminescencji od niemal stu lat zastanawia naukowców. Niektóre hipotezy w tej sprawie są naprawdę szalone
Sprawy przybierają jeszcze bardziej intrygujący obrót, gdy zdamy sobie sprawę, że sonoluminescencja występuje również w świecie przyrody. Zaobserwowano ją w przypadku jednego z gatunku krewetek. Zwierzę to jest w stanie wytwarzać światło za sprawą sonoluminescencji, co pokazuje, jak dziwne i fascynujące zarazem jest to zjawisko. I choć wygląda magicznie, to najwyraźniej z magią ma niewiele wspólnego.
Co więcej, bańki odgrywające kluczową rolę w całym fenomenie osiągają bardzo wysokie temperatury, bo mówimy o wartościach rzędu kilkunastu tysięcy stopni Celsjusza (a zdaniem części naukowców – nawet około 25 tysięcy stopni Celsjusza). Takie bąbelki mogą przenosić naprawdę potężną energię, wywierając nacisk na otoczenie wynoszący ponad 7 kilogramów na centymetr kwadratowy.
Czytaj też: Lewitujące mikrocząstki owocem niecodziennego eksperymentu. Taka sztuka naprawdę się udała
Pomimo licznych hipotez odnoszących się do mechanizmów stojących za tym niecodziennym zjawiskiem, fizycy są dalecy od rozwikłania zagadki. Pomysłów przybywa – włącznie z tymi dość szalonymi, odnoszącymi się na przykład do reakcji jądrowych. Jeden z naukowców zajmujących się tym tematem, Ebrahim Karimi z Uniwersytetu w Ottawie, sugeruje, jakoby sonoluminescencja była zjawiskiem kwantowym, w którym emitowane fotony są ze sobą splątane parami. Ale czy faktycznie tak będzie? Bez wątpienia konieczne będą liczniejsze dowody.