Czy poduszkę powietrzną można zastosować w rowerze?
Można – jako kask. Hövding, wynalazek dwóch szwedek, Anny Haupt i Terese Alstin, zakłada się na szyję, na której wygląda jak modny kołnierz. W razie wypadku z kołnierza wyskakuje poduszka powietrzna, która nadmuchuje się automatycznie i obejmuje głowę, tworząc balonowaty, całkiem twarzowy kaptur. Kosztuje 450 dolarów.
Czy można uprawiać rośliny bez ziemi?
Można, i to nie tylko wielkanocną rzeżuchę na wilgotnej ligninie lub fasolkę na rozpiętej na słoiku gazie, co każdy z nas robił choć raz w dzieciństwie. Roślinom do życia niezbędne jest tylko światło, powietrze, woda i sole mineralne, dlatego opracowując nowe metody produkcji roślin w warunkach sztucznych naukowcy obywają się bez kłopotliwej, mało higienicznej ziemi. Uprawia się już rośliny w wodzie z solami mineralnymi (hydroponika), można też rozpylać wodę ze składnikami odżywczymi na wiszące w powietrzu korzenie (aeroponika). Japońska firma technologiczna Mebiol, którą kieruje Yuichi Mori, fizyk z tokijskiego Uniwersytetu Waseda, ma inny pomysł – chce zastąpić ziemię folią z hydrożelu, substancji mającej właściwość zatrzymywania wody. Hydrożele w formie granulatu lub proszku nie od dziś są znane ogrodnikom, ponieważ po zmieszaniu z ziemią regulują dostęp wilgoci do korzeni roślin. Japończycy formują z hydrożelu przezroczystą folię o grubości ludzkiego włosa, która na oko wygląda jak zwykła folia do przechowywania żywności. To właśnie z niej rośliny pobierają wodę i sole mineralne. Przyglądając się folii w ogromnym powiększeniu, zobaczylibyśmy, że pełna jest maleńkich dziurek – wystarczająco dużych, by przepuszczać wodę i składniki odżywcze, a zarazem dostatecznie małych, by stanowiły barierę dla bakterii i wirusów, które mogłyby zaszkodzić korzeniom roślin. Japończycy zachwalają uprawę na folii nie tylko jako czystą, lecz również tanią, ponieważ wymaga mniej wody i nawozów niż uprawy innymi metodami. Można stosować ją wszędzie tam, gdzie gleby są nieurodzajne lub zanieczyszczone, a wody jest niewiele. Twórcy metody z powodzeniem wyhodowali pomidory w szklarniach na pustyni koło Dubaju, uprawiali również m.in. sałatę, ogórki, truskawki i melony, a marzy im się stworzenie folii na tyle mocnej, by mogły rosnąć na niej drzewa.
Co sprzedaje się lepiej, smartfony czy zwykłe komórki?
Właśnie w tym roku liczba sprzedanych smartfonów przekroczyła liczbę tradycyjnych komórek, o czym kolejno doniosły raporty analityków rynku w Japonii, Stanach Zjednoczonych i Europie Zachodniej. Wcześniej, pod koniec zeszłego roku, smartfony wygrały na rynku z komputerami – według raportu firmy IDG w ostatnim kwartale 2010 roku do sklepów na świecie trafiło 100,9 mln smartfonów i 92,1 mln pecetów.
Ile prądu zużywa rocznie Google?
Firmy nie lubią upubliczniać tego typu informacji, do niedawna nie robiło tego również Google. Greenpeace, który w swoim tegorocznym raporcie “How dirty is your data?” (Jak brudne są twoje dane?) ogólnie wysoko ocenił starania internetowego giganta, by jak najmniej szkodzić środowisku, zganił go jednak za utajnianie danych na temat zużycia energii. Kilka miesięcy później Google ujawniło, że w 2010 roku zużyło 2 259 998 megawatogodzin energii, tyle co średniej wielkości miasto. Ok. 25% energii pozyskano ze źródeł odnawialnych. Firma podała też trochę liczb bardziej przemawiających do wyobraźni przeciętnego użytkownika – oceniła, że 100-krotne użycie wyszukiwarki pochłania tyle energii, ile 60-watowa żarówka potrzebuje, by świecić przez 28 minut, a korzystanie z produktów Google, w tym poczty Gmail i Youtube, przez miesiąc przez jednego użytkownika porównała do trzech godzin świecenia żarówki.
Która firma ma najbardziej roztargnionych pracowników?
Można by na ten temat dyskutować, przytaczając niejedną anegdotę, ale na pewno na wysokie miejsce zasługują pracownicy firmy Apple, którym już drugi rok z rzędu przydarzyło się zgubić poza terenem korporacji bezcenny prototypowy model iPhone’a. W zeszłym roku inżynier firmy zostawił w ogródku baru piwnego prototyp iPhone’a 4, którego zdjęcia pojawiły się później na poświęconym gadżetom blogu Gizmodo (właściciel bloga zapłacił za niego znalazcom 5000 dolarów, znalazcy zaś trafili do sądu, gdyż kalifornijskie prawo zabrania przywłaszczania sobie rzeczy, jeśli wie się, do kogo mogą należeć). W tym roku na kilka tygodni przed premierą inny pracownik testujący prototypowego iPhone’a 5 zostawił go w meksykańskiej restauracji (“powinienem chyba robić słabsze drinki” – skomentował właściciel lokalu). Dzięki systemowi lokalizacyjnemu smartfonu firmie udało się namierzyć go w jednym z domów, lecz właściciel domu zaprzeczył, jakoby telefon był w jego posiadaniu a rewizja – przeprowadzona za jego zgodą nic się dała, podobnie jak propozycja zapłacenia sporej sumy i niezadawania żadnych pytań w zamian za zwrot zguby.
Czy można uniknąć promieniowania elektromagnetycznego pochodzącego ze sztucznych źródeł, takich jak telefony komórkowe i inne urządzenia elektroniczne?
Choć nie ma naukowych dowodów na to, że promieniowanie elektromagnetyczne szkodzi zdrowiu człowieka (ani też dowodów, by było dla niego obojętne) nie brakuje ludzi przekonanych, że to właśnie z powodu wszechobecności telefonów komórkowych, telewizorów, kuchenek mikrofalowych i innych źródeł pola elektromagnetycznego czują się źle. W Stanach Zjednoczonych najbardziej zdesperowani zdecydowali się na przeprowadzkę do Green Bank w Wirginii Zachodniej, gdzie mogą wieść spokojny żywot w cieniu największego na świecie w pełni sterowalnego radioteleskopu służącego HYPERLINK “http://m.in” \t “_blank” m.in. do szukania pulsarów. By nic nie zakłócało jego pracy, otaczający go teren o powierzchni 34 000 km2 to Narodowa Strefa Ciszy Radiowej, w której używanie sieci radiowych i bezprzewodowych ograniczone jest do minimum. Działa CB radio i systemy komunikacji służb ratowniczych, lecz milczą komórki, nie ma Wi-Fi, nie wolno nawet używać kuchenek mikrofalowych, a nad elektromagnetycznym porządkiem czuwają specjalne służby krążące po okolicy z detektorem promieniowania, gotowe w każdej chwili zapukać do domu niesubordynowanego mieszkańca, by wyłączyć używany nielegalnie gadżet.
Jakie wymiary ma najmniejszy na świecie silnik elektryczny?
Najmniejsze urządzenie, które można by nazwać silnikiem elektrycznym, ma zaledwie jeden nanometr, a stworzyli je chemicy z amerykańskiego Uniwersytetu Tufts. Zgłoszony do Księgi Rekordów Guinnesa silnik (poprzedni rekord to 200 nanometrów) składa się z jednej tylko cząsteczki siarczku butylowo-metylowego, zbudowanej z 13 atomów – siarki i dwojga węglowo-wodorowych ramion. Gdy do umieszczonej na kawałku miedzi molekuły chemicy za pomocą igły tunelowego mikroskopu elektronowego kierują wiązkę elektronów, zaczyna się ona kręcić, tym szybciej, im wyższa jest temperatura. Naukowcy już wcześniej potrafili wprawiać cząsteczki w ruch obrotowy za pomocą światła lub poprzez dodanie innych związków chemicznych, ale nie pojedynczo – naraz zaczynały się ich kręcić miliony i nie sposób było regulować ich ruch. Chemicy mają nadzieję, że ich miniwynalazek uda się w przyszłości wykorzystać, np. w medycynie, jest jednak pewien problem – by silniczek kręcił się na tyle wolno, by naukowcy mogli kontrolować jego obroty, trzeba ochłodzić go do temperatury pięciu stopni Kelvina powyżej zera absolutnego, czyli -268 stopni Celsjusza.
Jak połączyć wirtualne zakupy z wizytą w sklepie?
Kto lubi chodzić po sklepach, ale nie przepada za noszeniem zakupów, powinien odwiedzić niezwykły sklep internetowy należącej do Tesco sieci Homeplus działający od sierpnia na stacji metra Seolleung w Seulu. Niestety niczego nie da się w nim podotykać. Na ścianach stacji naklejono naturalnej wielkości zdjęcia sklepowych półek z ok. 500 produktami. By coś kupić, wystarczy sfotografować smartfonem kod kreskowy; zakupy zostaną przywiezione do domu.
Czy system GPS może przydać się w przedszkolu?
Przedszkola w szwedzkim Malmö testują właśnie wykorzystanie systemu GPS podczas wycieczek poza teren placówki. Pomysł polega na tym, by dzieci wychodziły ubrane w kamizelki z nadajnikiem wysyłającym komunikaty o lokalizacji każdego malucha do telefonu przedszkolanki. Nadajnik wprawdzie nie powstrzyma dziecka przed oddaleniem się od grupy, ale gdyby się zgubiło, pozwoli je szybko znaleźć.
Który aparat fotograficzny dostępny na rynku jest najmniejszy?
Sklep Hammacher Schlemmer wprowadził niedawno do swojego asortymentu gadżet, który nazywa “najmniejszym aparatem fotograficznym świata”. Aparacik z wyglądu przypomina lustrzankę, a jego wymiary to 28 x 25 x 27 mm. Od kilku miesięcy można kupić jednak aparat odrobinę mniejszy (choć na oko może wydawać się większy ze względu na prostokątny kształt podobny do aparatów-małpek) – Chobi Mini. Oba robią najprawdziwsze zdjęcia i filmy, kosztują odpowiednio 99,95 i 155 dolarów.
Czy istnieją telefony komórkowe, które służą tylko do dzwonienia?
W czasach, gdy komórki robią wszystko, holenderska firma John Doe Amsterdam przygotowała telefon, który nie robi zdjęć, nie esemesuje, nie łączy się z internetem, nie odtwarza plików muzycznych – służy jedynie do rozmawiania, z tyłu ma miejsce na… notes i długopis. “Telefon dla Kowalskiego”, który nic nie robi, kosztuje słono – 75 euro.