Z inicjatywą wyszli Nowozelandczycy, zdaniem których wprowadzenie odpowiednich opłat ułatwi walkę ze zmianami klimatu. Ten wyspiarski kraj dąży do osiągnięcia zerowego bilansu netto emisji gazów cieplarnianych, dlatego lokalne władze szukają sposobów na ograniczenie produkcji gazów takich jak dwutlenek węgla czy metan.
Oba są gazami cieplarnianymi, które w wymiernym stopniu przyczyniają się do postępowania zmian klimatu. Poza wydobycie i eksploatacją paliw kopalnych istotnymi czynnikami wpływającymi na wzrost średnich temperatur na Ziemi są rolnictwo oraz hodowla zwierząt. Oczywiście pojawiają się pytania, choćby o to, czy pochodzący od krów metan jest równie szkodliwy jak ten związany z paliwami kopalnymi, a nawet jak wypada metan w zestawieniu z dwutlenkiem węgla.
Jak wyjaśnia Kevin Trenberth z Uniwersytetu w Auckland, część dwutlenku węgla pozostaje w atmosferze przez setki do tysięcy lat. W przypadku metanu trwa to mniej więcej dekadę, a po tym czasie gaz zostaje utleniony do postaci dwutlenku węgla. Niestety, jest przy tym wielokrotnie silniejszy, jeśli chodzi o potencjał w zakresie napędzania zmian klimatu. Szacuje się, iż potencjał metanu dotyczący potęgowania globalnego ocieplenia jest 28-krotnie wyższy niż dla dwutlenku węgla w okresie 100 lat. Jednocześnie, ze względu na stosunkowo szybki rozkład, wpływ metanu na temperaturę jest znacznie zawyżony w ciągu stuleci, lecz zarazem zaniżony w ciągu pierwszych 20 lat.
Podatek od bekających krów wydaje się kompletnie nietrafionym pomysłem
Trudno więc w rzeczywistości zestawić ze sobą metan i dwutlenek węgla – najlepiej byłoby zwrócić uwagę na krótko- i długoterminowe skutki obecności obydwu. Ważne jest też rozróżnienie biogennego i kopalnianego metanu. Ten pierwszy jest związany z cyklem życia zwierząt i prowadzi do pochłaniania dwutlenku węgla oraz jego emitowania w krótkim czasie. Z badań wynika, iż zwierzęta gospodarskie są odpowiedzialne za mniej więcej ⅓ globalnej antropogenicznej emisji metanu. Z kolei działania związane z ropą i gazem stanowią około 63% tych emisji.
Jak na tacy widzimy, iż eksploatacja paliw kopalnych jest znacznie poważniejszym problemem od hodowli zwierząt. Tę ostatnią również warto byłoby oczywiście ograniczyć – jeśli nie z przyczyn klimatycznych, to choćby ze względów etycznych (cierpienie zwierząt, marnotrawstwo ogromnych ilości mięsa i innych produktów). Pomysły rodem z Nowej Zelandii nie wydają się natomiast czymś, co mogłoby doprowadzić do realnej i zauważalnej poprawy sytuacji klimatycznej. A z pewnością przełożą się na utrudnienie życia hodowców i zubożenie potencjalnych konsumentów.
Czytaj też: Jak jakość powietrza wpływa na nasze myślenie?
Odchodzenie od paliw kopalnych? Zdecydowanie, tym bardziej, że alternatyw wciąż przybywa, a technologie solarne i wiatrowe są coraz bardziej wydajne. Redukcja w zakresie produkcji mięsa? Jak najbardziej, szczególnie, że nawet obniżenie jego podaży wcale nie musi przełożyć się na problemy z dostępnością. Propozycje związane z opodatkowaniem bekających krów wydają się natomiast niezbyt przemyślanym żartem, który ośmiesza ideę walki z globalnym ociepleniem.