Pływający Holender

Początkowo nic nie wskazywało na to, że urodzony 24 marca 1607 r. Michiel Adriaenszoon zostanie najznamienitszym admirałem Holandii. Przyszedł na świat w miejscowości Vlissingen w ubogiej rodzinie, miał 4 braci i 6 sióstr. Zaczął karierę morską jako 11-letni majtek pokładowy na statku płynącym do Brazylii. Młody Michiel służył również w armii księcia Maurycego Orańskiego jako muszkieter. Opiekował się nim wówczas brat matki, który zyskał przydomek de ruiter, czyli jeździec. Ten przydomek parę lat później przejmie Michiel. Wtedy jednak będzie już znowu na morzu. Adriaenszoon uznał bowiem, że lepiej czuje się we flocie. Zamustrował na statek wojskowy, a następnie handlowy. Pech chciał, że w czasie jednego z rejsów chłopak został uwięziony przez hiszpańskich piratów. Popisał się jednak brawurą i – wraz z dwoma innymi jeńcami – uciekł, a do kraju wrócił na piechotę przez Francję. Epizod w niewoli nie zniechęcił go do morskich przygód – Adriaenszoon wkrótce wziął udział w arktycznych wyprawach wielorybniczych. Dopiero w 1637 roku został właścicielem własnej jednostki.

Admirał Michiel de Ruyter wziął udział w 19 dużych bitwach morskich, przeważnie walcząc z silniejszym przeciwnikiem i… wszystkie wygrał. Holendrzy twierdzą, że to on, a nie Horatio Nelson był najwybitniejszym dowódcą floty wszech czasów

Rok 1637. Zmagania zbuntowanych Niderlandów z Hiszpanią, które do niderlandzkiej historii przejdą później jako wojna osiemdziesięcioletnia, trwają już niemal 70 lat (z przerwami). Dowodzący okrętem Michiel de Ruyter wraca z Irlandii. Po drodze zostaje zaatakowany przez korsarzy z Dunkierki (wówczas hiszpańskiej). Przewyższali oni Holendra siłą ognia oraz liczebnością załogi. Kapitanowi nie pozostało nic innego, jak uciec się do jednego z forteli, które później przyniosły mu sławę. Przed abordażem wrogów kazał załodze założyć na gołe stopy skarpety, a pokład wysmarować przewożonym masłem. Kiedy nieprzyjaciele wskakiwali na pokład, przewracali się na śliskiej powierzchni i łatwo można ich było pokonać. By zapłacić za stracone masło, zabrał korsarski statek do domu jako łup…

OKRĘTOWY JEŹDZIEC

Tymczasem w 1640 roku Portugalczycy zbuntowali się przeciw Hiszpanom. W myśl zasady „wróg mojego wroga jest moim przyjacielem” władze Zjednoczonych Prowincji Niderlandów postanowiły wesprzeć buntowników. Admiralicja Zelandii zaproponowała de Ruyterowi stanowisko kapitana jednego z okrętów („De Haze”), wysłanych na pomoc Portugalczykom, oraz stopień kontradmirała. W listopadzie 1641 r. Holendrzy zwyciężyli hiszpańsko-dunkierską flotę podczas potyczki koło Przylądka Świętego Wincentego. W trakcie walki statek de Ruytera zarobił 18 trafień w kadłub, a jednak nie zatonął! Wygląda na to, że jakaś siła wyższa czuwała nad kontradmirałem. Nic dziwnego, że jego ulubioną lekturą pozostawała Biblia…

GODZIEN, NIE GODZIEN?

Po spełnieniu patriotycznego obowiązku de Ruyter kupił statek „Salamander” i skoncentrował się na przewożeniu do Holandii towarów z Indii Zachodnich i Maroka. Wzbogacił się. Nie skąpił też pieniędzy na wykup chrześcijańskich niewolników z Afryki. Jednak pływanie pod kupiecką banderą nie oznaczało w tym czasie spokojnego żeglowania. W 1643 roku podczas wyprawy do Ameryki de Ruyter natknął się na silnie uzbrojony okręt hiszpański. Próba ucieczki nic nie dała i wroga jednostka zrównała się burtą ze statkiem Holendra. Roztrzaskanie jego jednostki salwami z hiszpańskich armat wydawało się kwestią minut. Tymczasem de Ruyter, sobie tylko wiadomym sposobem, tak manewrował ostrzeliwaną jednostką, że posłał na dno nieprzyjaciela. Mało tego, rozkazał załodze podjąć z wody Hiszpanów. „Postąpiłbyś ze mną i moimi ludźmi w ten sposób?” – zapytał kapitana wrogiej jednostki. „Nie” – odparł bez wahania Hiszpan.– „Zamierzałem was wszystkich posłać na dno”. Odpowiedź tak rozwścieczyła Holendra, że rozkazał wyrzucić jeńców z powrotem do morza. Opamiętał się w ostatniej chwili.

Kolejną okazję do wykazania się męstwem de Ruyter miał w 1652 r. Wybuchła wtedy wojna o supremację na morzu pomiędzy Zjednoczonymi Prowincjami a Anglią. Stany Prowincjonalne Zelandii na dowodzącego siłami morskimi tej prowincji wybrały właśnie de Ruytera. Kapitan „nie czuł się godny”, ale w końcu wyraził zgodę. Już w sierpniu de Ruyter pokazał, że doskonale nadaje się do powierzonego mu zadania. Wraz z ponad  30 okrętami miał konwojować flotę sześćdzięsięciu statków handlowych Kompanii Zachodnioindyjskiej (WIC) przez Kanał Angielski (kanał La Manche). Przy Plymouth Holendrzy zostali zaatakowani przez stacjonującą tam flotę angielską pod dowództwem admirała George’a Ayscue (prywatnie przyjaciela Holendra). De Ruyter musiał zmienić kurs i bronić się przed atakiem.

Holender  podzielił swe okręty na 3 eskadry. Anglicy mieli początkowo przewagę, sprzyjał im wiatr. Sześć okrętów w pewnym momencie przerwało linię holenderską. Ich atak mógł zakończyć się zwycięstwem. Reszta floty nie zdążyła się jednak przegrupować i to okręty angielskie zostały otoczone przez flotę de Ruytera. Tylko zmasowany ogień z dział pozwolił Ayscue wydostać się z pułapki, którą sam zastawił. Przy zapadającym zmroku angielskie okręty wycofały się do Plymouth. Ayscue został pozbawiony dowództwa, a sława Michiela de Ruytera zaczęła rosnąć. W listopadzie 1653 r. walczący w każdej poważniejszej bitwie morskiej tej wojny Zelandczyk został awansowany na wiceadmirała. Republika Zjednoczonych Prowincji Niderlandów pod wodzą wielkiego pensjonariusza Johana de Witta osiągnęła wówczas szczyt potęgi militarnej na morzu. De Ruyter stał się jego doradcą oraz realizatorem morskich planów.

WYPAD DO PASZCZY LWA

 

Początek drugiej wojny holendersko-angielskiej (1665–1667) de Ruyter spędził w koloniach. Odbijał z rąk Anglików faktorie oraz nękał ich placówki u wybrzeży Ameryki Północnej i Zachodniej Afryki. Nie był więc obecny podczas przegranej bitwy pod Lowestorf, w której zginął głównodowodzący holenderską flotą Jacob van Wassenaer Obdama. De Ruytera mianowano jego następcą.

Losy wojny były zmienne. Holendrzy pokonali Anglików w bitwie czterodniowej (czerwiec 1666 r.), by dostać tęgie baty niecałe dwa miesiące później. To jednak Holendrzy mieli zatriumfować dzięki brawurowej akcji de Ruytera, który postanowił zaatakować Anglików w ich gnieździe – stoczni Chatham pod Londynem. 12 czerwca 1667 r. flota holenderska pożeglowała do Medway, blisko estuarium Tamizy. Nie pomogły łańcuchy zamykające wejście do portu. Nic nie dało zatopienie w rzece licznych jednostek wojennych, co miało uniemożliwić Holendrom zbliżenie się. Atakujący zniszczyli wiele zacumowanych brytyjskich statków, w tym tak prestiżowe, jak „Royal James”, „Royal Oake” i „Loyal London”. 13 lipca cytowany przez lorda Clarendona historyk brytyjskiej admiralicji zanotował: „Scena, którą można było zobaczyć poniżej Chatham, miała niewiele odpowiedników w historii morskiej… Rzeka była pełna poruszających się jednostek i płonących wraków. Huk dział był niemal ciągły. Krzyki rannych dało się słyszeć pomimo odgłosów walki”. Największy dyshonor stanowiła dla Anglików strata okrętu flagowego „Royal Charles”. Pamiętnikarz Samuel Pepys zanotował, że do zdobycia dumy angielskiej marynarki wystarczyła szalupa z… 9 osobami, ponieważ Anglicy porzucili statek. Holendrzy odholowali zdobycz do Amsterdamu, gdzie do dziś fragment rufy „Royal Charles” można oglądać w Rijksmuseum.  W sumie podczas bitwy Anglicy sami zatopili ponad 30 jednostek, część z nich po to, by nie dostały się w ręce wroga. W miesiąc po bitwie podpisano w Bredzie traktat pokojowy dający wytchnienie obu walczącym nacjom.

W swojej strategii bitew morskich de Ruyter wykorzystywał wiedzę o prądach, falowaniu, głębokości i mieliznach. Doskonale pokazał to właśnie rajd na Medway, podczas którego Holendrzy mogli poruszać się skokami zależnie od przypływów. De Ruyter był jednak praktykiem, a nie teoretykiem. Powiedział kiedyś: „Nikt nie może być przygotowanym na wszystko, na morzu może zdarzyć się tyle nieprzewidzianych rzeczy, że nie jest możliwe przelanie tego wszystkiego na papier ani nawet zaobserwowanie na czas”.Wkrótce jego zdolności miały po raz kolejny zostać wystawione na próbę. W 1672 roku zamordowano rządzącego Republiką od 1654 roku Johana de Witta. Schedę po nim przejął Wilhelm Orański (przyszły król Anglii). Niderlandy zaatakowały wówczas oddziały Ludwika XIV. Do Francuzów wkrótce przyłączyli się upokorzeni Anglicy. Sprzymierzeni planowali inwazję morską na Holandię. W czasie czterech słynnych bitew morskich: Solebay (7 czerwca 1672), Schooneveld (7 i 14 czerwca 1673) i Texel (21 sierpnia 1673) de Ruyter na swoim flagowym okręcie „Siedem Prowincji” (Zeven Provincien) odparł inwazję i uratował niezależność Republiki.

De Ruyter w czasie starcia tak ustawiał swoją flotę, że przejmował kontrolę nad statkami wrogów w kluczowym momencie bitwy. Czynił to, koncentrując w upatrzonym miejscu statki i przerywając szyk liniowy przeciwnika. Wprowadzał w ten sposób zamęt wśród wrogich jednostek i niszczył je, nie dając szans na przegrupowanie. Po raz pierwszy nowej taktyki użył w bitwach pod Schooneveld i Texel. Wszystkie manewry były ćwiczone wcześniej na Morzu Północnym. Ponadto obsługujący działa na holenderskich jednostkach potrafili oddać 2 strzały w czasie, kiedy nieprzyjaciel posyłał w ich kierunku tylko jedną salwę. Francuski admirał Abraham Duquesne, który podczas bitwy czterodniowej służył u boku de Ruytera, napisał w raporcie do króla Ludwika XIV: „Flota holenderska pod wodzą de Ruytera może zakończyć dzień w bezksiężycową, sztormową pogodę i w gęstej mgle, a następnego dnia pojawić się przed nami w idealnym szyku”.

Anglicy wkrótce wycofali się z konfliktu, ale Francuzi walczyli dalej. W 1675 r. de Ruyter został wysłany jako komandor floty holendersko-hiszpańskiej na Morze Śródziemne. Miał uporać się z Francuzami zagrażającymi posiadłościom hiszpańskim, m.in. Sycylii. Flota holenderska była zbyt mała, co wzbudziło zastrzeżenia de Ruytera. Gdy jeden z ministrów zapytał go z przekąsem, czy admirał zaczął odczuwać strach na stare lata, ten odparł: „Nie obawiam się. Jeśli rozkazałbyś żeglować tylko jednym okrętem, zaatakowałbym wroga. Kiedy lordowie narażają swoje chorągwie, ja ryzykuję życie”. Cytat ten został wyryty na ścianach Akademii Marynarki Wojennej Willemsoord w Den Helder.

Choć de Ruyter dysponował mniejszą flotą niż przeciwnik, udawało mu się szachować Francuzów. Szczęście opuściło go jednak pod Etną 22 kwietnia 1676 r. Podczas ataku kula armatnia trafiła w prawą nogę admirała. Zmarł 7 dni później. Na ironię losu zakrawa fakt, że flotą francuską dowodził wówczas admirał Duquesne – ten sam, który uczył się od de Ruytera i uważał go za swój wzór. Ale w tym ostatnim śmiertelnym pojedynku mistrz i tak przewyższył ucznia. Bitwa zakończyła się bowiem taktycznym zwycięstwem Holendrów. Trudno jednoznacznie odpowiedzieć na pytanie, który z dwóch słynnych admirałów, Nelson czy de Ruyter, był lepszym dowódcą. Zarówno Anglicy, jak i Holendrzy wskażą swojego wodza. O ile jednak bitwę pod Trafalgarem (1805) i tak wygraliby Anglicy, o tyle Holandia bez swojego wybitnego admirała nie oparłaby się silniejszym sąsiadom. Stąd w sensie politycznym de Ruyter miał większy wpływ na losy swojego kraju i Europy niż Nelson.

POWSTANIE ZJEDNOCZONYCH PROWINCJI NIDERLANÓWWiosna 1568 r.: siły księcia Ludwika Nassau pokonują Hiszpanów pod Heiligerlee; początek wojny 80-letniej o wyzwolenie niderlandzkich prowincji spod władzy Habsburgów.

23 stycznia 1579 r.: siedem północnych prowincji podpisuje unię w Utrechcie, zobowiązując się do dalszej walki przeciw Habsburgom; początek podziału kraju na protestancką północ i katolickie południe, co doprowadzi w przyszłości do powstania dwóch odrębnych krajów: Belgii i Holandii.

kwiecień 1609 r.: dwunastoletni rozejm

10 października 1639 r.: flota niderlandzka rozbija Hiszpanów pod Downs; początek supremacji Zjednoczonych Prowincji Niderlandów na morzach

30 stycznia 1648 r.: traktat westfalski kończy wojnę trzydziesto- i osiemdziesięcioletnią

1652–1654: I wojna z Anglią
1665–1667: II wojna z Anglią
1672–1674: III wojna z Anglią i wojna z Francją

Więcej:Niderlandy