Kto mieszka w zamkach z piasku? Tysiące mikroskopijnych zwierząt, które wędrują, polują i kochają się tuż obok nas – albo pod nami. Nie szkodzą ludziom, za to zachwycają naukowców, którzy ciągle odkrywają nowe plażowe gatunki
Meiofauna została odkryta w latach 20. XX wieku. Niemiecki zoolog Adolf Remane szukał wówczas modelowego mikroświata o niewielkiej liczbie gatunków i prostej sieci zależności, który mógłby opisać w najdrobniejszych
szczegółach. Piaszczysty brzeg Zatoki Kilońskiej wydawał mu się idealny, bo cóż poza kilkoma robakami mogło w nim mieszkać? Remane użył sita o drobnych oczkach i doznał szoku. Otworzył wrota naukowego sezamu – ekosystemu, który okazał się jednym z najbogatszych na Ziemi! Różnorodność życia toczącego się w szczelinach między ziarnami piasku, od morskich głębin po rozpalone słońcem plaże, nie ustępuje obfitości gatunkowej lasów deszczowych.
Skąd bogaty mikrokosmos tam, gdzie – jak mogłoby się wydawać – nie ma miejsca, by wcisnąć drzazgę? Piasek zbudowany jest głównie z ziaren kwarcu o średnicy od 0,1 do 2 mm. Te szklane paciorki tworzą jasne bałtyckie plaże. Zdarzają się też ciemniejsze ziarna ciężkich minerałów – magnetytu, ilmenitu, rutylu i monacytu, a także półszlachetnych minerałów, takich jak granat czy cyrkon. Pod mikroskopem pojedyncze ziarenko wygląda jak kryształowy głaz o nierównych brzegach. Te brzegi nie przylegają do siebie idealnie, lecz tworzą się szczeliny, kanały, przejścia, groty. Wolne przestrzenie stanowią aż 40 proc. objętości typowego piasku – jest więc sporo miejsca. A że „głazy” stale przemieszczają się, popychane przez morskie fale, wiatr czy stopy spacerowiczów, zwierzaki śmigające w kryształowych zakamarkach dostosowały swoje ciała do tego stale zmieniającego się otoczenia. Recepta jest uniwersalna: skarlenie, wydłużenie, elastyczność. Perfekcję w tym względzie osiągnęły wirki. Właściwie nie mają stałego kształtu. Kiedy oglądam je w wodzie, widzę coś na kształt dłuższego lub krótszego cygara poruszającego się z niesłychaną gracją niezauważalnym ruchem tysięcy rzęsek pokrywających całe ciało. Ale wystarczy schwytać je pipetą i włożyć między szkiełka, żeby w cienkiej warstewce wody zobaczyć inne oblicze wirków.
Brzuszek pełen poduszek
Ściśnięty w szczelinie grubości mniejszej niż kartka „Focusa”, rozpłaszczony jak naleśnik zwierz porusza się z pomocą silnych mięśni kurcząc się, wydłużając i skręcając w takim tempie, że z trudem za nim nadążam, chcąc
utrzymać go w wąskim polu widzenia mikroskopowego okularu. I właśnie wtedy pokazuje oczy wyglądające jak dojrzałe jeżyny, łagodny uśmiech albo uniesione zdziwieniem „brwi”. Niektóre gatunki mają coś, co wygląda jak nadmuchane poduszki powietrzne otaczające wrażliwsze narządy wewnętrzne i chroniące je przed uderzeniem. Podobne „poduszki”, czyli wakuole, stosują też brzuchorzęski, pierścienice czy nicienie. Te dwie ostatnie grupy postawiły jednak na mniej elastyczne niż wirków ciała, ale za to chronione twardym oskórkiem i bardzo wydłużone. Pierścienice zaś osiągnęły w stosunku długości do szerokości swoisty rekord. Średnio ta proporcja waha się między 3:1 do 10:1, u kuzynek dżdżownicy osiąga 100:1.
Wspólną cechą piaskowych stworzeń bywa obecność „ogonka”. Jest on pokryty gruczołami produkującymi klej, pozwalający na „przycumowanie”. Wirek porusza się zwinnymi, kangurzymi krokami, odlepiając i przylepiając się do piasku. Zwykle ogonki są trójkątne i nieco wydłużone, ale jeden z gatunków niesporczaków ma ten fragment ciała rozdęty jak balon, który w dodatku unosi się nad nim, kiedy „wodny miś” zjada drobne glony. Ten
widok przywodzi na myśl surrealistyczny obraz: krowę ze sterowcem uwieszonym u ogona, szczypiącą łąkę w locie. Życie między ziarenkami piasku może wydawać się sielanką, ale w rzeczywistości jest pełne niebezpieczeństw. Największe z nich pojawiają się wraz ze zmianami pór roku. Piaszczysty brzeg okazuje się wówczas jednym z najbardziej ekstremalnych środowisk świata. Przekonałam się o tym, gdy przeprowadziłam się w okolice Lubiatowa i zaczęłam obserwować tamtejszą szeroką plażę nad otwartym morzem przez okrągły rok.
Ciężkie życie plażowicza
Jesienne sztormy orzą ją aż po wydmy. To, co latem było szerokim pasem ciepłego piasku, nagle zamienia się w kipiel fal. Woda z siłą rozpędzonego auta zrywa betonowe płyty tworzące łagodne zejście nr 38, podmywa korzenie drzew. Sztorm przy bardzo silnych północno-zachodnich wiatrach podnosi poziom morza nawet o dwa metry! Zimą morze trochę się cofa, fale zastygają w rosnące góry śniegu i lodu tuż przy linii wody. Ich masa wywiera ogromny nacisk na piasek. Wiosną lód i śnieg topnieją. Nad głowami zwierzaków robi się nieco luźniej, ale do ich naturalnie słonego środowiska wdziera się słodka woda. Jakby tego było mało, na wiosnę przyjeżdżają też ludzie z ciężkim sprzętem, wygładzają brzeg, układają płyty betonowe. Jak meiofauna radzi sobie z tymi ekstremami? Wiele gatunków zachowuje się tak jak owady – dorosłe formy rozwijają się i rozmnażają i umierają od wiosny do jesieni, zaś trudne czasy przeżywają dobrze zabezpieczone jaja i formy przetrwalnikowe. Porywane z prądem wędrują po całym świecie. To dlatego piaskowa fauna w Europie i Ameryce Północnej jest zaskakująco podobna.
Depczcie nas do woli
Dorosłe zwierzaki muszą jednak poradzić sobie z letnią presją turystów. Łączna powierzchnia polskich plaż wynosi raptem 20 kilometrów kwadratowych, a rocznie odwiedza je około 8 mln ludzi. Między południem a zachodem słońca jeden plażowicz ma średnio do dyspozycji 10 metrów kwadratowych – w Warszawie na jednego mieszkańca przypada 25 razy więcej przestrzeni! Tym problemem zajął się zespół ekologów morza z Instytutu Oceanologii PAN kierowany przez prof. Jana Marcina Węsławskiego. Ponieważ placówka ta mieści się w Sopocie, niedaleko Grand Hotelu, odcinek położony między molo a instytutem należy do najlepiej zbadanych plaż Polski. Naukowcy policzyli m.in., ilu turystów spaceruje tu po piasku. Po południu w ciągu godziny jest ich nawet 450. To znaczy, że dziennie jeden metr kwadratowy piasku jest deptany 3 tys. razy. Drobne zwierzaki w ogóle się tym nie przejmują. Badacze przekonali się o tym, gdy poprosili uczniów z trójmiejskich szkół, żeby pobiegali po plaży, w której zakopali owoce śnieguliczek. Już na głębokości 20 cm kruche kulki były nietknięte. Te zaś w wyższej warstwie okazały się świetnie przemielone – powstały z nich drobinki, które mogły wniknąć głębiej i stać się pokarmem dla meiofauny. To samo dzieje się z porzuconymi kanapkami, skórkami bananów, ogryzkami i każdym organicznym śmieciem pozostawionym przez turystów.
Gorzej, jeśli zostawią torebkę celofanową, plastikową butelkę czy zbite szkło. Takie śmieci zmuszają służby odpowiedzialne za czystość plaży do orania jej gigantycznymi grabiami. Ich zęby sięgają głęboko i rujnują spokój niewidzialnych czyścicieli, a także odbierają im naturalny pokarm. Bo to nie turyści karmią drobne zwierzaki najobficiej, ale morze. Jak obliczył zespół prof. Węsławskiego, miesięcznie na sam brzeg Zatoki Puckiej fale wyrzucają od 1,7 tys. do 15,5 tys. ton podwodnych przysmaków – głównie glonów, ale także martwych ryb, meduz, krewetek i kawałków drewna. W jakim tempie meiofauna, bakterie i inne stworzenia to sprzątają? Średnio od 2 do 15 kilogramów na metr kwadratowy na rok; mikroorganizmy żyjące na plaży przetwarzają w tym czasie do 75 kilogramów mokrej masy na metr sześcienny. Naukowcy wyliczyli nawet, ile są warte takie naturalne usługi sanitarne – aż 5,5 mln euro rocznie.
Odkrycie pod ręcznikiem
Plaże mają także wartość naukową. Fauna między ziarnami piasku nadal skrywa wiele tajemnic. Wirki, obok nicieni, są głównymi drapieżnikami tego ekosystemu. Polują na orzęski, parzydełkowce, inne wirki, nicienie, skorupiaki. Gatunki o złożonej gardzieli mogą polować na ofiary większe od nich samych. Nie gardzą glonami i okrzemkami, zapewne także bakteriami. Ale jaki dokładnie mają wpływ na morski ekosystem? Nie wiemy. Być może
całkiem spory. Do tej pory opisano ponad 3 tys. gatunków wirków, ale to zapewne czubek góry lodowej. Kiedy bowiem naukowcy wzięli się za systematyczne przeczesywanie plaż Morza Śródziemnego, okazało się, że 50 do 95 proc. gatunków wirków – zależnie od lokalizacji – to nowość dla nauki. Na niemieckiej wyspie Sylt opisano ich ponad 450. A u nas? W Bałtyku doliczono się 134 gatunków. Na polskim wybrzeżu ostatnie, ale nadal wstępne badania prowadziła dr Barbara Urban-Malinga z Morskiego Instytutu Rybackiego w Gdyni. Znalazła 34 gatunki. „Na pewno jest ich więcej, w tym kilka nieznanych jeszcze nauce” – uśmiecha się dr Werner Armonies, specjalista od meiofauny pracujący w Alfred-Wegener-Institut. Pamiętajmy o tym, wylegując się na piasku – odkrycia naukowe mamy na wyciągnięcie ręki, tuż pod naszymi plażowymi ręcznikami…