Pomysł ten nie należy do nowych. Już bowiem w 2015 roku astronomowie Mike Brown oraz Konstantyn Batygin opublikowali pracę, w której wskazywali, że orbity grupy obiektów transneptunowych poruszających się po wysoce eliptycznych orbitach najlepiej może tłumaczyć obecność masywnej planety daleko za orbitą Neptuna. Choć od tego pierwszego artykułu minęła już niemal dekada, tematu potencjalnej dziewiątej planety Układu Słonecznego nie udało się łatwo odrzucić. Mało tego, badacze konsekwentnie prowadzą badania, które mają z czasem pozwolić nam odkryć tę nieznaną jeszcze planetę.
Warto tutaj zwrócić uwagę na fakt, że Brown i Batygin postępują dokładnie tak, jak astronomowie postępowali na przestrzeni ostatnich kilku stuleci. Jakby bowiem nie patrzeć, dokładnie w ten sam sposób odkryto Neptuna. Szczegółowe pomiary orbity Urana wskazywały bowiem, że planeta ta nie porusza się zgodnie z prawami fizyki newtonowskiej. Naukowcy wywiedli z tego informację o tym, że na planetę musi zatem działać jeszcze jedno masywne ciało znajdujące się za orbitą Urana. Orbita Urana wskazała dokładnie, w którym miejscu powinien znajdować się ten obiekt. Dzięki temu udało się odkryć Neptuna.
Czytaj także: Planeta 9 nie daje naukowcom spokoju. Czy planetoida CNEOS14 wskazała nam, gdzie jej szukać?
Sytuacja z hipotetyczną dziewiątą planetą jest zatem podobna. Samej planety jeszcze nie widzieliśmy, ale zachowanie dużej grupy obiektów krążących wokół Słońca daleko za orbitą Neptuna wskazuje na to, że jakiś masywny obiekt znajdujący się daleko za Neptunem oddziałuje na nie grawitacyjnie, niejako skupiając ich orbity.
Jeżeli Planetę 9 usuniemy z symulacji, trudno wyjaśnić orbity obserwowanych obiektów. Gdy wstawimy ją ponownie, wszystko do siebie pasuje.
W opublikowanym właśnie artykule naukowym badacze przyjrzeli się grupie długookresowych obiektów przecinających orbitę Neptuna. Wszystkie omawiane w artykule obiekty zbliżają się na swojej orbicie do Słońca na odległość od 15 do 30 jednostek astronomicznych. Sam Neptun okrąża centrum Układu Słonecznego w odległości właśnie 30 AU.
Naukowcy skupili się na próbie wyjaśnienia orbit tejże grupy obiektów. W toku badań okazało się, że symulacje uwzględniające obecność jednej masywnej planety daleko za orbitą Neptuna znacznie lepiej tłumaczy orbity tychże obiektów, niż jakakolwiek inna symulacja, w której takiej planety nie ma. Ten stan rzeczy utrzymał się także po uwzględnieniu oddziaływań pływowych galaktyki oraz grawitacyjnego wpływu przelatujących w pobliżu Układu Słonecznego innych gwiazd. Można zatem powiedzieć, że symulacje numeryczne wyraźnie wskazują na to, że nie znamy jeszcze jednego masywnego obiektu w naszym bezpośrednim otoczeniu.
Żeby jednak nie było tak łatwo, symulacje w żaden sposób nie wskazują, gdzie owa dziewiąta planeta miałaby się aktualnie znajdować.
Czytaj także: W Układzie Słonecznym kryje się jeszcze jedna planeta. Wiemy jak ona wygląda
Naukowcy mimo to jednak optymistycznie spoglądają w przyszłość. O ile obecnie dostępne instrumenty obserwacyjne nie nadają się do poszukiwania tejże hipotetycznej planety, o tyle Obserwatorium Very Rubin, które już wkrótce rozpocznie katalogowanie obiektów nocnego nieba, nadaje się do tego zadania doskonale. Astronomowie są zatem przekonani, że jeżeli Planeta 9 faktycznie istnieje, to o jej istnieniu możemy się dowiedzieć w ciągu kilku najbliższych lat.
Ironią takiego odkrycia byłby fakt, że Mike Brown, człowiek, który odpowiada za to, że Pluton przestał być dziewiątą planetą Układu Słonecznego (Międzynarodowa Unia Astronomiczna zmieniła jego klasyfikację na planetę karłowatą, tym samym zmniejszając liczbę planet Układu Słonecznego z dziewięciu na osiem), odpowiedzialny byłby za odkrycie nowej dziewiątej planety Układu Słonecznego. Tak się jednak właśnie może wydarzyć.