Niektórzy współcześni literaturoznawcy kładą nacisk na samą lekturę lub odbiór dzieła, przekonując, że osoba autora nie jest istotna. Czytelnicy zazwyczaj tego braku zainteresowania nie podzielają. Skądinąd naturalna ta ciekawość – wiedzieć, kim był autor, jak wyglądało jego życie, jakim był człowiekiem, co myślał o świecie i jak odnajdował się w swoich czasach – w końcu to są podstawowe pytania!
Czytaj też: Ojciec genetyki wyjęty z grobu po prawie 150 latach. Jego ciało skrywa pewne tajemnice
Bywa jednak tak, że autorzy pozostają głęboko ukryci w cieniu swoich dzieł za sprawą własnych wyborów oraz atmosfery epoki, w której tworzyli. Tak było w przypadku twórcy „Kroniki polskiej”, zwanego Gallem Anonimem. Średniowieczna kultura wymuszała na artystach anonimowość (bo ważna była nie kariera oraz dobre imię artysty, lecz jego służba Bogu za sprawą tworzonych utworów). Dlatego też nie wiemy do dziś, kim był autor pierwszej polskiej kroniki historycznej spisanej po łacinie. Przydomek „Gall” sugeruje, że pochodził z Francji. Liczne „śledztwa” prowadzone przez historyków literatury ustaliły, że mógł być także węgierskim zakonnikiem, któremu powierzono wychowanie i edukację młodego Bolesława Krzywoustego. Twardych dowodów, kim był „Gall Anonim”, nie udało się jednak do tej pory odnaleźć.
Podobnie rzecz się ma z jednym z najwybitniejszych polskich poetów XVI stulecia – Mikołajem Sępem Szarzyńskim (ok. 1550–1581 r.). Choć żył w czasach Jana Kochanowskiego, swoją twórczością (a zwłaszcza dramatycznymi sonetami o charakterze metafizycznym) zapowiadał nową epokę: barok. Jego wiersze – pośmiertnie – wydał brat z po-mocą niezidentyfikowanego mnicha dopiero w roku 1601. O Szarzyńskim niewiele wiadomo, nie dysponujemy żadną jego podobizną, choćby i w postaci popularnego w tamtych czasach w kulturze sarmackiej portretu trumiennego. Także życiorys młodego poety pełen jest luk i niedopowiedzeń. W ten sposób losy jednego z najciekawszych i intrygujących polskich twórców pozostają w zasadzie nieznane.
Współcześnie, kiedy osoba pisarza stanowi często wdzięczny (lub niewdzięczny) przedmiot strategii marketingowych, intrygujące wydają się te przypadki artystów, którzy z wyboru i konsekwentnie wycofują się z życia publicznego oraz otaczają własne losy aurą tajemniczości. Paradoksalnie – taka strategia wzmaga zainteresowanie twórcami, a także często wpływa znacząco na popularność ich dzieł. Jednym z najbardziej znanych pisarzy, który zdecydował się na ukrywanie się przed ciekawością gawiedzi, był zmarły niedawno (w roku 2010) J.D. Salinger, autor kultowej powieści „A catcher in the Rye” – w polskim, niedobrym zresztą tłumaczeniu, funkcjonującej jako „Buszujący w zbożu”. Pisarz znany był z tego, że wytaczał procesy wszystkim, którzy postanowili ujawnić jakiekolwiek szczegóły jego życia, w tym autorom nieautoryzowanych biografii.
Czytaj też: Co zabiło Czarnego Księcia? Raczej nie przewlekła czerwonka, jak uważaliśmy do tej pory
Swoją tożsamość ukrywa też inny – wciąż żyjący – amerykański pisarz Thomas Pynchon (autor słynnych awangardowych postmodernistycznych powieści, m.in. „Tęcza grawitacji” i „49 idzie pod młotek”). Wedle wikipedystów „stał się swoistą ikoną amerykańskiego światka pisarskiego z powodu niezłomnej i niezwykłej skłonności do ukrywania swojej osoby przed mediami. O spotkaniach z Pynchonem na ulicy powstają historie porównywalne do doniesień o yeti. Ostatnie publicznie dostępne zdjęcie Pynchona pochodzi z jego czasów studenckich”.
W Polsce natomiast popularnością w ostatnich czasach cieszy się Jarosław Świerszcz, skrywający się pod twór-czym pseudonimem Ingvar Villqist – autor sztuk teatralnych oraz reżyser, a prywatnie wykładowca akademicki i historyk sztuki. Nimb tajemniczości i niedopowiedzeń spowijający twórcę i w tym przypadku działa na korzyść jego obecności w kulturze.
Jak widać skrywana (niekiedy wręcz chorobliwie) wiedza o własnej biografii i działalności artystycznej potrafi być dźwignią… rozpoznawalności i popularności.