Plac budowy, wertepy w okolicach poznańskiego dworca, do którego każdego poranka zmierza mrowie ludzi. Spośród tłumu, na czarnym pashleyu, ikonie brytyjskich rowerów, wyłania się wysoki mężczyzna. Zgrabnie omija towarzystwo, torując sobie drogę do Concordii, starej drukarni, kilka lat temu zamienionej na centrum designu. To jedna z kilkudziesięciu inicjatyw, które rowerzysta, dziś 62-let- ni przedsiębiorca Piotr Voelkel, uruchomił w ciągu ostatnich trzech dekad. Zaczynał od studenckich festiwali muzycznych, potem produkował zabawki i drewniane karnisze, był wydawcą „Głosu Wielkopolskiego”, właścicielem rozgłośni radiowej, agencji reklamowej, patronował sztuce, stworzył Grupę Kapitałową Vox, w której skład wchodzą firmy z branży wykończenia i aranżacji wnętrz. Dziś z wielką pasją zajmuje się edukacją. Założył podstawówkę, do której chodzą jego wnuki, międzynarodową szkołę designu School of Form, w której przyszli projektanci uczą się, jak tworzyć rzeczy nie tylko piękne, ale również funkcjonalne i potrzebne.
Jako współwłaściciel Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej promuje humanistów i psychologów, podkreślając ich rolę w życiu społecznym. Swoją nadprogramową energię stara się zagospodarować z jak największym pożytkiem w wielu dziedzinach, choć sam uważa, że cały czas biegnie do horyzontu, który i tak ucieka.
Sukces napędza
Chęć rywalizacji jest u niego silniejsza niż lęk przed śmiercią
Piotr Voelkel dzieciństwo spędził w wielkopolskim Krotoszynie, ale de facto wychował się na obrzeżach tego miasta, gdzie ojciec był lekarzem weterynarii. Jak sam opowiada, było to środowisko krzepkich chłopców, którzy ciężko pracowali fizycznie. „Wiedziałem, że albo będę przez nich bity, albo zacznę nimi zarządzać. Stałem się ich liderem, organizowałem wspólne zabawy, turnieje, mecze, wojny rycerzy” – wspomina.
Zabawy z rówieśnikami nie zaspokajały w pełni możliwości młodego Piotra Voelkela. Całe szczęście żył w świecie wiejskim i kolorowym, blisko natury, gdzie można było obcować ze zwierzętami, majstrować w warsztacie samochodowym czy rowerowym, który babcia prowadziła w pobliskim Kobylinie. Nigdy się nie nudził. Chętnie rywalizował, bo jak twierdzi – sukces go napędza. Nie ma dla niego rzeczy niemożliwych, myśli niekonwencjonalnie, musi być z przodu.
Voelkel ma swoją psychologiczną teorię: „Gdy ktoś mnie wyprzedza, boję się, że mnie potrąci. Źródłem tych obaw jest lęk pierwotny. Pierwsze miesiące mojego życia były niepewne. Badania psychologiczne mówią, że niebezpieczeństwa śmierci nigdy się nie zapomina. Dlatego pędzę”.
Nieco innego zdania jest psychoterapeuta Wojciech Eichelberger, zarazem przyjaciel poznańskiego przedsiębiorcy: „Gdy razem jeździmy na nartach, Piotr, delikatnie wyprzedzany, natychmiast brawurowo przyspiesza. Jest naturalnym liderem, nie lubi, by ktoś był przed nim. Myślę, że chęć rywalizacji jest u Piotra silniejsza niż lęk przed śmiercią”.
Duch rywalizacji
Wiedziałam, że z Piotrem nigdy nie będę się nudzić
Do działania mobilizowała go zawsze ciekawość świata, którą odziedziczył po matce. Nienawidziła prowincji, jej małostkowości, konserwatyzmu, schematów. Oszczędzali cały rok, by pojechać na wakacje na Węgry czy do Jugosławii. Szukali lepszego, ciekawszego świata. „Byłem chłopcem z małego miasta, który chce zaimponować światu. Pokazać innym, że JEST, istnieje. Wiele razy prawie się udało. Zwykle w duecie z kimś, kto miał wielki potencjał, ale też potrzebował mnie do realizacji swojego projektu” – wyznaje. „Tak było na przykład z Magdaleną Abakanowicz, kiedy wspólnie zrealizowaliśmy cykl 112 bezgłowych żeliwnych postaci zatytułowany »Nierozpoznani«, który jest jedną z artystycznych wizytówek Poznania, z Igorem Mitorajem i wystawą kilkunastu jego rzeźb w Poznaniu, Warszawie i Krakowie czy z Lidewij Edelkoort, Agnieszką Jacobson-Cielecką i Dawidem Wienerem, którzy pomogli mi stworzyć School of Form. Dziś już wiem, że imponowanie innym nie wystarczy, by odczuwać satysfakcję; trzeba samemu uznać własną wartość, a to najtrudniejsze. Często w zdobywaniu akceptacji pomaga kochająca kobieta. Z żoną znamy się od podstawówki, ale bliższe relacje połączyły nas po studiach. Nie było łatwo, wymagała wielu starań, zostawiła dla mnie adoratora z Florydy”.
„Wiedziałam, że z Piotrem nigdy nie będę się nudzić” – mówi Anna Voelkel. „Ja dbam o dom, dzieci, wnuki, on nieustannie – z właściwą sobie lekkością i swobodą od lat organizuje nam życie towarzyskie” – dodaje. Spędzają wspólnie weekendy i wakacje. Często w gronie przyjaciół, wśród nich znajduje się wielu artystów, ludzi sztuki i nauki.
„Osoby mające silnego ducha rywalizacji chcą konkurować z innymi, którzy osiągnęli podobny poziom umiejętności, pewnie dlatego w otoczeniu Piotra Voelkela tak dużo różnorodnych postaci” – zauważa Iwona Bobrowska-Budny z Instytutu Talentów. „Jeśli osoby z genem rywalizacji nie mają ciekawych przeciwników, nie czują się zmotywowane do działania”.
Pasja i talent
Nie zrobiłbym tak wiele, gdyby nie sprawne ciało
Wiele tych przyjaźni narodziło się jeszcze w czasach studiów i pracy w teatrze tańca Conrada Drzewieckiego, gdzie Piotr Voelkel zarządzał sprawami technicznymi. W czasach szarej komuny teatr był miejscem kreacji i szaleństwa. Wiele podróżowali po Europie. Przygotowując kolejne premiery, poznał tajniki niezwykłych, dziś ginących rzemiosł, m.in. wyplatania lin, ślusarstwa, modelowania, perukarstwa. Imprezował z artystami i uważa, że przyjaźń z wyjątkowymi ludźmi to bezcenny skarb.
Dziś nową pasją jest dbanie o kondycję fizyczną, utrzymanie witalności. „Można zejść z kanapy i zmienić nawyki. Bo bez opieki nad ciałem wszystkie nasze aspiracje, pasje i ambicje runą w gruzy. Nie podbijemy świata” – mówi Voelkel. „Nie zrobiłbym tak wiele, gdyby nie sprawne ciało. Polecam: mniej kalorii, więcej ruchu, mało białka, dużo jarzyn i owoców” – wylicza. Jego dewiza: ciało nadąża za duchem i daje mu szansę. Nie traktuje pracy jako wysiłku, dzięki temu nie czuje się znużony wieczorem ani o żadnej innej porze.
„Jeśli człowiek ma możliwość wykorzystania swoich wszystkich talentów, wszystko idzie mu łatwiej, lepiej niż innym” – dodaje Iwona Bobrowska-Budny. „Dlatego jest pełen energii, radości życia, fruwa, odczuwa ekscytację, chce mu się. W pewien sposób osiągnięcia przychodzą mu łatwiej, tak się przynajmniej innym wydaje”.
„Roznosi go energia i ciągle młodzieńczy optymizm o niczym najsilniejsze zwierzę w stadzie” – mówi Wojciech Eichelberger. „Gdy ma się taki temperament, a w dodatku kocha się to, co się robi, to nadwyżki energetyczne siłą rzeczy wynoszą nas przed innych”.
W wirze niepokoju
Kocham aktywność, żałuję straconego czasu, każdej minuty
Żona potwierdza. Od lat ze spokojem obserwuje zmagania męża z rzeczywistością, wywoływane nierzadko jego temperamentem. Ale nie karmi się jego energią. Kiedyś lubiła nawet od niej odpocząć i cieszyła się, gdy wyjeżdżał bez niej na wakacje z dziećmi. Zjeździli camperami Kanadę, Grenlandię, Tajlandię, Wietnam i Stany Zjednoczone. Dzieci często były tłumaczami, spadały na nie różne obowiązki. Musiały szukać informacji, rozmawiać z ludźmi na lotniskach. „Dzięki temu nauczyły się swobody w kontaktach” – tłumaczy Piotr Voelkel.
On zaś bez problemu opiekował się swoją trójką, a czasami jeszcze trójką kuzynów. Dla całej szóstki gotował, zmywał, opowiadał o krajach, które przemierzali. Spali na dachach jeepów w Tanzanii, odwiedzili wszystkie zamki nad Loarą. Przepłynęli zatokę Ha-Long. Jego młodsze dzieci Ewa i Piotr junior z wypraw pamiętają głównie niespożytą energię ojca, który chciał wejść do każdego muzeum i obejrzeć każdy zachód słońca.
„Ojciec wiecznie pracował, także z domu. Gdy się pojawiał, musieliśmy chodzić na palcach. Ciągle telefonował i trzaskał słuchawką, gdy mu coś nie wychodziło albo gdy go ktoś zdenerwował. W chwilach wolnych organizował nam życie” – wspomina Piotr junior. Prócz wakacyjnych wypraw regularna akcja wychowawcza odbywała się w niedzielne przedpołudnia. Ojciec wręczał dzieciom karteczki z zadaniami na kolejny tydzień, np. posprzątać narzędzia, znaleźć książkę, kupić bilety, i sprawdzał, czy wykonały te z poprzedniego tygodnia. „Kocham aktywność, żałuję straconego czasu, każdej minuty. Zarażałem dzieci tym niepokojem, ciekawością świata, aktywnością. Dziś wciągam w ten wir moje wnuki” – opowiada Voelkel.
Wzór przedsiębiorczości
W każdy poniedziałek zakładał nową firmę
Dzieci odbierały to jednak jako przymus – życie w poczuciu nieustannych obowiązków. „Pozytywny efekt zrozumieliśmy po latach” – wyjaśnia Ewa Voelkel-Krokowicz. „Najpierw uciekałam od ojca, chciałam się sprawdzić w biznesie medialnym w Londynie, ale wróciłam, bo ojciec okazał się dla mnie wzorem przedsiębiorczości”. Podobnie było z Piotrem juniorem, który prawie od roku zarządza Grupą Vox. Ojciec pchnął go – już jako dwudziestolatka – na szerokie wody, wysyłając do Chin, by stworzył tam zaplecze do rozwoju Grupy Vox. Teraz światowe obycie Piotra Wita Voelkela jest podstawą nowej globalnej strategii firm Vox.
A wszystko zaczęło się od małego warsztatu w piwnicy, produkcji galanterii, eksportu do RFN drewnianych zabawek, a później mebli dla dzieci. Piotr Voelkel próbował działać w wielu branżach, zwłaszcza że lata 90. to był okres łatwego rozwoju. Rynek prawie pozbawiony konkurencji, a dla kogoś, kto jak Voelkel miał energię i znał zachodnie rynkowe rozwiązania, w Polsce wszystko okazywało się proste. Dlatego fabryki rosły, a Voelkel tworzył nowe biznesy i jak śmieje się jego żona – w każdy poniedziałek zakładał nową firmę. Otwierał tartaki, przejął firmę produkującą okna – Sokółka, ale nie udało się jej reaktywować. Miał agencję reklamową, rozgłośnię radiową i regionalny dziennik. Jego zainteresowania wykraczały jednak poza świat biznesu. Kolekcjonował sztukę, interesował się designem. W 1998 roku założył fundację Vox-Artis zajmującą się promocją polskiej sztuki współczesnej.
Ludzi w firmach trzymał krótko, znany był z pryncypialnych zachowań. „Na tamte czasy taki styl zarządzania był jak najbardziej właściwy, pozwolił utrzymać i rozwijać biznes” – mówi Wojciech Eichelberger. „Pomogła też chęć rywalizacji napędzająca samego przedsiębiorcę i jego biznes” – dodaje Iwona Bobrowska-Budny. „Ale sama rywalizacja nie przyniosłaby takich wyników i energii, gdyby nie była sprzężona z umiejętnością organizacji, odkrywczością i komunikatywnością”.
Nowa droga
Doceniam kontemplację, czuję się coraz bardziej zintegrowany z całym światem
Biznes rósł, a on nie miał dość. „Mogę długo leżeć na śniegu i na nim usnąć, siedzieć w przerębli, mam nadwyżkę energii, nie choruję” – mówi twórca Grupy Vox. Kiedyś zrobił test wytrzymałościowy. „Biegłem na bieżni i nie odczuwałem zmęczenia”- opowiada. „Ma pan kondycję długodystansowca” – zauważył lekarz. „Uprawia pan sport wyczynowo?” „Nie – opowiedział Voelkel – ale uwielbiam być w ruchu. Od dziecka wszędzie jeździłem rowerem. Dzięki temu mam silne nogi i w ogóle się nie męczę”. Poszedł także do astrologa – Leszek Weres wyczytał w gwiazdach: możesz jeszcze wiele, nie widać zagrożeń.
Z tą diagnozą ze spokojem otwierał kolejne firmy, a potem postanowił dać Poznaniowi Aulę Artis – zdobył pieniądze i zbudował nowoczesną salę teatralno-koncertowo-konferen- cyjną, mogącą pomieścić 600 osób. Zamiast uznania pojawiły się głosy oburzenia: Voelkel chce się dorobić na kulturze. „Dlaczego uderzają właśnie wtedy, gdy robię coś całkowicie bezinteresownie?” – mówi zdziwiony. Mimo to uważa, że spełnianie się bez oczekiwań poklasku to wyższa forma rozwoju i tą drogą pragnie podążać. Od kilku lat, choć nadal znajduje się w pędzącym pociągu, próbuje dokonać zmiany modelu życia. „Szukam nowej lepszej drogi. Wiele zyskałem dzięki SWPS i poznanym tam ludziom. Psychologia to bezcenna wiedza, pozwala mi lepiej rozumieć siebie i innych. Doceniam sens kontemplacji, czuję się coraz bardziej zintegrowany z całym światem. Nie tracę przy tym satysfakcji z aktywności, a też horyzont znacznie bliżej, czasami tu i teraz”.
„Znalazł właściwy dla siebie, a jednocześnie ważny społecznie cel, angażujący jego energię, kreatywność i pieniądze, i inwestowanie w nowoczesną edukację kreującą wolnych, E odważnych, wrażliwych i twórczych ludzi” – podsumowuje O Wojciech Eichelberger.