Focus.pl: Jest Pan znany jako wnikliwy obserwator i komentator pokolenia trzydziesto- oraz czterdziestolatków. W jaki sposób dochodzi się do tak dokładnej wiedzy, że wiele osób, czytając Pana książki, stwierdza: „to przecież o mnie”? Jak zbiera Pan informacje, na podstawie których powstają bohaterowie i ich losy?
– W rzeczywistości jestem wrażliwą małą dziewczynką, niezwykle empatyczną, tylko się ukrywam. Dlatego kiedy czytam na przykład, że manipuluję emocjami, zwłaszcza młodych ludzi, którzy nie mają stabilnego wnętrza, po to, aby na swoich książkach pisanych tanim językiem podwórka zarobić worki hajsu, to się dziwię. Bo, owszem, bardzo przyjemną częścią tej pracy może być chwila, kiedy przychodzi przelew, ale ja jestem za mało zdolny, aby kimkolwiek manipulować, więc na wszelki wypadek wolę być szczery.
Jestem też w dalszym ciągu ciekaw ludzi i świata, który spieprzyliśmy maksymalnie i pieprzymy nadal, a ponadto mój mózg jest w ciągłej depresji. Więc jak ktoś czyta moje książki, to widzi pośrednio rozmowy, które toczę z ludźmi, historie niby wesołe, a w rzeczywistości smutne.
Czy jest Pan obserwatorem, czy także uczestnikiem? Pisząc o komunikacji w sieci, przygodach z portalami randkowymi odnosi się Pan do doświadczenia swoich znajomych, zasłyszanych anegdot, czy może własnych?
– Zawsze jak się o kimś pisze, to się pisze trochę o sobie. Ale prawda ma w literaturze znaczenie drugorzędne. Oczywiście o wiele łatwiej przy budowaniu postaci jest wykorzystać cechy jakiejś realnej osoby, niż kreować ją całkowicie od początku. Tyle że nawet jeśli do tego dochodzi, to nie są te same postaci. Sytuacje są wyjęte z określonego kontekstu i wstawione w inny. Po to, aby ktoś to czytając się roześmiał, a w innym miejscu rozpłakał.
Kilka tygodni temu patrzyłem przez okno na pokryte śniegiem podwórko, trzymając w ręku kawę pół na pół z mlekiem. Piłem i widziałem, jak z taksówki, szarego mercedesa, wysiada kuso ubrana pani z czarnymi długimi włosami i zmierza raźnym krokiem do bloku naprzeciwko. Podziwiałem, bo miała buty za kolano na wysokiej szpilce i chyba ciężko w czymś takim iść, ale ona nie miała specjalnego problemu.
Fot. Wydawnictwo Novae Res
I teraz mogę uruchomić swoją wyobraźnię, co działo się dalej. W mojej wersji historii może być tak, że jest w niej niepokój, radość oraz wyczekiwanie. Bo idzie na spotkanie. Z mężczyzną, którego kocha i zaraz krew będzie jej pulsowała w ustach. I idzie szybko, kręcąc biodrami, bo się spieszy do tego mężczyzny. Albo ta kobieta to 22-letnia Rosjanka, która właśnie przyjechała do klienta. Albo przyjaciółka przyjechała do przyjaciółki z butelką wina w torebce, aby ją pocieszyć, bo jej 30-letni chłopak zamiast mieszkać z nią, woli mieszkać z matką. I czy wtedy ta kobieta, czytając przez przypadek moją książkę uzna, że napisałem o niej?
Nie wiem.
Co najbardziej boli pokolenie, o którym Pan pisze? Gdzie szukać źródeł jego kłopotów?
– Zaczęliśmy żyć iluzją.
Iluzją, że wystarczy poświęcić odpowiednią ilość czasu, przeklikać się przez różnego rodzaju serwisy i aplikacje, aby dostać to, czego chcemy, mężczyznę z marzeń albo kobietę z marzeń.
Ideał.
Filozof Yann Dall’Aglio uważa, że kobiety i mężczyźni gromadzą teraz coś, co można określić jako kapitał do uwodzenia.
Tym kapitałem są ujęcia, które ludzie pokazują na Instagramie czy Facebooku. To jak ktoś jest umalowany, jaką ma fryzurę, gdzie jedzie na wakacje, jakie ma auto to element jego/jej kapitału.
Dall’Aglio sformułował zresztą tezę, która bardzo mi przypadła do przekonania, że za chwilę pojawią się serwisy randkowe, które będą mierzyć ten kapitał i przeliczać go na punkty. Tak, aby 87-punktowcy spotykali się z 87-kami, a 40-punktowcy z 40-kami.
Kolejnym etapem będzie powstanie leków, które zniosą całkowicie jakikolwiek ból po rozstaniu. Farmakologicznie wykastrują pod tym względem emocje.
Wreszcie dojdzie do sytuacji, że ludzie nawzajem przestaną być sobie potrzebni.
Dzisiaj za równowartość 30 tys. zł można sobie kupić seks lalkę. Wchodzi się na stronę w internecie i wybiera dajmy na to Olivie 2.0. Można przebierać wśród opcji. Za 850 dolarów powiększyć jej o jeden rozmiar piersi. Później spędzić kilka godzin, zastanawiając się, jakiego rozmiaru i koloru powinna mieć sutki. Tylko 499 dolarów i można dodatkowo wyposażyć lalkę w penisa. Albo po prostu zamówić męską wersję Nicka 3.0.
Taka lalka już teraz jest perfekcyjnie doskonała. Nie mówi nie. Nie marudzi. Nie ma zapuchniętej twarzy o poranku. Nigdy nie przytyje. Lalki posiadają systemy, które umożliwiają wymianę twarzy, więc się nie znudzą. Na razie takie urządzenia wykonane są z wysokogatunkowego silikonu i zaspokajają proste potrzeby fizjologiczne, ale w tym momencie wkracza sztuczna inteligencja. Algorytmy takie jak GPT-2 już teraz są w stanie napisać powieść w stylu dowolnego pisarza. Algorytm potrzebuje tylko odpowiedniej ilości danych.
Używając podobnych programów można nadać takiej lalce ludzkie cechy. Będzie dostosowywać się sposobem rozmowy do tego, co jej właścicielka/właściciel mówi. Do tego, czego chce. Można z nią będzie prowadzić wielogodzinne dysputy o tyłku Kim Kardashian albo o realistycznej szkole haskiej w malarstwie. Co kto lubi. Lalka-robot cały czas będzie podłączona do internetu, czerpiąc stamtąd informacje. Nigdy nie zapomni o urodzinach czy rocznicach. Dzięki odpowiednim czujnikom pulsu idealnie wyczuje moment zbliżającego się orgazmu właściciela. Będzie zawsze gotowa. I kobiety oraz mężczyźni za dekadę, może dwie, zaczną zadawać sobie pytanie: po co mi normalny partner, skoro lalka zrobi wszystko lepiej, lepiej odczyta, co mnie cieszy i smuci, a na dodatek nie będzie miała żadnych wymagań?
Unika Pan sławy, występując pod pseudonimem, dlaczego?
– Dużo słucham hip-hopu. Ostatnio puściłem sobie Malika Montanę, czyli nową gwiazdę rapu. Byłem ciekaw, co to jest i dlaczego działa na wyobraźnię młodych ludzi. Wielki hit – ponad 25 mln odsłon na YT. Siadłem i słucham, a leci to mniej więcej tak:
„Przyszedłem sam, zabrałem dwie
Wychodzimy we troje do nowego AMG
Przyszedłem sam, zabrałem dwie
Wychodzimy we troje, w samochodzie robię je
Na podłodze robię je
Na kanapie robię je
Wkładaj go do buzi zanim roztopi się”
Na początku pomyślałem, że jest to bezdennie głupie, ale później się zawstydziłem i zmieniłem zdanie. Tak bowiem wyglądają marzenia młodych ludzi o sławie. Że będą błyszczące samochody za setki tysięcy złotych, kobiety wyglądające jak modelki chętne do pośpiesznego seksu oralnego i dużo hajsu na buty. No i autografy, ludzie cię zaczepiają na ulicy i rozpoznają. Ludzie za tym bardzo tęsknią, wydaje im się, że to przyniesie im szczęście i jakąś mądrość życiową, dzięki której zyskają spokój.
Sława nagle zrobiła się niezwykle łatwo dostępna. Wspomniałem o Kim Kardashian. Cały klan ma ponad 500 mln obserwujących na Instagramie. Jedna z klanu Kylie Jenner w wieku 21 lat będzie mieć pierwszy miliard dolarów. Odpowiednio dużo pokazując i ukrywając na Insta ładna dziewczyna z przeciętnego polskiego miasta jest w stanie stać się niezwykle popularna. I później tysiące kobiet chcą się ubierać tak jak ona i być takie, jak ona, a tysiące mężczyzn zastanawiają się, jaka jest w łóżku.
Fot. Wydawnictwo Novae Res
To jest fascynujące, ale nie dla mnie.
Moim zdaniem w życiu jest bardzo ważne, aby być szczerym wobec siebie. Jakakolwiek forma popularności oznacza bowiem odarcie z prywatności. Znając moje imię i nazwisko można zidentyfikować w 30-sekund miejsce, gdzie pracuję. A ja nie chcę zastać nikogo pod swoja pracą, kiedy kończę, chcę wejść na rower, włączyć sobie audiobooka i pojechać do domu.
Chcę iść na wódkę z kolegami i nie obawiać się, że ktoś z tego zrobi relację.
Jestem też zbyt słaby psychicznie, aby zmierzyć się z sytuacją, kiedy idziesz ulicą do sklepu, ktoś cię rozpoznaje i naprawdę nie chcesz dać tego autografu, a musisz. Ale jeszcze bardziej męczące od tego jest to, jak idziesz ulicą i cię nie rozpoznają, bo dlaczego nie rozpoznają, dlaczego przestali rozpoznawać?
To musi być bolesne, nie chce sobie czegoś takiego fundować.
Czy równie wnikliwie obserwuje Pan nadchodzące pokolenia: obecnych dwudziesto- i nastolatków? Czy staną się bohaterami kolejnych książek?
– Ostatnio znajoma opowiadała mi o kilku swoich koleżankach, trochę po dwudziestym roku życia, dla których czymś normalnym, a czasami nawet marzeniem jest oddanie się mężczyźnie za torebkę Saint Laurenta bądź Gucci, za 7, 8 i więcej tysięcy złotych. Kiedy się zdziwiłem i zapytałem: „ale po co?” odpowiedziała równie zdziwiona: „jak to po co? Żeby mieć torebkę”. I wtedy zrozumiałem, że coś już mi umyka.
Fot. Wydawnictwo Novae Res
2019