Pingwiny cesarskie przez cały sezon lęgowy trwający od kwietnia do stycznia, korzystają przede wszystkim ze stabilnego lodu morskiego. Każda para pingwinów ma jedno jajo. Najważniejszym zadaniem urodzonego z takiego jaja pisklęcia jest jak najszybsza utrata puszystych piór i pozyskanie ich wodoodpornych odpowiedników w procesie tak zwanego pierzenia, zanim lód morski zacznie znikać i trzeba będzie przenieść się na stały ląd. Z tego już powodu szacuje się, że pierwszy rok od wyklucia przeżywa zaledwie 19 proc. pingwinów.
Czytaj także: To były największe pingwiny w historii naszej planety. Odkryto dwa nowe gatunki
Problem zaczyna pojawiać się jednak wtedy, gdy lodu morskiego jest mało i zaczyna on znikać szybciej niż zwykle, na przykład z powodu rosnących średnich temperatur. Co więcej, im mniej lodu znajduje się wokół Antarktydy, tym mniej go jest, aby odbijać promieniowanie słoneczne z powrotem w przestrzeń kosmiczną. Zamiast tego odsłonięta powierzchnia wody pochłania to promieniowanie i prowadzi do coraz szybszego ogrzewania wód, które z kolei sprawia, że w kolejnym roku lodu morskiego powstaje mniej. Można powiedzieć, że jest to proces, który sam się napędza i to w niewłaściwym kierunku.
W ciągu ostatnich dwóch lat pokrywa lodu morskiego wokół Antarktydy osiągała kolejno rekordowo niskie poziomy. Naukowcy analizujący pokrycie lodem na podstawie zdjęć satelitarnych zauważyli, że szczególnie u wybrzeży zachodniej Antarktydy, w Morzu Bellingshausena bardzo szybko topnieje na początku roku. Naukowcy postanowili zatem sprawdzić, jak szybsze topnienie lodu morskiego wpływa na proces rozmnażania pingwinów cesarskich. Wyniki obserwacji są bardzo pesymistyczne.
W najnowszym artykule opublikowanym w periodyku Communications Earth & Environment naukowcy ustalili efekty okresu lęgowego. Okazało się, że cztery na pięć badanych kolonii straciły wszystkie pisklęta przez za szybko topniejący lód. Pisklęta, które się urodziły, nie zdążyły uzyskać wodoodpornego upierzenia przed zniknięciem lodu i nie były w stanie przetrwać w lodowatej wodzie. Liczby przytoczone w artykule są iście zatrważające. Na 10 000 par pingwinów w tym konkretnym regionie przeżyło zaledwie 850 piskląt.
Warto tutaj zaznaczyć, że jeden nieudany sezon lęgowy nie oznacza automatycznie zagłady całej kolonii. Po takim jednym sezonie kolonia może się odrodzić, jeżeli warunki w kolejnym roku będą lepsze. Poza tym na całej Antarktydzie znajdują się aż 62 kolonie pingwinów cesarskich i z pewnością nie wszystkie mierzą się (na razie) z takimi wyzwaniami.
Z drugiej strony naukowcy zwracają też uwagę na przypadki bardziej pesymistyczne. W 2016 roku pingwiny z drugiej co do wielkości kolonii pingwinów cesarskich mieszkającej na szelfie lodowym Brunt zaczęły się mierzyć z rozbiciem lodu morskiego przez potężne sztormy, przez co sezon lęgowy zakończyć się niepowodzeniem. Taka sam sytuacja pojawiła się w dwóch kolejnych latach. Wskutek niepowodzenia i masowej emigracji do innych miejsc na Antarktydzie… kolonia całkowicie zniknęła.
Sytuacja zatem jest poważna. Im lodu morskiego będzie mniej, tym większe będą problemy z utrzymaniem populacji pingwinów. W pesymistycznym i zarazem najbardziej realistycznym scenariuszu najpierw będziemy mieli do czynienia ze znikaniem kolejnych kolonii, a z czasem nawet całego gatunku pingwinów cesarskich. Szacuje się, że do 2100 roku właśnie na skutek spowodowanych przez człowieka zmian klimatycznych zniknie ponad połowa populacji pingwinów cesarskich.