Pewna polska firma sprzedaje domowe urządzenia do wytwarzania czegoś, co nazwała nanowodą. Wystarczy podłączyć tajemniczą instalację do kranu, by zamienić zwykłą H2O na tzw. wodę zdeklastrowaną, czyli rozbitą na pojedyncze cząsteczki. Ma ona ponoć szybciej przenikać do organizmu, lepiej nawadniać komórki, skuteczniej usuwać toksyny, a także łatwiej transportować substancje odżywcze i tlen. Ponoć, bo zdaniem naukowców nanowoda to zwykły wymysł. Wodę można co prawda rozbić na pojedyncze cząsteczki, ale po chwili znów łączą się one w grupy, zwane klastrami. Co więcej, taka „zwykła” H2O jest właśnie dla naszego organizmu najlepsza, bo to ją pili nasi przodkowie przez setki tysięcy lat.
Zamieszanie wokół „nanowody” doskonale pokazuje, że kranówka nadal uważana jest za coś niezbyt zdrowego, niesmacznego, wręcz trującego. Z badań przeprowadzonych przez Polskie Towarzystwo Programów Zdrowotnych wynika, że tylko dwóch na dziesięciu Polaków regularnie pije wodę z kranu. Tymczasem jest ona nie tylko zdrowa, ale także tania i ekologiczna.
Jak uzdatniania jest woda pitna?
Przez warszawską stację oczyszczania i uzdatniania przepływa codziennie ok. 300 mln litrów wody. Aby stała się ona zdatna do picia, musi przejść szereg procesów. O objaśnienie części z nich poprosiliśmy Romana Bugaja, rzecznika prasowego Miejskiego Przedsiębiorstwa Wodociągów i Kanalizacji w m.st. Warszawa.
Cyjanku nie stwierdzono
„Wróciłem w nocy do domu, butelka wody mineralnej była pusta. Pomyślałem, że nie będę specjalnie szedł do sklepu. Chwyciłem kubek, odkręciłem kurek. I żyję!” – mówi Michał Kożurno, współtwórca inicjatywy „Piję wodę z kranu”. Dla zabawy założył na Facebooku stronę pod takim hasłem i wkrótce przekonał się, że zainteresowanie kranówką jest ogromne. „Wielu internautów pytało, czy kranówka jest trująca i czy można dosypać do niej cyjanek” – opowiada Michał Kożurno.
To ostatnie pytanie wydaje się zupełnie bez sensu, ale historia zna co najmniej jeden taki przypadek. Latem 1973 r. jeleniogórski reporter lokalnego radia odebrał przerażający anonim. Młody mężczyzna stwierdził, że całe jego życie jest jedną wielką porażką, a winni temu są wszyscy inni ludzie. Dlatego też postanowił dosypać do wody w miejskich wodociągach 1,5 kg cyjanku. Prawdopodobnie spełnił swą groźbę, ale nikomu nic się nie stało. Dlaczego? Bo w wodociągach jest tak wiele wody, że trucizna uległa rozcieńczeniu i mogła najwyżej wywołać biegunkę u co wrażliwszych osób.
Dziś dosypanie czegokolwiek do wodociągów byłoby niemożliwe. Instalacje służące do uzdatniania wody są dobrze chronione, rury – zakopane głęboko pod ziemią.
Wodne mity
Prof. Stanley Goldfarb z University of Pennsylvania twierdzi, że powszechnie reklamowana „życiodajność” wody to w dużym stopniu nieporozumienie. Picie dużych ilości wody nie sprzyja odchudzaniu ani „oczyszczaniu” organizmu z toksyn. Wbrew powszechnemu przekonaniu nie wpływa to też na kondycję naszej skóry. „Ludzkie ciało i tak w większości składa się z H2O. Parę szklanek wody więcej nie zmienia tego w znaczący sposób” – wyjaśnia uczony. Jeśli pijemy więcej wody, to po prostu częściej oddajemy mocz. Odwodnienie, którym często straszy się np. sportowców, to dość rzadki problem. Owszem, pojawia się u ludzi cierpiących na niektóre schorzenia, a także u części osób starszych. „Dla wszystkich innych mam prostą radę: pijcie wtedy, kiedy czujecie pragnienie. Nie trzeba wszędzie nosić ze sobą butelki z wodą!” – apeluje prof. Goldfarb.
Kamień, chlor – nic strasznego
„Nie pij wody z kranu, bo rozboli cię brzuch!” – któż nie słyszał tego w dzieciństwie od dorosłych? Do dziś wielu Polaków sądzi, że kranówka może być szkodliwa dla zdrowia. Nasze obawy wzbudza np. osad widoczny w czajniku i naczyniach, nazywany popularnie kamieniem. Tymczasem są to zwykłe sole mineralne – związki wapnia, które nie robią człowiekowi żadnej krzywdy. Wyjątkiem mogą być osoby mające skłonności do kamicy nerkowej.
Podobnie wygląda kwestia chlorowania. Związki chloru bardzo skutecznie niszczą bakterie, choć przy okazji pogarszają smak i za-pach wody. Jednak teraz stosuje się ich mniej niż w czasach PRL, kiedy jakość wody była generalnie gorsza niż dziś. Na dodatek co-raz częściej zamiast „czystego” chloru stosowany jest jego bezzapachowy dwutlenek. Czystość mikrobiologiczną wody poprawia też ozonowanie, czyli stosowanie bardzo reaktywnej odmiany tlenu.
Faktem jest, że podczas chlorowania w wodzie pojawiają się tzw. trihalometany, do których należy np. chloroform. Te substancje zwiększają ryzyko zachorowania na nowotwory, ale tylko w nie-znacznym stopniu. Z badań przeprowadzonych przez Światową Organizację Zdrowia wynika, że ryzyko zachorowania na raka w wyniku picia chlorowanej wody jest tysiąc razy niższe niż prawdopodobieństwo, że umrzemy wskutek wypicia wody skażonej groźnymi bakteriami.
H20 pod lupą
Wskutek unijnych regulacji kranówka jest o wiele ściślej monitorowana niż woda butelkowana. Na każdym etapie produkcji jej skład badają akredytowane laboratoria, sprawdzając aż 62 różne parametry (ich listę ustaliła Światowa Organizacja Zdrowia). Czystość kranówki oceniają nie tylko urządzenia elektroniczne, ale także żywe małże. Te niezwykle wrażliwe na zanieczyszczenia mięczaki zamykają skorupy, gdy tylko wyczują w próbkach wody jakąś szkodliwą substancję.
Dokładne dane na temat wody, która płynie z naszego kranu, udostępniają przedsiębiorstwa wodociągowe. Warto jednak pamiętać, że ich odpowiedzialność kończy się w momencie dostarczenia H2O do budynku. Jeśli rury w jego obrębie są w złym stanie, może to wpływać na skład, smak i zapach wody. Ale i na to jest rada – wystarczy zainwestować w domowe filtry. Ich ceny zaczynają się już od kilkudziesięciu złotych. Warto tylko pamiętać, że te najtańsze – choć skutecznie usuwają np. chlor – zatrzymują też ważne dla naszego organizmu związki wapnia i magnezu.
Czy warto pić wodę oligoceńską?
Jej popularność też po części wynika z irracjonalnego lęku przed kranówką. Tymczasem wodę ze źródeł oligoceńskich z reguły nalewamy do niekoniecznie czystych pojemników, więc wcale nie musi być dla nas zdrowsza niż ta z kranu. Poza tym złoża oligoceńskie są położone głęboko pod skałami. To oznacza, że zawarta w nich woda jest bardzo „stara”, ale też jej źródła nie odnawiają się. Dlatego lepiej potraktować wodę oligoceńską jako cenną rezerwę na wypadek kataklizmu i nie marnować jej w nieprzemyślany sposób.
Nabici w butelkę
Kilka lat temu Ken Livingstone, burmistrz Londynu, publicznie nakłaniał Brytyjczyków do picia wody z kranu. Do jego apelu dołączył ówczesny minister środowiska Phil Woolas, który twierdził, że kupowanie wody butelkowanej jest idiotyczne i szkodliwe. Zwłaszcza że – jak wykazują badania – często nie różni się ona wcale od kranówki. Nic dziwnego, że pewien przedsiębiorca z Ostrowa Wielkopolskiego rozlewał wodę z kranu do butelek, sprzedając ją potem jako „niegazowaną i krystalicznie czystą”. Kontrole Państwowej Inspekcji Handlowej wykazały, że wielu producentów wody butelkowanej wprowadza konsumentów w błąd, podając na etykietach zbędne lub nierzetelne informacje.
Tymczasem picie wody z kranu jest 500 razy tańsze i 300 razy mniej szkodliwe dla środowiska niż picie wody butelkowanej. Największy wpływ na przyrodę mają jednorazowe plastikowe butelki. Duża ich część nadal nie jest poddawana recyklingowi. Zamiast tego trafiają na wysypiska śmieci albo – co gorsza – na pobocza dróg, do lasów, rzek i jezior. Plastikowa butelka jest w użyciu średnio przez godzinę, natomiast rozkłada się prawie tysiąc lat. W trakcie tego procesu z plastiku uwalniają się szkodliwe aldehydy i ftalany. Dlatego lepiej kupować butelki wielorazowego użytku – na rynku są nawet takie, które mają wbudowany filtr do wody – i napełniać je kranówką. Będzie i taniej, i zdrowiej!