Uran, tak samo zresztą jak i Neptun, to planety bardzo zaniedbane przez mieszkańców Ziemi. Regularnie, co 26 miesięcy w kierunku Marsa wystrzeliwane są kolejne orbitery, łaziki, lądowniki i drony. Strumień sond i lądowników zmierzających na Księżyc zasadniczo się nie kończy. Raz na dekadę większe sondy zmierzają w stronę Jowisza i Saturna, a teraz przygotowywana jest cała eskadra sond kosmicznych, które w najbliższych latach polecą zwiedzić Wenus. Merkury jest nieco rzadziej odwiedzane, ale i do niego od kilku lat zmierza kolejna sonda. Tymczasem lodowe olbrzymy – Uran i Neptun – otrzymały od ludzkości jedną (i tę samą!) sondę. Voyager 2 przeleciał w pobliżu Urana na początku 1986 roku, a w pobliżu Neptuna 3,5 roku później. I tyle. Koniec. Od ponad trzydziestu lat nie wysłano w kierunku żadnej z nich ani jednej sondy kosmicznej. Co więcej, żadna sonda kosmiczna w kierunku tych planet nie jest nawet planowana. Gdyby cokolwiek się zmieniło i NASA już dzisiaj ogłosiłaby finansowanie dla takiej sondy, to jej budowa zapewne zabrałaby 5-10 lat, a następnie lot w kierunku planety zająłby kolejne 8-10 lat. Śmiało można zatem założyć, że w ciągu pierwszych 50 lat po przelocie Voyagera do obu planet nic nie doleci. Trochę to przypomina historię z misjami załogowymi na Księżyc (ostatnie lądowanie ludzi na Księżycu miało miejsce w 1972 roku, a więc już ponad 50 lat temu). To po prostu jest niesprawiedliwe.
Uran jest fascynujący, a pierścienie Urana jeszcze bardziej
Na pierwszy rzut oka Uran nie wydaje się zbyt interesujący. Każde zdjęcie tej planety przedstawia jedynie jednorodny błękitno-mleczny glob bez żadnych interesujących struktur w swojej atmosferze. Pozory jednak mogą mylić. Uran jest najzimniejszą planetą Układu Słonecznego – minimalna temperatura na jej powierzchni wynosi -224 stopnie Celsjusza. Zewnętrzna widoczna warstwa to chmury utworzone z kryształków metanu. Pod tą warstwą znajdują się chmury zbudowane z wody, a pod nią wnętrze zbudowane ze skał i lodu. Wielu zaskoczyć może fakt, że oś obrotu planety – w przeciwieństwie do wszystkich innych planet naszego układu planetarnego – nachylona jest względem Słońca na tyle, że planeta nie tyle wiruje, ile toczy się po swojej orbicie. Zmierzone nachylenie względem płaszczyzny Układu Słonecznego wynosi 97,77°. Bieguny planety leżą w tej płaszczyźnie, w której pozostałe planety mają równik.
Czytaj także: Uran najdziwniejszą planetą Układu Słonecznego? Jego nietypowa oś obrotu powstała w zupełnie inny sposób
Planetę otacza całkiem rozbudowany układ pierścieni. Naukowcy byli w stanie jak dotąd wyodrębnić 13 różnych pierścieni, z czego większość jest naprawdę bardzo wąska i ma szerokość zaledwie kilku kilometrów. Ze względu na to, że pierścienie są cienkie i przede wszystkim ciemne, zostały odkryte dopiero w 1977 roku. Od tego czasu zostały sfotografowane zarówno przez sondę Voyager 2, jak i przez Kosmiczny Teleskop Hubble’a. Teraz dokonał tego także nowy Kosmiczny Teleskop Jamesa Webba.
Warto tutaj zauważyć, że gdy sonda Voyager 2 przelatywała w pobliżu Urana, planeta była zwrócona do Słońca swoim południowym biegunem. W 2028 roku będzie dokładnie odwrotnie – lato rozpocznie się na biegunie północnym. Na fotografii wykonanej za pomocą teleskopu Jamesa Webba możemy zatem zobaczyć późną wiosnę na północnej półkuli Urana.
Do wykonania zdjęcia naukowcy posłużyli się kamerą NIRCam rejestrującą promieniowanie w bliskiej podczerwieni. Dzięki temu – w przeciwieństwie do zdjęć z Voyagera 2 zarejestrowanych w pasmie widzialnym – na powierzchni planety możemy dostrzec znacznie więcej szczegółów. W prawej części kadru widoczne jest jasne pojaśnienie w okolicach bieguna zwróconego do Słońca. Naukowcy nazywają je czapą polarną, choć warto pamiętać, że mówimy o szczytach chmur. Owa czapa polarna znika, kiedy na danej półkuli powoli zaczyna się jesień (powoli w dosłownym tego słowa znaczeniu, jeden rok na Uranie trwa 84 lata). Naukowcy teraz będą starali się zrozumieć jakie mechanizmy prowadzą do powstawania tej struktury.
Naukowcy podkreślają, że powyższe zdjęcia są efektem trwających jedynie 12 minut obserwacji planety w dwóch różnych filtrach. Sam James Webb jest w stanie w przyszłości powiedzieć nam znacznie więcej o tej planecie. Kolejne obserwacje są aktualnie na etapie planowania.