Dziś prawie każdy chce jeździć SUV-em. W pojazdach tych bowiem podoba się nam nie tylko przystosowanie do ekstremalnych warunków, ale także ich sylwetka i komfortowe wnętrze. SUV to bowiem wygoda i poczucie bezpieczeństwa. Inna sprawa, że wiele aut, noszących dumne miano SUV-a, jest nim tylko na papierze – bez napędu na cztery koła, ze słabym silnikiem i wątpliwej jakości zawieszeniem nie mogą konkurować z prawdziwymi królami bezdroży. Takimi jak te, które prezentujemy.
„FLAGOWIEC” LEGENDY
Chyba żaden samochód na świecie aż tak jednoznacznie nie kojarzy się z jazdą po bezdrożach i leśnych ostępach. A gdyby chcieć wyłonić lidera offroadu w rodzinie Jeepa, to na myśl automatycznie przychodzi flagowy model tego producenta, czyli Grand Cherokee. Od czasu swego debiutu w 1992 roku GC miał już kilka odsłon i trudno powiedzieć, która zdobyła największe uznanie klientów. Wprawdzie sylwetka auta nie jest już tak „kanciasta” i z lekka toporna jak na początku i widać, że styliści bardzo zabiegają o to, aby przybliżyć design Grand Cherokee do aktualnych trendów, nadal kojarzy się on z przygodą i światem odległym od wygodnych przystani. Bądźmy jednak szczerzy – Jeep GC sam w sobie jest taką przystanią (no bo jak inaczej określić SUV z siedzeniami ze skóry najwyższej jakości, wyposażony w system automatycznej eliminacji szumu oraz w 19-głośnikowy sprzęt audio Harman Kardon?).
Oczywiście, najbardziej imponują silniki – najpopularniejszy to 3-litrowa jednostka diesla (252 KM), zaś najmocniejszy, to występujący w wersji SRT 6,4-litrowy benzynowy HEMI V8 (468 KM, rozpędza samochód do setki w pięć sekund).
Ponieważ Jeep służy do jazdy w niemal każdym terenie, producent wyposażył go w pięć trybów pracy, odpowiadających aktualnym warunkom na drodze oraz określonej nawierzchni. Bestia jest wiec gotowa na każde wyzwanie. A ty?
Najtańsza wersja to koszt mniej więcej 230.000 zł, najdroższa – 360.000 zł.
RATOWNIK
Nowy SUV Mercedesa, czyli GLC, to następca modelu GLK, co widać na pierwszy rzut oka – stylistyka nowej terenówki bardzo nawiązuje do ustępującego modelu, choć jest mniej kanciasta i bardziej aerodynamiczna. GLC ma też odrobinę szerszy rozstaw osi niż po-przednik, co jest odczuwalne wewnątrz pojazdu. Jest po prostu nieco większy. Na marginesie: kabina GLC przypomina tę z C-klasy – układ funkcji na kokpicie jest więc bardzo zbliżony. Producent podkreśla „maksymalny puryzm”, z jakim urządzono wnętrze – stylistyczny minimalizm jest w modzie, więc GLC wpisuje się w pewien trend. Ten, kto kupuje samochód „oczami”, z pewnością doceni Ambiente – nastrojowe oświetlenie wnętrza.
Wprawdzie producent ewidentnie celuje w target, który raczej rzadko zjeżdża z szosy i pomyka po kamieniach, ale mercedes poradzi sobie w każdych warunkach. Gama silników może nie jest imponująca, ale GLK też nie był wyposażony w jakieś potężne jednostki napędowe. Podejrzewamy, że w naszym kraju szczególnym wzięciem będą się cieszyły 2-litrowe benzynowe silniki z turbodoładowaniem o mocy 210 KM oraz silniki Diesla 2.1 BiTurbo (170 KM). Warto wspomnieć też o takich funkcjach jak aktywny asystent utrzymania pasa ruchu czy sportowy układ jezdny ze sportowym zestrojeniem amortyzatorów. Niektóre dostępne są w wersji podstawowej, inne w opcjach. Wydaje nam się, że skoro w mercedesach GLK dobrze sobie radzili nasi ratownicy z GOPR-u, również i GLC może liczyć na podobną klientelę. To naprawdę doskonała rekomendacja.
Cena modelu zaczyna się od 173.500 zł.
CZOŁG NA PASIE STARTOWYM
Jeśli chcesz poczuć, jak to jest prowadzić czołg pomieszany z myśliwcem F-16, usiądź za kierownicą nowego BMW X6. Już sama sylwetka przywodzi na myśl bitwę pod Kurskiem – autu bliżej do pojazdu pancernego niż smukłego SUV-a. Ciekawe, że konstruktorzy nowej odsłony tego niezwykle popularnego modelu nie za bardzo przyłożyli się do zmiany karoserii – pewnie uznali, że skoro coś dobrze się sprzedaje, nie ma sensu iść pod prąd. Nawet jeśli wielu miłośników motoryzacji uznaje, że X6 jest po prostu nieładna (ale pamiętajmy, opinie te pochodzą z kręgu osób, które nie posiadają tego pojazdu i może kierować nimi zwykła zazdrość) to i tak liczba nabywców nowej generacji X6 przekroczyła już ćwierć miliona). To tyle, jeśli chodzi o skojarzenia z czołgiem. Teraz czas na myśliwca. Ci, którzy sądzą, że samochód ważący znacznie powyżej dwóch ton będzie miał problemy z błyskawicznym rozpędzeniem się do setki – bardzo się mylą. Oczywiście, wersja wersji nierówna, ale ta, którą jeździliśmy, czyli M50d, z trzylitrowym silnikiem o mocy 381 koni mechanicznych, naprawdę przywodziła na myśl samolot bojowy (ok. pięciu sekund do setki). Biorąc jednak pod uwagę, że najsłabsza wersja dysponuje ponad trzystukonnym silnikiem, także jej właściciele nie powinni narzekać na zbyt wolny start spod świateł. Jeśli mocniej depnąć pedał gazu, kierowca może odnieść wrażenie, że utracił władzę nad maszyną, i teraz ona sama dyktuje warunki gry. Co bardziej wrażliwych pasażerów sportowy ryk silnika może przyprawić o ból głowy.
Cena opisywanego modelu to ponad 400.000 zł.
GENTLEMAN Z POLOTEM
Za kierownicą nowego Land Rovera Discovery Sport Luxury siadamy tuż po testach BMW X6 (patrz wyżej). W jakimś sensie są to oferty zbliżone, więc spodziewamy się podobnych emocji. Tymczasem anglik już na pierwszy rzut oka wydaje się jakby z innej bajki – karoseria ma spokojną, stonowaną linię, bez designerskich fajerwerków. Tak samo wnętrze – wręcz konserwatywne, niezwykle czytelne i przewidywalne.
W przeciwieństwie do X6 silnik zachowuje się jak deputowany do brytyjskiego parlamentu – buczy, a nie krzyczy, wchodząc na wysokie obroty z dystyngowaną flegmą. Jeśli jednak podrażnić go mocniejszym wciśnięciem pedału gazu, rusza do przodu jak startujący Halifax. Cały czas jednak oszczędzając nam nadmiaru decybeli. Inna sprawa, że testowana przez nas wersja dysponowała ponad 2-litrowym silnikiem Diesla, oferują-cym moc 190 KM (maksymalny moment obrotowy 340 Nm). Testowany model udało nam się rozpędzić do setki w 8 sekund. Na zakrętach nie trzeba (choć to wskazane) przesadnie zwalniać, bo pojazd doskonale trzyma się drogi.
Jadąc nowym Discovery Sport, kierowca musi co jakiś czas spoglądać na szybkościomierz, bo samochód ten ma w sobie oszusta: robi wszystko, abyśmy sądzili, że poruszamy się zgodnie z przepisami. Tymczasem on naprawdę szybko przekracza dopuszczalną prędkość…
Cena modelu, który testowaliśmy to 227.000 zł.
MIŁY NIE TYLKO DLA OKA
Wprawdzie hitowy i wielokrotnie nagradzany SUV Mazdy, czyli CX-5, pojawił się na naszym rynku niespełna trzy lata temu, teraz w salonach dostępna jest już wersja po face liftingu. Pozornie zmiany są niewielkie, na pierwszy rzut oka trudno je dostrzec (no, może poza „grillem” z poziomymi listewkami zamiast dotychczasowego „plastra miodu”), ale tak naprawdę jest ich sporo i wpływają na atrakcyjność tego auta.
Jeśli chodzi o elementy zewnętrzne, warto jeszcze wspomnieć o nowym kształcie reflektorów wyposażonych w diody ledowe, które wpływają na ogólne wrażenie. Jednak cały czas jest to ta sama sylwetka, zaprojektowana zgodnie z filozofią KODO, czyli Dusza ruchu.
Zdecydowanie lepiej wygląda wnętrze. Kabina, ze szczególnym naciskiem na kokpit, o wiele bardziej niż poprzednia wersja przypomina o aspiracjach Mazdy do segmentu Premium. Wprawdzie od aspiracji wciąż daleko do spełnienia, ale producent z Hiroszimy konsekwentnie poprawia jakość swoich produktów, czyniąc je bardziej eleganckie i doskonałe. Fakt, że niektóre elementy kokpitu zostały wykończone lakierem fortepianowym, musi budzić skojarzenia z ofertą prestiżową (jako posiadacz Mazdy CX-5 jestem wściekły, że dałem się skusić na zakup wersji z 2014 roku i nie poczekałem na o wiele bardziej atrakcyjne auto po face liftingu). Jeśli chodzi o silniki, to są to mniej więcej te same jednostki napędowe, co w poprzedniej odsłonie, ale w wersji z napędem na cztery koła pojawił się rarytas: 2,5-litrowy silnik o mocy 192 KM. I z takim „sercem” auto naprawdę zamienia się w ścigacza. Pozostałe silniki gwarantują jazdę dynamiczną, ale bez fajerwerków – ostatecznie to nie jest samochód na wyścigi, ale do bezpiecznego przemierzania sporych dystansów. Jeśli natomiast ktoś powątpiewa w jego zdolności terenowe, to wystarczy pomknąć leśną wyboistą drogą, żeby docenić perfekcję zawieszenia, wykonanego w nowoczesnej technologii Skyactiv.
O to, aby kierowca nie czuł się samotny, zadba system MZD Connect – multimedialny system zapewniający łączność ze światem zewnętrznym; obsługa tego systemu jest wyjątkowo prosta.
Koszt bazowego modelu nie przekracza 90.000 zł, a topowego – 152.000 zł.