W średniowiecznej Europie o Alpach myślano jednak z obawą, a nawet przerażeniem. Wznoszące się w niebo szczyty, usiane głazami i zdradliwymi turniami, uważano za niegościnne i nieprzyjazne, a już z całą pewnością nie jako miejsce, w które można udać się dla przyjemności.
XII-wieczny angielski mnich John de Bremble bynajmniej nie był miłośnikiem gór. Jego relacja z podróży przez przełęcz Mont-Cenis we francuskich Alpach w lutym 1188 r. przynosi niezwykły obraz trudów, z jakimi musieli zmagać się pielgrzymi wędrujący zimą do Rzymu.
De Bremble opisuje wieś St Rémy u podnóża przełęczy jako „uwięzioną w szczękach śmierci”, gdzie potężne lawiny porywają i grzebią pod śniegiem nieszczęsnych podróżnych. Gdy próbuje robić notatki, okazuje się, że inkaust zamarzł. Rozpacza, że na śliskim, kamienistym podłożu każde potknięcie może oznaczać upadek w przepaść. Jego modlitwa o ocalenie z lodowego piekła dobrze oddaje nienawiść, jaką darzył Alpy: „Boże, pozwól mi powrócić do mych braci, abym mógł ostrzec ich, by nigdy nie przychodzili do tego miejsca męki”.
POETA NA SZCZYCIE
Żyjący znacznie później Francesco Petrarca (1304–1374) powszechnie znany jako Petrarka – większość życia spędził, pracując na stanowisku urzędnika niskiego szczebla, ale jednocześnie stał się jednym z największych włoskich poetów w dziejach. W 1336 r. został pierwszym człowiekiem, który wspiął się na szczyt góry wyłącznie po to, by podziwiać widoki. Dla Petrarki, człowieka wielkiej pasji, rozdartego miłością do nieosiągalnej Laury, której poświęcił większość swoich wierszy, oraz zmagającego się z chrześcijańską teologią, wspinaczka była okazją do refleksji nad dwoma żywiołami wpływającymi na jego życie.
W XIV-wiecznej Europie gór wprawdzie nie ignorowano całkowicie, ale od czasów sławetnej przeprawy Hannibala w III w. p.n.e. zapuszczano się w nie wyłącznie z konieczności, gdy wymagała tego trasa podróży. Najbardziej uczęszczane były alpejskie przełęcze prowadzące do Włoch, którymi przeprawiali się francuscy i niemieccy pielgrzymi w drodze do świętych miejsc Rzymu.
Oprócz pielgrzymów w górach można było spotkać także koronowane głowy, w tym cesarza Świętego Cesarstwa Rzymskiego Henryka IV, który w 1076 r. przeprawił się przez alpejską przełęcz Mont-Cenis we Francji w drodze do Italii, aby zażegnać konflikt z papieżem Grzegorzem IV. Od 859 r. na przełęczy Mont-Cenis istniało schronisko, gdzie udzielano noclegu i pomocy podróżnym. Około 100 lat później zostało ono odbudowane przez słynnego benedyktyńskiego mnicha, św. Bernarda z Menthon.
WSPINACZKA DLA PRZYJEMNOŚCI
Jeśli nie liczyć króla Aragonii Piotra III Wielkiego (panował w latach 1276‒1285), który podobno podjął próbę wspinaczki na Pic du Canigou w katalońskich Pirenejach, ponieważ powiedziano mu, że znajduje się tam leże smoka, Petrarka był najprawdopodobniej pierwszym człowiekiem udającym się na górski szczyt wyłącznie dla przyjemności, a nie dlatego, że tamtędy wypadała droga. Młody poeta spędził dwa lata w kręgach dworu papieskiego, rezydującego ówcześnie na wygnaniu w Awinionie w południowej Francji.
Z okna widział potężny masyw Mont Ventoux, leżącego ok. 50 km na północny wschód, a „pragnienie ujrzenia, co widać z tak wielkiej wysokości”, towarzyszyło mu przez wiele lat.
Petrarka doskonale znał literaturę klasyczną, a pomysł wspinaczki zakiełkował w jego umyśle, gdy przeczytał o wejściu na górę Hemus (w Bułgarii), którego ok. 340 r. p.n.e. dokonał Wielkiego). Petrarka nie zamierzał wspinać się w pojedynkę. Po odrzuceniu kilku kandydatów na towarzyszy wyprawy zdecydował się ostatecznie zabrać swojego młodszego brata.
Gherardo Petrarca, człowiek z natury spokojny, godny zaufania i silny, doskonale uzupełniał artystyczny temperament Petrarki podczas wejścia na Mont Ventoux.
DUCHOWY SZCZYT
W swojej relacji Petrarka nie wspomina o przygotowaniach do ekspedycji. Bracia wyruszyli 24 kwietnia 1336 i wraz z dwoma sługami dotarli do Malaucène, niewielkiej wioski leżącej u podnóża liczącej 1912 m n.p.m. góry.
Dwa dni później Francesco i Gherardo oraz ich słudzy wyruszyli w drogę na szczyt. Mijając ruiny klasztoru, spotkali starego pasterza, który powiedział im, że sam zdobył szczyt 50 lat wcześniej, i ostrzegł, że droga jest trudna i niebezpieczna, a końcowy rezultat niewarty wysiłku, sińców i otarć. To jednak nie zraziło Petrarki i jego towarzyszy, którzy pozostawili pasterzowi na przechowanie zbędny bagaż i ruszyli w górę.
W liście do swojego duchowego przewodnika, ojca Dionigiego da Borgo San Sepolcro, napisanym po wyprawie, Petrarka zawarł metafizyczne interpretacje przeżytej przygody. W jego oczach ekspedycja symbolizowała ludzkie dążenie do porzucenia świata materialnego na rzecz duchowego, a dotarcie na szczyt góry było niczym oczyszczenie się z wszelkiego grzechu i stanięcie przed obliczem samego Boga.
Po drodze pojawiły się jednak znacznie bardziej przyziemne przeszkody. Petrarka za wszelką cenę chciał dotrzeć na szczyt, ale ponieważ nie był tak silny i wytrzymały jak jego brat, musiał wędrować długimi zakosami po zboczu. Gherardo z kolei parł prosto w górę po żlebach, wybierając najbardziej stromą, ale zarazem najkrótszą drogę. W rezultacie, gdy Petrarka docierał wyczerpany do kolejnego miejsca postoju, jego brat już tam na niego czekał, odpoczywając i ciesząc się widokiem.
Wspinacze w końcu osiągnęli wierzchołek, który nagrodził ich trudy wspaniałym widokiem, sięgającym aż do Marsylii na południowowschodnim wybrzeżu Francji. Szczyty Pirenejów jednak zasłaniała mgła. Ogarnięty emocjami i przepełniony myślami o greckich bogach rezydujących na szczycie Olimpu, a także o swojej nieodwzajemnionej miłości do nieosiągalnej muzy Laury, Petrarka wyjął z kieszeni książkę – „Wyznania św. Augustyna z Hippony”. Nie był to może najbardziej oczywisty wybór lektury do czytania na górskim szczycie, ale też sam Petrarka nie był oczywistym wspinaczem.
Gherardo i Francesco następnie rozpoczęli zejście. Do zajazdu w Malaucène dotarli już po zmroku. Według własnej relacji Petrarka przez całą drogę nie wypowiedział ani słowa, całkowicie pochłonięty refleksją zainspirowaną wejściem na szczyt. Następnie postanowił dokładnie opisać wyprawę w postaci listu do ojca Dionigiego, aby utrwalić swoje wrażenia i emocje, nim rozpłyną się w pamięci.
Choć Petrarka spędził dziesięć z kolejnych 17 lat w miejscach położonych niedaleko Mont Ventoux, nigdy więcej nie wybrał się ani na tę, ani na żadną inną górę. Jak się zdaje, w zupełności zadowalało go zdobycie duchowego szczytu tylko raz. To zresztą wystarczyło, by zapisał się w historii nie tylko jako wielki poeta, ale także pierwszy prawdziwy alpinista.
AKT MIŁOŚCI
Wspinaczka Petrarki na szczyt Mont Ventoux, którą sam określił mianem „wędrówki duszy”, była również aktem oddania Laurze, wyidealizowanej bohaterce i adresatce większości jego sonetów. O jej osobie, pochodzeniu, stanie i życiu mało co wiadomo. Domniemywa się, że Laura w rzeczywistości była córką Audiberta de Noves i żona niejakiego Hugona de Sade.
Artykuł pochodzi z książki „Zdobywcy. Ludzie, szczyty, wyprawy” wydanej nakładem wydawnictwa Burda Książki, 2020.