Była wiosna 1946 roku. Latem inżynier miał świętować 52. urodziny. Wszystko, do czego doszedł w życiu, zawdzięczał swojemu uporowi, determinacji, ale i wrodzonemu optymizmowi. Ojciec zmarł, gdy miał trzy lata. Matka oddała go na wychowanie ciotce, ale nie zagrzał u niej miejsca. Już jako 12-latek praktykował w przędzalni. Później zaciągnął się do US Navy. Gdy zrezygnował ze służby, po czterech latach, znalazł zatrudnienie w firmie Raytheon. Nie miał co prawda wykształcenia, był za to znakomitym praktykiem.
W latach 40. firma zajęła się produkcją części do radarów. Inżynierowie mieli przed sobą nie lada problem do rozwiązania. Ówczesne radary były sporymi urządzeniami, a ich montaż, np. na samolotach, nie był w ogóle możliwy. Brytyjczycy wpadli więc na pomysł stworzenia małych, lecz silnych źródeł fal radiowych o długościach rzędu centymetrów. Tak powstał magnetron, daleki kuzyn lampy elektronowej. Urządzenia te zaczęła produkować spółka, w której pracował Spencer. Był na tyle pomysłowy, że potrafił zwiększyć produkcję magnetronów z 17 do 2600 dziennie.
To nie Spencer pierwszy zauważył, że magnetron topi batoniki. Jego koledzy wcześniej dostrzegli tę właściwość, jednak zjawisko to nie skłoniło ich do dalszych badań. Tymczasem Percy przyszedł następnego dnia do pracy z jajkiem i kolegą, któremu chciał zademonstrować niespotykane właściwości radaru. Gdy wystawił jajko na działanie fal, przez chwilę nic się nie działo, ale kiedy znajomy Spencera podszedł bliżej i nachylił się… jajko eksplodowało. Kawałki żółtka zatrzymały się na jego czuprynie.
Spencer przystąpił do prac z asystentem Roly Hansonem. Swój projekt określili mianem „Speedy Weenie”, co w slangu znaczyło „szybki hot-dog”. Już jesienią firma Raytheon opatentowała urządzenie, które nazwano „Radarange”, czyli radarowa kuchenka. Okazało się, że mikrofale wprawiają w drgania niektóre cząsteczki np. wody, które podgrzewają się od wewnątrz, bardzo szybko wibrując. Wystarczyło ograniczyć emisję mikrofal do wnętrza kuchenki, by urządzenie stało się bezpieczne.
Był jednak pewien problem. Pierwsza kuchenka na mikrofale ważyła 400 kg, miała dwa metry wysokości, musiała być chłodzona wodą, co wymagało podłączenia do systemu wodociągowego. Jakby tego było mało, kosztowała 5 tys. dol., co z wiadomych względów nie wywołało entuzjazmu. W ciągu najbliższych kilku lat zarówno rozmiary, jak i cena urządzeń znacząco się zmniejszyły. W połowie lat 50. wypuszczono na rynek pierwsze egzemplarze kuchenek do użytku domowego. Kosztowały 1290 dol. – ale było to wciąż za dużo. W 1965 roku Raytheon przejął firmę Amana produkującą urządzenia AGD, głównie lodówki i klimatyzatory. Dwa lata później na rynek wypuszczono pierwszą 100-woltową kuchenkę mikrofalową o niewielkich rozmiarach i cenie, która nie przekraczała 500 dol. Wtedy zaczęło się prawdziwe szaleństwo. Okazało się, że urządzenie znakomicie sprawdza się w nowych, szybkich czasach. Dzięki niemu łatwiej jest odgrzać gotowy posiłek, niż przygotowywać go od początku. Do 1975 roku liczba sprzedanych mikrofalówek była większa niż liczba sprzedanych kuchenek gazowych. W następnym roku już w 17 proc. gospodarstw domowych w Japonii posiłki przygotowywano, korzystając z wynalazku Spencera. Na upowszechnienie kuchenek w państwach bloku komunistycznego przyszło czekać jeszcze 15 lat.
Percy pracował z powodzeniem w firmie Raytheon, osiągając stanowisko starszego konsultanta. Miał na koncie ok. 150 patentów, chociaż nie ukończył żadnej uczelni. Za życia uchodził za eksperta w sprawie mikrofal. Zmarł w 1970 roku w wieku 76 lat.