Według Księgi Rodzaju strach przed wężami jest spuścizną po grzechu pierworodnym. A że ta niechęć jest powszechna, dowodzą mity z różnych stron świata, które przedstawiają owe gady jako archetyp zła: niebezpieczne, złośliwe, podstępne i potężne. I wygląda na to, że legendy te nie wywodzą się jedynie z ludzkiej fantazji – nasz strach przed wężami jest w dużym stopniu wrodzony. Dlaczego tak się dzieje, skoro w większości są one dla ludzi nieszkodliwe? Gatunki jadowite stanowią mniej niż jedną szóstą populacji wszystkich węży na świecie. Ponadto ten, kto miał odwagę dotknąć węża, wie, że wbrew stereotypowym wyobrażeniom nie jest on zimny i wilgotny, ale suchy i ciepły w dotyku.
Z doświadczeń psychologów wynika, że małe dzieci zwykle nie boją się tych zwierząt, ale niezwykle wprawnie je odnajdują. Po czym szybko uczą się ich bać pod wpływem zasłyszanych opinii. Vanessa LoBue i Judy DeLoache z University of Virginia udowodniły to, sprawdzając zdolności osób dorosłych i trzyletnich dzieci do odnajdywania zdjęć węży wśród wizerunków „obojętnych” stworzeń (kwiatów, żab czy gąsienic). Jeśli bowiem strach przed tymi gadami jest intuicyjny, przedszkolaki powinny je wyszukiwać równie szybko jak ich rodzice. I tak właśnie było – uczestnicy eksperymentu znacznie szybciej dostrzegali węże niż inne obiekty. Obserwacje psychologów potwierdzają też nasze codzienne doświadczenia. Gdy napotykamy węża w lesie, z reguły instynktownie zamieramy w bezruchu. Dostrzegamy te zwierzęta niezależnie od świadomej obserwacji. A w ogrodach zoologicznych przed terrariami z wężami stoimy wyjątkowo długo, czasami wielokrotnie dłużej niż np. przed wybiegiem dla lwów czy słoni. Nie znosimy tych gadów, a jednocześnie nie potrafimy przestać na nie patrzeć. Dlaczego?
Fobia napędza mózg
Znaczące jest tu zachowanie naszych biologicznych krewnych. Strach przed wężami rozpowszechniony jest także wśród małp i małp człekokształtnych. Szympansy potrafią bać się nawet dżdżownicy, która kojarzy im się z „sami-wiecie-czym”. Swego czasu głośna była przygoda Buszmena, wielkiego samca goryla, który żył w chicagowskim zoo. Uciekł z klatki i zawędrował do kuchni, którą zaczął stopniowo demolować. Opiekunowie próbowali różnych sposobów, by go stamtąd wyprowadzić. Zadziałała dopiero rada opiekuna pawilonu gadów – do kuchni przyniesiono niewielkiego węża. W mgnieniu oka Buszmen znalazł się z powrotem w swojej klatce. Węże w tak niezawodny sposób budzą lęk u małp człekokształtnych, że są używane podczas badań mózgu, gdy trzeba pobudzić ciało migdałowate – rejon odpowiedzialny za odczuwanie strachu.
Według ewolucjonistów ofidofobia – czyli chorobliwy lęk przed wężami – najprawdopodobniej była cechą faworyzowaną przez selekcję naturalną. Jej początki sięgają czasów, kiedy prymitywne ssaki musiały przeżyć i rozmnażać się w środowisku zdominowanym przez gady. Aby nie stać się obiadem węża, wynalazły sposoby na wykrywanie unikanie i wyprzedzanie ich ataku. Niektóre zwierzęta stały się więc lepsze w wyczuwaniu zapachu wroga, podczas gdy inne wykształciły odporność na jad. Prof. Lynne Isbell, antropolog z University of California w Davis, idzie krok dalej w ewolucyjnych rozważaniach. Dowodzi, że sąsiedztwo beznogich gadów było przyczyną zaawansowanego rozwoju mózgu u naczelnych. Sokoli wzrok, oczy patrzące na wprost, percepcja głębi i rozróżnianie kolorów – w jej interpretacji nie są niczym innym jak elementem wyścigu zbrojeń między drapieżnikiem i ofiarą.
To cechy niezbędne do wykrywania zagrożenia z niewielkiej odległości. Węże bowiem to jedyne drapieżniki, przed którymi można uciec, jeśli na czas uda się je dostrzec, nawet gdy są bardzo blisko. W przypadku lwa czy orła jest inaczej – szanse na ocalenie rosną, jeśli można je zobaczyć z dużej odległości. Do tej pory ewolucjoniści tłumaczyli wykształcenie się wyspecjalizowanego wzroku potrzebą chwytania owadów, trzymania czy oglądania owoców i innych pokarmów, a także nawigacji między konarami drzew podczas skoków. Jednak obie te hipotezy neguje prof. Isabell. Nie ma mocnych dowodów na to, że wczesne naczelne żywiły się wyłącznie owadami. Być może były wszystkożerne, tak jak ich dzisiejsi pobratymcy – jadły różnorodny pokarm roślinny, liście i owoce na równi z owadami. Co więcej, obecnie prowadzone badania neurologiczne także nie dostarczają potwierdzenia, by zmysł wzroku miał doskonalić się wraz ze zdolnością do sięgania i chwytania. To raczej chwytne ręce poprzedziły opanowanie powietrznych skoków i trójwymiarowe widzenie.
Odwieczni afrykańscy wrogowie
Pierwsze ssaki pojawiły się na Ziemi 100 mln lat temu. Mniej więcej w tym samym czasie pełzały też po niej węże z wystarczająco dużymi szczękami, by te ssaki połykać. Początkowo zabijały swe ofiary, dusząc je, tak jak robią to współczesne anakondy czy pytony. Z badań genetycznych wynika, że historia upierzonych drapieżników – orłów, jastrzębi i sokołów – liczy 68–80 mln lat, zaś dowody kopalne wskazują na zaledwie 55 mln lat ich istnienia. Pojawiły się więc długo po wężach i ssakach łożyskowych. Natomiast drapieżne ssaki – np. duże koty – zaczęły zagrażać naczelnym około 55 mln lat temu. Tylko węży nasi dalecy praprzodkowie bali się od samego początku swego istnienia. Najbardziej śmiercionośne jadowite gatunki – żmije, grzechotniki, kobry, mamby, tajpany – wyewoluowały najprawdopodobniej 60 mln lat temu. Poza swą błyskawicznie działającą trucizną wykształciły także niezwykle skuteczny sposób na wstrzykiwanie jej. Ten wynalazek związany jest z pojawieniem się trudnych do złapania ptaków i szybko poruszających się ssaków. Węże opanowały także sztukę wtapiania się w otoczenie, stając się jeszcze trudniejszym przeciwnikiem.
Ewolucja najbardziej jadowitych węży oraz ssaków naczelnych przebiegała na tym samym kontynencie – w Afryce. I właśnie małpy Starego Świata mają najlepiej rozwinięty zmysł wzroku. Świetnie odróżniają kolory, dostrzegają szczegóły i najmniejszy ruch. Do Ameryki Południowej jadowite gatunki węży dostały się z Azji przez Amerykę Północną. Według danych molekularnych ta migracja mogła się odbyć w okresie od 10 do 23 mln lat temu, jednak most lądowy łączący obie Ameryki zaistniał dopiero 3 mln lat temu. Małpy szerokonose (czyli południowoamerykańskie) zaczęły kolonizować Amerykę Południową nie później niż 26 mln lat temu. Tak więc nowe gatunki naczelnych mogły powstawać, gdy węży jadowitych jeszcze nie było na tym kontynencie. Efekt? Małpy szerokonose mają gorszy wzrok niż naczelne z Afryki. Podobnie jak lemury zamieszkujące Madagaskar. Zwierzęta te nie zetknęły się z najbardziej jadowitymi gadami, gdyż przedstawicieli rodzin żmijowatych i zdradnicowatych nigdy na tej wyspie nie było.
Wspólną historię lub jej brak widać także w reakcjach na widok węża. Gdy prof. Isbell podchodziła do klatek z lemurami, trzymając wijącego się gada, zwierzęta gromadziły się przy kratach i patrzyły wyraźnie zaciekawione. „Można było pomyśleć, że gdyby tylko zostały wypuszczone z klatki, natychmiast spróbowałyby pożreć węża” – pisała prof. Isbell w swojej pracy opublikowanej na łamach czasopisma „Journal of Human Evolution”. W podobnej sytuacji małpy z Ameryki Południowej, takie jak czepiaki czy tamaryny, najczęściej uciekały, głośno skrzecząc, inne odsuwały się, ale bez objawów panicznego strachu. Duże gatunki kapucynek i wyjce pokazywały zaś kły i chciały atakować. Natomiast wszystkie afrykańskie gatunki wydawały okrzyki przerażenia i starały się wspiąć jak najwyżej po ścianach klatki. Wielkie pawiany i mandryle umykały w panice, szczekając, a szympansy błyskawicznie się cofały z okrzykiem „uh uh”.
Miej gada na oku…
Koczkodany – małpy żyjące w południowej i wschodniej Afryce – potrafią szacować niebezpieczeństwo, jakie grozi im ze strony różnych gatunków węży, i odpowiednio do niego ostrzegać współtowarzyszy. Alarm brzmi inaczej, gdy zauważą pytona, jednego z głównych wrogów, a inaczej, gdy spostrzegą mambę czy kobrę, które są co prawda za małe, żeby pożreć małpę, ale także stanowią zagrożenie. Nieszkodliwe węże i jaszczurki są przez koczkodany ignorowane – donosili wybitni badacze tych małp Dorothy Cheney i Robert Seyfarth. Nie ma także wątpliwości, że makaki indyjskie żyjące w południowych Indiach doskonale wiedzą, jak wygląda pyton, a jak okularnik i różnie na nie reagują.
Prof. Isbell uważa, że ludzie także musieli mieć szybki sposób wzajemnego ostrzegania się przed wężami. W wydanej w 2009 r. książce „The Fruit, the Tree, and the Serpent: Why We See So Well” (Owoc, drzewo i wąż: Dlaczego tak dobrze widzimy) sugeruje, że właśnie węże mogły wpłynąć na powstanie szczególnego i prospołecznego zachowania – pokazywania palcem. Prospołecznego, bo nikt przecież nie pokazuje palcem, gdy jest sam. „To zachowanie stało się szczególnie przydatne, gdy nasi praprzodkowie mocno stanęli na dwóch nogach. Wskazywanie w jakimś kierunku w celu zainteresowania innych widzianym przez siebie obiektem jest silnie związane z ewolucją języka. Wiemy to z badań neurologów i psychologów nad świadomością. Gesty i język są nieodłącznie ze sobą związane. Badania neurologiczne i badania nad świadomością dowodzą, że obie te funkcje do pewnego stopnia są jednoznaczne, są wymienne” – komentuje dla „Focusa” prof. Isbell. Nietrudno sobie wyobrazić, że ten, kto pierwszy zobaczył groźnego węża, pokazywał go palcem innym. Ewolucja więc może potwierdzać przekaz Księgi Rodzaju – to wąż przyczynił się do powstania człowieka współczesnego.
Gady w opałach
Węże mimo bardzo prostej budowy ciała przystosowały się do życia w niemal wszystkich typach środowiska. Pełnią istotną rolę w utrzymywaniu równowagi biologicznej ekosystemów, trzebiąc populacje gryzoni, płazów, jaszczurek i ptaków. Jednak najnowsze badania pokazują alarmujący spadek liczebności węży w różnych częściach świata. Na terenie Afryki, Europy i Australii dwie trzecie badanych populacji załamało się nawet na terenach objętych ochroną. I co gorsza, od ponad dekady nigdzie nie odnotowuje się oznak zmian na lepsze. Przyczyn jest wiele – m.in. ta, że węże tracą swoje ofiary, takie jak jaszczurki. Zmiany klimatyczne powodują wymieranie gatunków aktywnych w ciągu dnia. Rosnąca temperatura zmusza jaszczurki do spędzania w ukryciu więcej czasu, by uniknąć przegrzania. W efekcie mają one mniej czasu na znalezienie partnera i wystarczającej ilości pokarmu, potrzebnej do podtrzymania reprodukcji.