Opancerzenie, które zmieniło pancerne bitwy. Dlaczego pancerz reaktywny jest tak ważny?

Czasy, w których walcowana na zimno stal oraz przeróżne rodzaje kompozytów wystarczały do ochronienia czołgu, minęły już przed wieloma dekadami. Ratunek od tego stanu rzeczy zaoferował pancerz reaktywny, który… no właśnie. Czym dokładnie jest ten rodzaj pancerza i dlaczego dziś trudno wyobrazić sobie bez niego jakikolwiek nowoczesny czołg?
Opancerzenie, które zmieniło pancerne bitwy. Dlaczego pancerz reaktywny jest tak ważny?

Czym jest pancerz reaktywny?

Pancerz reaktywny jest aktualnie stosowany tak szeroko, że widok czołgu bez niego wydaje się wręcz nie na miejscu. Te wszechobecne już dodatki na wieże oraz podwozia czołgów różnego typu przypominają wymienialne “kostki”, a ich zadanie sprowadza się do utrzymywania pocisku z dala od podstawowego pancerza. Jak tego dokonują? Wbrew pozorom, nie są to po prostu wielkie kawały stali, bo najczęściej pancerz reaktywny zalicza się do typu ERA, a więc tego, który w chwili uderzenia pocisku generuje kontreksplozję, rozpraszającą energię wrogiego pocisku. Efekt? Pocisk zatrzymuje jednorazowy moduł, chroniąc tym samym główny pancerz pojazdu, który nie tylko chroni załogę, ale też jest znacznie trudniejszy do naprawienia.

Czytaj też: Ta starożytna “boska” broń była zabójcza. Jej tajemnicę zabrano do grobu

Moduły pancerza reaktywnego są utrzymywane ciągle w formie prostopadłościennych modułów, które w większości przypadków są “zawieszane” bezpośrednio na opancerzeniu czołgu, dodając do ogólnej wagi pojazdu dobre kilka ton. Ich wysoka waga rzędu 10-30 kg (zależnie od wersji) nie bierze się znikąd, bo najczęściej spotykane warianty (te wybuchowe, ERA od Explosive Reactive Armor) są wykonane w formie “kanapki” z materiałem wybuchowym umieszczonym między (zwykle) metalowymi płytami. Cechuje więc je dosyć prosta konstrukcja, która działa niezmiennie od dekad, sprowadzając się do eksplozji, posyłającej kawał zewnętrznej blachy do przodu, co zarówno wytraca energię penetratora, jak i zupełnie go uszkadza. 

Powiedzenie, żeby ogień ogniem zwalczać, ma więc tutaj zastosowanie, ale w przypadku wybuchowego pancerza reaktywnego ten “ogień” jest nie tylko zbawienny, ale też niebezpieczny. Eksplozja, to bowiem eksplozja, więc aktywacja ERA zagraża nie tylko piechocie znajdującej się w pobliżu przez wysoką fragmentację, ale nawet osobom wewnątrz chronionego nim pojazdu. Dlatego zresztą podstawowy pancerz nie stracił nigdy na znaczeniu, bo gdyby nie był odpowiednio gruby, to aktywacja ERA byłaby w stanie zaszkodzić zarówno pojazdowi, jak i personelowi wewnątrz. Warto też wspomnieć, że tego typu ochrona pojazdu znaczną część swojego sukcesu zawdzięcza przede wszystkim chaosowi na froncie, bo dokładnie temu, że trafienie dwa razy w to samo miejsce jest praktycznie niemożliwe w ferworze walki. Oznacza to, że czołg wyposażony w pancerz reaktywny może w praktyce przyjąć kilka trafień pociskami przeciwpancernymi i następnie wycofać się z frontu na szybką wymianę modułów. Co najważniejsze, wybuch występuje tylko w momencie trafienia przez pocisk przeciwpancerny, a nie byle amunicję wielkokalibrową, która zwykle zatrzymuje się już na pierwszej warstwie pancerza. Innymi słowy, nie – potraktowanie czołgu solidną serią z działka nie zniszczy jego modułów ERA.

Rewolucyjna “nakładka na pancerz”, czyli jak powstał pancerz reaktywny

Pancerz reaktywny nie jest wcale nowoczesnym dziełem. Na pomysł takiego wzbogacenia tradycyjnego opancerzenia wpadł naukowiec Bogdan Wiaczesławowicz Wojtsekowski ukraińskiego pochodzenia z radzieckiego Naukowego Instytutu Badań nad Stalą, który pochwalił się światu swoim dziełem w 1949 roku. Jednak pierwsze moduły pancerza reaktywnego powstały dopiero kilkanaście lat później, bo w latach 60. ubiegłego wieku. Wtedy jednak odstawiono je na dosyć długo, bo po pierwszych (z grubsza nieudanych) testach ZSRR powróciło do nich dopiero w 1974 roku. Tyle tylko, że wtedy wyścig zbrojeń już trwał na całym świecie i również obejmował sposoby na zwiększenie przeżywalności pancernych pojazdów wojskowych. Niemiecki naukowiec Manfred Held również wpadł na ten pomysł, a swoją pracą doprowadził do tego, że izraelskie czołgi walczyły już z reaktywnym pancerzem w wojnie w 1982 roku, udowadniając, że dodatek takiego rodzaju ma ogromny sens. 

Trudno się więc dziwić, że pierwszymi najpopularniejszymi pancerzami typu ERA pierwszej generacji były izraelskie Blazery i radzieckie Kontakt-1, a ich rolą było przede wszystkim przeciwdziałanie pociskom kumulacyjnym (HEAT). Mowa o tych pociskach, które do przebicia pancerza wykorzystują strumień kumulacyjny, co oznacza, że w chwili uderzenia w cel koncentrują się na niewielkim obszarze pancerza, ułatwiając tym samym jego przebicie w myśl zasady, że im na mniejszą powierzchnię oddziałuje dana siła, tym jest ona bardziej drastyczna w skutkach. 

Nie możemy więc powiedzieć, że pancerz reaktywny to specjalnie nowoczesny rodzaj opancerzenia, ale w ciągu dekad rozwinął się na tyle, że najnowszym rozwiązaniom daleko jest już do oryginałów w kwestii zaawansowania. Wystarczy wspomnieć, że obecnie produkuje się pancerze reaktywne III generacji. Ciągle jednak nie zmieniło się to, że najpowszechniejszym rodzajem tego pancerza jest jego wariant wybuchowy (ERA). Ulepszanie go koncentrowało się na wzmacnianiu obu elementów składowych, co sprowadzało się do coraz grubszych płyt oraz wydajniejszego materiału wybuchowego między nimi. Wszystko po to, aby zwiększyć to, jak wiele energii wrogiego pocisku jest w stanie wytrącić pancerz reaktywny. Nic więc dziwnego, że w odpowiedzi na tę formę opancerzenia zaczęły powstawać pociski APFSDS o jeszcze okazalszych zdolnościach penetracyjnych. Odpowiedzią na nie była druga generacja pancerza reaktywnego w postaci Kontakt-5 czy Nóż.

Co z kolei skontrowało drugą generację ERA? Pociski z tandemowymi, czyli dwiema ustawionymi “jedna po drugiej” głowicami. W ich przypadku pierwsza głowica przyjmuje na siebie skutki aktywacji ERA, otwierając jednocześnie drogę do podstawowego pancerza tej drugiej. Jednak i to nie zakończyło historii pancerza reaktywnego, bo w odpowiedzi na to powstały wielowarstwowe pancerze reaktywne, które dodając kolejną warstwę ochrony, całkowicie ograniczają skuteczność nawet zaawansowanych pocisków tandemowych. Mowa o pancerzu reaktywnym trzeciej generacji (Kaktus, Duplet), który to jest obecnie stosowany głównie przez Rosję i Chiny. Na tym jednak historia ma się nie kończyć, bo rosyjska legenda w postaci czołgu T-14 Armata ma mieć ponoć 4. generację ERA w postaci modułów Malachit.

Pancerz reaktywny to nie gwarant niezniszczalności

To wszystko nie oznacza jednak, że czołg z zaawansowanym pancerzem reaktywnym jest nie do zniszczenia. Wiele przykładów z wojny ukraińsko-rosyjskiej udowodniło już, że nawet tak zaawansowane opancerzenie można skontrować. Zwłaszcza że w praktyce trudno ochronić modułami ERA cały czołg. Takie dodatki są zbyt ciężkie, aby to umożliwić, dlatego są montowane zwykle w strategicznych miejscach, gdzie wymagają specjalnych uchwytów, które utrzymują je na miejscu i gwarantują, że eksplozja jednego modułu nie doprowadzi do aktywacji kolejnych.

Problem z wagą czołgów ciągle jednak rośnie, dlatego aktualnie możemy zauważyć, że mocarstwa pokroju USA stawiają aktualnie na systemy aktywnej ochrony zamiast na coraz bardziej zaawansowany pancerz reaktywny, którego waga wzrasta razem z jego potencjałem.