Jeszcze do niedawna leki na potencję były dostępne tylko w postaci twardych tabletek. Lepiej działały popite wodą, dlatego mężczyzna musiał przewidzieć, kiedy będzie potrzebował farmakologicznego wsparcia – by we właściwym momencie mieć i tabletkę, i wodę. W tak delikatnej materii jak seks planowanie jest kłopotliwe. Stąd próby doskonalenia formy leku. Jeden ze środków, zawierający wardenafil jest dostępny w formie tabletki, która rozpuszcza się w ustach w niespełna pół minuty.
Kapryśna erekcja
Przemysł farmaceutyczny dwoi się i troi, by zaradzić męskim kłopotom. Brak erekcji lub kłopoty z jej utrzymaniem dotyka 16 procent panów w wieku 20–75 lat, czyli blisko 152 mln osób na świecie. Niestety, eksperci przewidują, że te problemy będą udziałem coraz większej liczby mężczyzn. Według szacunków, w 2025 r. liczba przypadków dysfunkcji erekcji sięgnie 322 mln. Ważne jednak, by stale utrzymujących się problemów nie mylić z krótkotrwałym spadkiem formy, która każdemu może się przytrafić. A taka bywa skutkiem przemęczenia pracą i nadmiernym stresem. Jeśli nieudany jest przynajmniej co czwarty stosunek, warto udać się do seksuologa lub urologa. Trwała niezdolność do stosunku przytrafia się coraz młodszym mężczyznom, nawet trzydziestoletnim. Zwykle z problemem próbują uporać się sami. „Facet, który ma po raz pierwszy zaburzenia erekcji, jest przerażony, za drugim razem – prawie załamany. Pędzi sprawdzić, czy z inną partnerką nie będzie lepiej. Oczywiście przy tak wysokim poziomie stresu lepiej być nie może. Zamawia przez internet viagrę, która nie ma prawa pomóc, bo lekiem jest jedynie z nazwy i nie zawiera ani odrobiny substancji czynnej. W końcu mamy kandydata do terapii, totalnie załamanego”– mówi seksuolog dr Tomasz Leonowicz.
W drodze do doktora
Impotencja jest nadal tematem tabu. Pacjent sam boi się powiedzieć o braku erekcji lekarzowi, liczy na to, że zostanie zapytany. Lekarzowi, który ma za drzwiami kolejkę kilkudziesięciu osób, brakuje czasu na zrobienie szczegółowego wywiadu. „Mężczyźni czekają z wizytą u lekarza średnio półtora roku od pierwszych zaburzeń erekcji. Niekiedy dużo dłużej” – mówi dr Leonowicz. Często to kobieta prowadzi faceta do lekarza. Bo dla niego myśl o skorzystaniu z pomocy specjalisty wydaje się najgorszym, ostatecznym rozwiązaniem.Typowy mężczyzna chce wierzyć, że kłopoty przejdą same. Kiedyś panował pogląd, że męska impotencja to w 90 proc. pokłosie kłopotów emocjonalnych. Teraz wiadomo, że jest odwrotnie. Większość przypadków powodują choroby, leki lub uszkodzenia ciała. W gruncie rzeczy wszystko, co powoduje zmniejszony dopływ krwi do penisa, utrudnia albo uniemożliwia erekcję. Dlatego z wiekiem jest coraz gorzej – jedna trzecia mężczyzn po sześćdziesiątce i połowa po siedemdziesiątce doświadcza zaburzeń wzwodu. Dobra wiadomość – nigdy nie jest za późno na leczenie. Dużym błędem jest założenie, że problemy w łóżku to naturalny objaw starzenia (a na starość wszak lekarstwa nie ma!). Lekarze powtarzają, że zdrowy mężczyzna może cieszyć się seksem do późnego wieku.
Udane życie seksualne jest papierkiem lakmusowym stanu zdrowia. Zaburzenia erekcji u mężczyzny 40-letniego najczęściej poprzedzają o rok zawał serca. Impotencja bywa skutkiem nie tylko choroby wieńcowej, ale także cukrzycy, nadciśnienia, otyłości brzusznej, nadmiernie wysokiego poziomu cholesterolu. Stąd brak wzwodu jest także ważną informacją dla lekarza. Spory wpływ na potencję mają także choroby kręgosłupa, zaburzenia hormonalne, stany pooperacyjne w obrębie miednicy i schorzenia neurologiczne. W osiąganiu erekcji skutecznie przeszkadza również palenie papierosów, nadużywanie alkoholu lub narkotyków oraz przyjmowane leki (np. przeciwdepresyjne czy obniżające ciśnienie). Metod leczenia zaburzeń erekcji jest wiele, a wybór najlepszej zależy przede wszystkim od pierwotnej przyczyny. Ogromnym przełomem w terapii okazały się leki doustne. Wszystkie działają podobnie: powodują uwolnienie tlenku azotu w organizmie, który z kolei stymuluje łańcuch reakcji fizjologicznych prowadzących do rozluźnienia mięśni gładkich naczyń w ciałach jamistych i wzwodu członka.
Żaden z tych leków nie jest afrodyzjakiem, czyli substancją wywołującą podniecenie. Kiedy jednak pożądanie już się pojawi, umożliwiają erekcję. Niestety w ciągu ostatniej dekady farmakologiczną pomoc w najbardziej intymnej sferze życia otrzymali wyłącznie mężczyźni. Nie był to efekt zamierzony przez koncerny farmaceutyczne. W tym samym czasie, gdy opracowywano kolejne „wspomagacze erekcji”, trwał także wyścig, by wyprodukować tabletki, kremy czy plastry przeznaczone dla kobiet z obniżonym libido. Jak do tej pory –bez spektakularnego sukcesu.
Mit kobiecej viagry
U kobiety zanik popędu może mieć wiele medycznych przyczyn. Lekarz ginekolog czy seksuolog musi je wykluczyć, zanim zajmie się samym problemem seksualnym. Spadek pożądania bywa skutkiem niewłaściwej ilości testosteronu, estrogenów, nadczynności lub niedoczynności tarczycy, uzależnienia od alkoholu lub narkotyków, choroby nowotworowej, cukrzycy, schorzeń nerek czy chorób układu krążenia. Często obniżone libido jest efektem depresji, która – jak większość chorób psychicznych – zmniejsza apetyt na seks. Pierwszym sukcesem miała być viagra. Tak, ta sama, która tyle dobrego robi dla mężczyzn. W jednym z badań pomagała kobietom. Poprawiała ukrwienie i nawilżenie pochwy, wzniecała pożądanie, zmniejszała ból w czasie stosunku i nasilała orgazm. Informacje te wywołały euforię w lekarskim świecie. Krótkotrwałą. W 2002 r. przeprowadzono kolejne badanie, tym razem na dużej grupie pacjentek. Skuteczność leku była równa placebo. Pomysł na przepisywanie viagry kobietom upadł.
W 2006 roku pojawiły się na rynku plastry zawierające testosteron. To konsekwencja poglądu, że za zaburzenia pożądania seksualnego u kobiet odpowiadają hormony. A szczególnie zbyt mała ilość testosteronu. Wydawało się, że można temu szybko zaradzić. Wystarczy opracować metodę, która dostarczy go do organizmu. Niestety plastry z testosteronem nie zawsze się sprawdzają. „W jednych badaniach znakomicie wpływają na wszystkie funkcje seksualne, podwyższają popęd i pozwalają osiągnąć orgazm. W innych próbach nie mają takiego działania” – mówi dr Leonowicz.
Większa ilość testosteronu sprawy nie załatwia, bo przyczyny niskiego libido należy szukać przede wszystkim w psychice i emocjach kobiety, i do takiego poglądu przychyla się większość ekspertów. Flibanseryna – kilka lat temu okrzyknięta przez media różową viagrą – miała być lekiem na całe zło. Podobnie jak męska viagra (pierwotnie lek na serce) była dziełem przypadku, przeznaczonym do leczenia depresji. Jednak okazało się, że zmieniając ilość neuroprzekaźników w mózgu – serotoniny i dopaminy – działa jak afrodyzjak. Skutek uboczny szybko stał się głównym atutem flibanseryny. Jednak FDA odrzuciła wniosek o rejestrację leku na rynku amerykańskim. Okazało się bowiem, że w kwestii podnoszenia libido jest mało skuteczna, za to miała przykre skutki uboczne. Wywoływała bóle i zawroty głowy, a nawet omdlenia. Wkrótce po tej decyzji producent flibanseryny przerwał pracę nad tą substancją. Dla kobiet, które nie mają ochoty na seks, poza psychoterapią, współczesna medycyna nie ma nic do zaoferowania.